Rozdział XIX. W potrzasku

90 7 16
                                    

Inez siedziała na tylnym siedzeniu i łypała złowrogo na Jannefer. Bała się nawet mrugnąć, aby ani przez chwilę nie stracić kobiety z oczu. Rejestrowała każde dyskretne spojrzenie kobiety w stronę Dereka, który trzymał kurczowo za kierownicę. Patrzył prosto przed siebie, w przeciwieństwie do Inez nie chciał nawet patrzeć na Jennefer.

- Nie robię tego z przymusu. - Odezwała się w końcu kobieta, przerywając tym, nieznośną cieszę. - Robię to, bo tak chce. Mogłabym jeszcze uciec i wcale nie byłoby wam łatwo mnie powstrzymać.

Jennefer posłała Inez tajemnicze spojrzenie, przez które dziewczyna poczuła się niekomfortowo.

- Ale nie chce, aby twoja siostra zmarła. Robiłam tylko, to co musiałam.

- Zamknij się. - Rzucił Derek, nadal mając utkwiony wzrok w jezdni przed sobą.

- Musisz poznać wszystkie fakty. Dowiedzieć się co tak naprawdę nas łączy. - Jej spojrzenie utkwiła w mężczyźnie jednakże, gdy ten nadal ją ignorował, przeniosła wzrok na czarownicę. - Muszę być silniejsza, aby zmierzyć się ze stadem Deucaliona. Wiem, co ci zrobili, Inez. - Rzekła spokojniej kobieta, nadając swojemu tonowi głosu współczujące brzmienie. - Nie chciałabyś, aby za to zapłacili?

- Przestań mówić. - Powiedział szybko Derek, rzucając przelotne spojrzenie jej i Inez.
Dziewczyna odwróciła wzrok od kobiety, coraz ciężej oddychając. Czuła jak jej słowa docierają do niej samej. Nienawidziła Alf i sama chętnie pozbyłaby się ich z miasta. Jednak cena za taką moc jej nie odpowiadała.

***

Derek zatrzymał auto praktycznie przy wejściu do szpitala, a niebieski Jeep zaparkował obok niego. Alfa wysiadł z samochodu, szybko je okrążając. Otworzył drzwi od strony pasażera i mocnym szarpnięciem zmusił Jennefer do tego, aby ta również wysiadła. Inez wyszła z auta, aby usłyszeć, jak kobieta mówi:

- Przecież mówiłam, że nie robię tego z przymusu. - Powiedziała głośno, przekrzykując deszcz, który obficie zaczął padać.

- Chodź. - Rzucił jedynie wilkołak i poprowadził ją ku wejściu do budynku.

Inez poczekała chwilę, aby zrównać się ze Scottem i Stilsem. Wilkołak i czarownica spostrzegli, że ich przyjaciel trzyma w dłoniach coś długiego.

- Co to? - Zapytał zdziwiony Scott.

Stiles poprawił uchwyt na drewnianym kiju baseballowym i rzekł:

- Ty masz pazury, a ja mam kij.

Z jego słowami weszli do środka, od razu kierując się w stronę wind. Nikt nie zwracał na nich uwagi. W szpitalu trwał harmider i nikogo z pacjentów, czy pracowników placówki nie obchodziło, że dorosły mężczyzna prowadzi kobietę przez korytarz w mocnym uścisku, a zaraz za nimi podąża trójka nastolatków.

- Scott!

Wszyscy obrócili się, słysząc jak ktoś, nawołuje chłopaka. Inez widziała, jak podbiega do nich jego matka ubrana w uniform pielęgniarki.

- Co ty tu robisz? Ewakuujemy szpital.

Inez rozejrzała się ponownie po korytarzu. Rzeczywiście wszyscy biegali tu i z powrotem pomagając pacjentom znaleźć się w bezpiecznym miejscu.

- Przyszliśmy po Corę.

- Wszyscy? - Zapytała zdziwiona, spoglądając po ich twarzach. - Czemu Stiles ma mój kij?

Między jej brwiami pojawiła się zmarszczka, jednakże zniknęła wraz ze słowami syna.

- Mamo, zaufaj mi. Musisz stąd iść. I to już.

Darkweather cz. III: Alfy, Bety, Omegi (Teen Wolf fanfiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz