Rozdział 16

550 15 1
                                    

RAVENNA

2 lata później

Poprawiłam czapkę Lousii i szeroko się do niej uśmiechnęłam, całując ją w czoło. Zaczęła się uroczo śmiać i złapała mnie za rękę.

-Jak było w przedszkolu, słońce?- spytałam w języku migowym, ponieważ Lousia niestety urodziła się głucha, jednak kochałam ją całym swoim sercem.

-Dobze.

Jej głosik był cichy i niepewny. Niewiele się odzywała, a rówieśnicy w przedszkolu często się z niej naśmiewali, przez to, że nic nie słyszy i nie za często mówi. Najczęściej byli to ci starsi, którzy mieli wielką radość z uprzykrzania mojej córeczce. Wiele razy szłam z tym do dyrektorki, jednak ona rozkładała ręce i mówiła, że jest bezradna w tej sprawie. Ta stara ropucha doskonale wiedziała, że miała wiele w tej sprawie i mogłaby wygłosić kazania tym dzieciakom, jednak miała głęboko w dupie psychikę i samopoczucie dzieci uczących się w jej przedszkolu, co jeszcze bardziej mnie wkurwiało.

-Może pójdziemy dzisiaj na lody, co?

Kiwnęła z entuzjazmem głową i wtuliła się w moją nogę, gdy obok niej przeszedł duży pies rasy Husky, który polizał ją po rączce. Zaśmiałam się cicho i pogłaskałam pieska, spoglądając na jego właściciela. Był to przystojny mężczyzna w podobnym wieku do mojego, który się do mnie uśmiechnął.

-Pięknie pani wygląda.

-Dziekuję.- odpowiedziałam szeptem, czując rumieńce na policzkach i szybko oddaliłam się z Lousią.

Przez te dwa lata nie miałam nikogo, ponieważ byłam zajęta przygotowaniami do ciąży, znalezieniem pracy oraz myśleniem o Kadenie. Kellan parę razy mnie odwiedzał i z tego, co zaobserwowałam Lousia polubiła go najbardziej. Wiele razy pytała mnie, gdzie jest jej tata, a ja z ciężko bijącym sercem odpowiadałam jej prawdę. Że opuściłam go, gdy zrobił cos złego. Zawsze dopytywała mnie, co takiego zrobił, jednak albo ja, albo Kellan szybko zmienialiśmy temat na bardziej przyjemniejszy. Dowiedziałam się nawet, że Winston i Weney spłodzili córeczkę, dając jej na imię Lilith. Byłam szczęśliwa ich szczęściem i czekałam, aż los da i mnie szczęśliwe zakończenie, chociaż moim szczęśliwym zakończeniem była Lousia. Kellan również ją uwielbiał i gdy przyjeżdżał, zawsze dawał jej jakieś prezenty oraz specjalnie nauczył się dla niej migowego, przez co moje serce, za każdym razem się roztapiało, gdy patrzyłam na nich z daleka jak ze sobą rozmawiali. Był to cholernie rozczulający widok i cieszyłam się, że Kellan na poważnie wziął słowa Lou, gdy nazwała go wujkiem. Od tego czasu przyjeżdżał niemal codziennie z prezentem. Raz nawet przywiózł prezent mi, jednak nie był od niego, a Kaden'a. Był to naszyjnik z uśmiechniętym słoneczkiem, który noszę do dziś.

-Dzień dobry, jakie smaki?- spytała starsza pani i uśmiechnęła się do malutkiej brunetki, która również się uśmiechnęła.

-Dla mnie śmietankowy, a dla niej poproszę truskawkowy.

Lou od zawsze uwielbiała truskawki. Nie wiedziałam skąd się jej to wzięło, jednak za każdym razem przypominam sobie, że Kaden również je uwielbiał. Moje słońce wyglądało niemal jak on, jednak miała nasze charaktery, jego włosy i moje oczy. Moje i Kaden'a oczy różniły się tylko odcieniami. Jego były znacznie ciemniejsze niż moje, przez co uwielbiałam się w nie wpatrywać.

-Mama, kto to?

Wskazała palcem na jakiegoś mężczyznę i od razu rozpoznałam w nim Winstona. Zza jego ciała wyłoniła się szeroko uśmiechnięta Weney, a na ich widok Lou schowała się za moimi plecami.

K A D E N≈ 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz