Rozdział X. Znak

88 11 1
                                    

Skrobiąc palce i przeskakując z nogi na nogę Inez, próbowała się uspokoić. Jej serce zabiło dwa razy szybciej, kiedy winda zatrzymała się na odpowiednim piętrze. Rozsunęła kraty i stanęła przed dużymi drzwiami, biorąc głęboki wdech i wydech. Jeśli to, co mówił Ethan, jest prawdą, to już nigdy więcej nie pozwoli, aby coś takiego się powtórzyło.

Zakołatała w drzwi dosyć mocno jak na nią. Chwilę stała, czekając, aż ktoś jej otworzy i gdy miała już ponownie zapukać, drzwi rozsunęły się. Cora zmierzyła ją chłodnym wzrokiem od dołu do góry i gdy napotkała jej pełne oczekiwania spojrzenie, odsunęła się na bok.

Stał na środku pomieszczenia. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, który po chwili zmienił się w bardziej zdezorientowany, kiedy Inez rzuciła mu się na szyję.

- Ty żyjesz. – Powiedziała w jego ucho, trzymając go mocno. Poczuła jego mocny uścisk ramion i męskie perfumy, jakich miał zwyczaj używać. – Wiedziałam. – Dodała już szeptem.

- Już wszystko w porządku. – Odparł Derek, rozluźniając swój uchwyt. Stanęła na własnych nogach i zadarła głowę do góry, ukazując ulgę, jaką odczuła. On również wpatrywał się w jej oczy i zastygli tak na moment.

Gdyby ktoś stał z boku tak, jak Cora mógłby się wydawać, że między tą dwójką istnieją uczucia inne niż zwykła troska. Jednakże to był jedynie moment. Inez dostrzegła coś nad ramieniem Dereka i zamarła z szeroko otworzonymi oczami. Sam obrócił się od niej, spoglądając na świeżo wymalowany znak na dużym oknie loftu. Ten sam, który parę tygodni temu znajdował się na drzwiach domu Hale'ów.

- Czyli Ethan miał rację, nie tylko mówiąc, że żyjesz. – Wydusiła z siebie, patrząc teraz na Dereka. – Ale też, że Kali po ciebie idzie. Ile mamy czasu? – Zapytała, patrząc teraz na rodzeństwo.

- Niewiele. – Odparła Cora, zanim Derek zdołał cokolwiek powiedzieć. – Przybędą dzisiaj.

Teraz obie patrzyły na Alfę. Inez zacisnęła mocno usta tak, że stały się jedną bladą linią.

- Porozmawiam z Nanny. – Rzekła w końcu. – Może będzie umiała rzucić jakieś odpowiednie zaklęcia albo, chociaż przekaże mi jak je wykonać. – Gdy mówiła, chodziła od filaru do filaru, gestykulując. – Scott powinien o tym wiedzieć...

- Nie jest to sprawa Scotta. – Rzekł ostro Derek. Inez zatrzymała się w półkroku i spojrzała na niego z szokiem na twarzy. – Zresztą twoja też nie. – Dodał po chwili. Podeszła do niego bliżej, mierząc go tym razem gniewnym spojrzeniem.

- Nie waż się mnie odtrącać. Nie po tym, co się stało.

Mina Dereka złagodniała i utkwił wzrok w jednym punkcie. Inez dopiero po chwili uświadomiła sobie, że spogląda na jej odsłonięty obojczyk, gdzie poranne światło uwidaczniała blade blizny. Machinalnie poprawiła bluzę, zapinając ją pod samą brodę.

- Zostawię was samych. – Rzuciła Cora beznamiętnym tonem. Oboje odprowadzili ją wzrokiem, gdy wychodziła z mieszkania.

- Właśnie przez to, co stało się ostatnio nie, chce, abyś się w to mieszała. – Rzekł z opanowaniem, wracając do przerwanej wymiany zdań. Inez podniosła głowę i widziała, że nie patrzy na nią. Uciekał wzrokiem gdziekolwiek indziej.

- To żadne rozwiązanie. Jeśli ona... - Zamilkła. Nie chciała powiedzieć tego na głos. Bała się, że jej słowa staną się prorocze. Wzięła wdech i ponownie się odezwała. – Nie mogę cię stracić.

Derek zwrócił w jej stronę głowę, ale Inez nie mogła odgadnąć, co wyraża jego wyraz twarzy. Chwilę mierzyli się wzrokiem, ponownie sprawiając wrażenie, że atmosfera między nimi gęstnieje. Nagle w kieszeni spodni Inez za wibrował telefon. Wyjęła go i nacisnęła zieloną słuchawkę, widząc, kto dzwoni.

Darkweather cz. III: Alfy, Bety, Omegi (Teen Wolf fanfiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz