Rozdział 2

834 20 4
                                    

RAVENNA

Kaden Blake był cholernym chujem.
Patrzyłam na stertę kartek, które domagały się podpisów i poprawek, a mój zjebany szef właśnie patrzył na mnie ze złośliwym uśmiechem przez okno, jak jakiś psychopata.

Kręcę głową i biorę jedną z kartek, wciąż czując na sobie jego wzrok.
Przez całą noc nie mogłam zasnąć, przez to, że zastanawiałam się, czy to na pewno był on, ale doszłam do wniosku, że niemal każdy mężczyzna mógł pachnieć szkocką i pierdolonymi papierosami. Podpisuje ją i kładę na drugą część biurka, a gdy już mam wsiąść drugą, mój nadgarstek opłata silna dłoń, a moi wzrok poleciał w stronę tatuaży na niej.

Kurwa, na pewno to on.

-Podpisywaniem zajmuję się ja, panno Raven.- nie patrzę na niego, gdy nachyla się i wycedza mi do ucha.- Zapraszam do mojego gabinetu, Riley.

Odsunął się i szybkim krokiem poszedł do pomieszczenia nie zatrzaskując drzwi, jak to miał w zwyczaju. Przez całą drogę do jego gabinetu uśmiechałam się szeroko do innych. Był to szczery uśmiech.

-Usiądź.- rozkazał, gdy zamknęłam drzwi. Zrobiłam, co powiedział i popatrzyłam na jego prawy profil, gdy klikał coś na klawiaturze.- Co się dzieje?

-Słucham? W jakiej sprawie?

-Dlaczego przychodzisz prawie każdego dnia spóźniona?- pyta, a ja zamieram.- Odpowiesz na moje pytanie, czy dalej będziesz się tak na mnie gapić?

-Mój brat... Zachorował.- mówię pospiesznie, w myślach wyzywając się od jebanych idiotek.- Moja mama wyjechała w delegację i nie ma się kto nim zająć.

Patrzę na jego twarz, widząc, że zaciska szczękę i pięści. Wydycha powietrze i przymyka oczy, jakby miał wszystkiego dość.

-Kłamiesz.

-Słucham?

-Jeśli jeszcze raz będziesz wciskać mi takie kłamstwo, wypierdole cię na zbity pysk, nie czując nawet wyrzutów sumienia, Riley.

Nachyla się, a jego oddech omiata moją twarz. Tym razem wyraźnie czuję tytoń i szkocką. Gdy patrzę w jego niebieskie oczy, one robią się jeszcze ciemniejsze.

-Bez...

-Co?

-Pachniesz bzem.- mamrocze, a potem wdycha moi zapach, nachylając się jeszcze bardziej, przez co nasze usta dzielą milimetry.- Wiesz, skoro już ze sobą spaliśmy, to mogę ci powiedzieć, że w moich wyobrażeniach przekładałem cię w tym gabinecie przez kolano, a ty jęczałaś z bólu i cholernej rozkoszy.

-Jest pan obrzydliwy, panie Blake.

-Ponieważ mówię o tym, co śniło mi się zeszłej nocy, panno Raven?- szepcze prosto w moje usta, a mój wzrok zjeżdża na nie na sekundę, co Kaden musiał wyłapać, ponieważ lekko się uśmiecha i natychmiast odsuwa.- Umowy, które domagają się podpisu daj mi, ale najpierw sprawdź, czy nie ma w nich żadnych błędów.

Wstaje i powoli otwieram drzwi, a gdy chce już wyjść, słyszę jego cichy głos.

-Następnym razem przyjdź do pracy mniej odkryta.

K A D E N≈ 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz