Rozdział 12

627 13 1
                                    

RAVENNA

Patrzyłam na leki przepisane przez Maure. Była trzecia w nocy, a i tak się przebudziłam, chociaż leki powinny mi pomagać. Gówno dały.

Oczywiście, zasypiałam od razu, ale i tak budziłam się w środku nocy, oburzona przez jakiś szmer lub koszmar. Maura zrobiła mnie w chuja. Złapałam za telefon i zaczęłam oglądać jakieś koty na Instagramie, jednak to i tak nie pomogło. Rozważałam nawet napisanie do Kaden'a, jednak nie chciałam go budzić.

Leo, ty chuju! Nawet nie mam z kim teraz porozmawiać.

Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. Od razu złapałam za telefon, jednak moja radość szybko zgasła.

Thomas:
Jestem przed twoim domem.

Co, kurwa?

Thomas:
Wychodź, albo po ciebie tam pójdę.

Rave:
O co ci chodzi?

Rave:
Thomas?

Thomas:
Chcę z tobą porozmawiać.

Rave:
To nie możemy w domu, jak normalni ludzie?

A no tak, zapomniałam. On nie był normalny.

Thomas:
Daje ci trzy sekundy na wyjście.

Nie zamierzałam nawet wychodzić z łóżka. Wiedziałam, że wszystkie drzwi miałam zamknięte, tak samo jak okna. Nie miał się jak dostać, ponieważ nawet nie miał już kluczy.

Nagle usłyszałam huk i szybko spojrzałam w stronę drzwi wyjściowych. Zatrzęsły się od fali uderzenia, a ja szybko wyszłam z łóżka i pobiegłam do łazienki, w której było małe okno. Chciałam pobiec jeszcze po telefon, jednak wtedy usłyszałam, jak drzwi z hukiem uderzają o ścianę.

Było już po mnie.

~≈~

-Thomas, proszę.

Poczułam uderzenie, przez co od razu zamilkłam. Gdy mnie znalazł, byłam już w połowie wychudzenia przez malutkie okienko, a teraz ciągnął mnie za włosy w stronę salonu.

-Mogłaś wyjść.- powiedział, a ja poczułam jakiś skręt w żołądku, gdy w jego głosie usłyszałam pożądanie.- Wtedy nic by się nie stało.

Rzucił moim ciałem o kanapę i rozerwał moją bluzkę, łapiąc za dwie odkryte piersi. Zaczęłam się szarpać, jednak to nic nie dało. Później zerwał ze mnie spodenki, a potem sam pozbył się ubrań. Nadal się szarpałam, a gdy w końcu udało mi się go odepchnąć, chciałam pobiec do swojego pokoju, ale ten złapał mnie w talii i rzucił o podłogę. Sparaliżowana przez ból w plecach, nie mogłam się nawet ruszyć i patrzyłam jak z uśmiechem ponownie bierze to, co nie należy do niego.

Znowu czułam się brudna, niechciana i zepsuta.

~≈~

Siedziałam na brodziku, nie zwracając uwagi na parzącą wodę, która spływała na moją głowę i całe w siniakach ciało. Niemal bezwładną dłonią tarłam swoje ciało tą szorstką częścią gąbki Niemka do krwi. Nie chciałam czuć się brudna, jednak to nie pomagało. Nawet jeśli ktoś by mnie obdarł ze skóry, którą on dotykał i tak czułabym się zepsuta i tak kurewsko brudna. Przymknęłam oczy, gdy zaatakował mnie ból, kiedy próbowałam wstać, jednak to się nie udało i upadłam, uderzając głową o ścianę. Stęknęłam cicho i przetarłam tamto miejsce, a gdy spojrzałam na dłoń zobaczyłam niewielką plamę krwi. Powoli wstałam i chcąc nie chcąc spojrzałam na siebie w lustrze.

Brudna.

Zepsuta.

Niechciana.

Sponiewierana.

Tak kurewsko zniszczona.

Wytarłam ciało ręcznikiem i nałożyłam dużą koszulkę i spodenki. Thomasa nie było już w mieszkaniu, więc mogłam na spokojnie wyjść z łazienki. Jedyne co po sobie zostawił to siniaki na moim ciele, swój zapach i zepsute drzwi. Spojrzałam na telefon i zobaczyłam tam parę nieodczytanych wiadomości i telefonów od Kaden'a.

Kaden Blake:
Śpisz?

Kaden Blake:
Chciałbym przyjechać, ale nie wiem czy ty chcesz.

Kaden Blake:
Wszystko u ciebie w porządku?

Kaden Blake:
Nie będę ci przeszkadzał.
Dobranoc, słoneczko <3

Wlepiłam wzrok w sufit, czując się coraz gorzej. Czułam nawet, że krew z rany na głowie zaczęła wsiąkać w poduszkę. Westchnęłam i przekręciłam się na drugi bok, wykrzywiając usta w grymasie. I właśnie teraz zdałam sobie sprawę, że nie zabezpieczyłam się z Kaden'em i nawet nie wzięłam tabletek antykoncepcyjnych.

Kurwa, dlaczego przypominasz sobie o tym akurat teraz? W takiej sytuacji?

Sama, kurwa, nie widziałam. Wolałam myśleć o Kadenie i o tym, czy byłby w stanie tutaj przyjechać nawet teraz, jednak nie chciałam mu przeszkadzać. Nie spałam całą noc, nie wytrzymując i wypijając dwie butelki wina. Cholera, nawet po tym nie zasnęłam.

I byłam też cholernie głupia, ponieważ napisałam do jebanego Kaden'a.

Raven Riley:
Potrzebuje cię, Blake.

Raven Riley:
Tak cholernie mocno, Kaden.

Nie odpisał, jednak widziałam, że odczytał, ponieważ po dziesięciu minutach klękał obok mojego łóżka z zatroskaną miną.

-Kto cię skrzywdził, słoneczko?- spytał szeptem, a ja zamknęłam oczy, próbując powstrzymać łzy.- Płacz to nic złego, Ravie.

Poczułam jego dłoń na policzku i usta, które całowały ślady po łzach. Zacisnęłam usta w cienką linię i wpatrywałam się w niego zamglonym wzrokiem.

Boże, ten mężczyzna jest cudowny.

-Wszystko będzie dobrze, moje słoneczko.

Chwycił moje dłonie i ucałował knykcie. Coś szeptał, jednak tego nie słyszałam i może to dobrze? Może wyznawał coś, czego nie chciałam słyszeć?

-Znajdę go i poniesie konsekwencje.- wyszeptał, kładąc się za mną.

Nie przytulił mnie, nie zbliżył się. Po prostu leżał i czekał, aż sama przezwycięże swój strach i sama się do niego zbliżę. Oczywiście, nie bałam się go, tylko ciągle przed oczami miałam dotykającego mnie Thomasa.
W końcu odwróciłam się w jego stronę i złapałam jego dłoń, mocno ją ściskając. Złożyłam na niej pocałunek i się w nią wtuliłam, czując się bezpiecznie.

Tak cholernie bezpiecznie.

R.V.R

Niestety rozdział jest krótszy, ponieważ mam ostatnio bardzo mało czasu. Przepraszam was za to i postaram się, aby następny był o wiele, wiele dłuższy.

Mam nadzieję, że podobał wam się ten ✨WYBUCHOWY✨ rozdział.

Zostaw gwiazdkę słoneczko❤️✨









K A D E N≈ 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz