Gdy Inez upewniła się, że Derek jest bezpieczny, postanowiła w końcu wrócić do domu i stawić czoła ciotce. Mimo później pory, już z ulicy widziała, że w salonie świeci się światło. Weszła do środka. Jeszcze w progu zdjęła z siebie kurtkę i weszła w głąb salonu, nadal trzymając na ramieniu torbę. Nie była pewna, czemu jej od razu nie odłożyła. Może podświadomie chciała mieć najważniejsze rzeczy przy sobie, gdyby Nanny ogarnął szaleńczy gniew i musiałaby się szybko ewakuować z domu.
Jej ciotka siedziała na kwiecistej kanapie wpatrzona w ekran telewizora, ale dziewczyna odniosła wrażenie, że wcale nie jest skupiona na tym, co właśnie jest wyświetlane. Jej wzrok był nieruchomy, a usta poruszały się szybko, szepcząc niezrozumiałe słowa. Gdy zrobiła kolejny krok, skrzypiąc przy tym niezwykle głośno, Nanny ocknęła się, biorąc mocny wdech powietrza. Zamrugała zmarszczonymi powiekami parę razy i obróciła głowę ku niej.
- W końcu raczyłaś się zjawić.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą, słysząc jej skrzeczący głos, którym tak często ją darzyła. Mogło to oznaczać, że ciotka nie jest zła za jej ostatni wybryk i może, przy odrobinie szczęścia nie będzie jej tego wypominać.
- Derekowi nic nie jest. – Rzekła i po chwili skrzywiła się, wiedząc, że to nie jest do końca prawda. – Kali zabiła Boyda.
- Wiem. – Odparła ciotka, odwracając wzrok ku ekranowi telewizora. Ujęła pilota leżącego obok niej w dłoń i celując w ekran, podgłośniła dźwięk o parę tonów.
Na twarzy Inez pojawił się grymas i poczuła, jak ogarnia ją gniew. Jednakże biorąc dwa głębokie wdechy, uspokoiła się na tyle, aby zapytać:- Wiedziałaś to od początku?
- Przecież ci mówiłam, abyś zostawiła to własnemu losowi. – Odparła nad wyraz spokojnie, co jeszcze bardziej zdenerwowało dziewczynę.
Inez zacisnęła usta w cienką linię, powstrzymując się od zbędnej odpowiedzi. Czując ciepło na twarzy i dziwne mrowienie w okolicy zaciśniętych w pięść dłoni obróciła się na pięcie i ruszyła do swojego pokoju.
Zrzuciła torbę na podłogę i stała na środku pokoju czując, jak krew płynie w jej żyłach z zawrotną prędkością. Oddychała ciężko, patrząc otępiałym wzrokiem w bliżej nieokreślony punkt. Spojrzała w bok i jej spojrzenie napotkało drzwi od szafy, które nagle stały się jej ofiarą. Zmarszczyła brwi i tłumiąc krzyk, który próbował wyrwać się z jej gardła, zamachnęła się i ugodziła w nie pięścią z całej siły. Wyłamała w nich dziurę jakby była to tylko cienka deska z lichego drewna. Cofnęła dłoń, patrząc na uszkodzenia. Jej brwi oddaliły się od siebie, a dłoń zaczęła pulsować z bólu. Objęła ją drugą ręką i przysiadła na łóżku.
Nadal, mając utkwiony wzrok w dziurze drzwi od szafy, nie zauważyła, jak na jej policzki wyleciały dwie duże łzy. Zsunęły się z początku powoli na jej kości policzkowe, aby następnie spłynąć szybciej po paliczkach i w końcu spłynąć po jej brodzie aż do szyi zatrzymując się dopiero na jej czarnej bluzce, wchłaniając się w materiał bezpowrotnie. Nie były to jedyne łzy, które uroniła. Zaraz za dwiema pierwszymi poszyły kolejne, tworząc na jej twarzy dwa cienkie strumyki łez. Pozwalała im spływać, aż nie wzdrygnęła się i nie wytarła dłonią policzków. Zaciągnęła powietrze nosem i wzięła parę głębokich wdechów. Chciała się uspokoić. Chciała poskromić w sobie wszystkie emocje. Zamknąć je w pudle obwiązać łańcuchem i najlepiej wrzucić do rwącej rzeki, aby zniknęły z jej życia na zawsze. Ukryła twarz w dłoniach, starając się nie myśleć o Eryce, o Boydzie, o tym, co zaszło parę dni temu i śmierci, która cały czas podążała za nią jak wierny pies.
Poczuła, jak jej telefon wibruję. Spojrzała na ekran i nacisnęła zieloną słuchawkę.
- Musimy jechać do szkoły.
CZYTASZ
Darkweather cz. III: Alfy, Bety, Omegi (Teen Wolf fanfiction)
FanfictionW Beacon Hills ponownie dzieją się rzeczy nie do wytłumaczenia. Zwierzęta szaleją ze strachu, ludzie znikają, a w mieście pojawiło się nowe stado wilkołaków, które wcale nie jest przyjaźnie nastawione do grupy nastolatków. Opowiadanie zostało opar...