Następne dni mijały piekielnie szybko i ani się obejrzałam a już była niedziela. Czyli jutro do szkoły, szczerze nie bałam się że nauczyciele będą wredni, bardziej obawiałam się o to jak potraktują mnie rówieśnicy. Już dzisiejszego wieczora miałam mundurek przygotowany, a torbę spakowaną. Miałam w niej bardzo wiele rzeczy do notatek aby jak najlepiej wyglądały. Nawet cieszyłam się że idę do szkoły bo w niej nie będzie trzeba spodziewać się braci na każdym kroku. Przynajmniej tak myślałam, bo dwóch tam napewno nie spotkam, a trójkę max na korytarzu lub stołówce. Po kolacji, Vince poprosił mnie na osobności. Odrazu zaczęłam się zastanawiać co przeskrobałam ale na szczęście okazało się że nic. Najstarszy brat wręczył mi nową szpadę, choć mówiłam że miałam dobrą starą ( nie chciałam ich poprostu naciągać czy coś, bo tak naprawdę myślałam że nowa by mi się przydała bo stara jest wyszczerbiona w jednym miejscu i cała porysowana) to i tak mnie nie posłuchał ( co wyszło tym razem na dobre). Poszłam wcześnie spać dlatego że jutro nie mogłabym spać do której dusza zapragnie. Wstałam bardzo wcześnie rano, ubrałam się w mundurek, składał się on z ciemno zielonej spódniczki, białej koszuli, czerwonego krawatu, ciemnego bolerka oraz podkolanówek. Starannie zebrałam włosy w kitkę a potem sprawdziłam jeszcze raz czy napewno wszystko mam. W końcu zeszłam na śniadanie, była tam jedynie Eugenie. Stwierdziła że szybko wstałam i zrobiła mi śniadanie. Jakiś czas potem przyszła Hailie, a jeszcze chwilę później bliźniacy i Dylan. Chłopacy nie byli tak dobrze przygotowani bo Dylan miał chyba tylko wciągnięty krawat ale nie był on dobrze związany czego mój perfekcjonizm nie przeoczył, Tony krawata nawet nie miał, a Shane miał wilgotne włosy ale przynajmniej jako tako ubrany mundurek. Gdy zjedliśmy śniadanie pojechaliśmy do szkoły. Hailie jechała z Shane'm jego samochodem którą miał niestety tylko dwa miejsca: kierowcy i pasażera. Zazdrościłam jej bardzo bo ja musiałam jechać za to z Dylanem. Tony jechał zaś na motorze. Jechaliśmy dziwnie wolno co mnie bardzo zdziwiło bo myślałam że mój o dwa lata starszy brat będzie wolał jechać szybko i się popisywać.
- Czemu tak wolno jedziemy?
- A wy nie macie jakiejś tam traumy czy czegoś?
- Mamę zabił pijany kierowca, nie prędkość.
- I tak mam jechać wolno bo dostanę opierdol od Vince'a że byłem ,,nieostrożny".
Aha, czyli to jego sprawka. To było oczywiste choć dla mnie i tak niejasne. Gdy dojechaliśmy zanim wysiedliśmy musiałam zrobić coś co aby pewna rzecz mnie już nie irytowała. Jakbym o to nie spytała to bym normalnie sobą nie była.
- Dylan.
- No co?
- Mogłabym Ci poprawić krawat?
- Ale po chuj, dobrze przecież leży.- myślę że sam przestał wierzyć w te słowa po spojrzeniu na swój krawat. On ledwo się trzymał, przy pierwszym podmuchu wiatru, na pewno by spadł i się wybrudził.
- A jo, serio o nim zapomniałem. No jak chcesz ale na szybko, bo zaraz lekcje. - zawiązałam mu go na szyi, dość szybko ale starannie. Wyglądał prosto i elegancko. Nawet mi nie podziękował ale nie przejęłam się tym zbytnio.
Wyszliśmy na parking i udaliśmy się w stronę szkoły. Gdy tylko przekroczyliśmy jej progi, rozdzieliliśmy się. Ja poszłam do sekretariatu po plan lekcji a on nawet nie wiem gdzie. Nie znałam jeszcze dość dobrze tego liceum. Gdy tylko poszłam pod klasę obsypały mnie tłumy dziewcząt. Pytały się o rzeczy typu jak mi się podoba na innym kontynencie, czy lubię swoich braci albo jakieś tam inne. Każda mnie znała a ja nie byłam w stanie zapamiętać ani jednego imienia i ani jednego nazwiska. Tylko ta co się do mnie pierwsza odezwała nazywała się chyba Lissy.
Pierwszą lekcją jaką miałam była matematyka. Miałam się na niej przedstawić i powiedzieć coś o sobie. Powiedziałam o sobie jedyne co to że lubię sport i rysować oraz że mam pięciu braci i jedną siostrę. No a co miałam dodać że ma zaburzenia psychiczne albo że boję się swoich braci? Już to widzę. Pani od matematyki była dość miła. Poprostu w miarę dobrze tłumaczyła i była cierpliwa. Na pierwszej przerwie poznałam dziewczynę, która również pochodziła z Wielkiej Brytanii. Nazywała się Lannie, kojarzyłam ją ale nie wiem skąd. Odrazu zaprzyjaźniłam się z nią i kolejne dwie przerwy spędziłyśmy razem. Potem była przerwa na lunch, nie wiedziałam gdzie usiąść, nawet nie brałam takiej opcji aby usiąść w ,,stoliku monetów", gdzie miejsca zajmowali moi bracia. Zauważyłam że Hailie usiadła z dwoma dziewczynami więc nie chciałam jej przeszkadzać.
- Nie masz gdzie siedzieć, mała? Co powiesz na miejsce na moich kolanach?
Usłyszałam głos jakiegoś chłopaka, miałam nadzieję nawet nadzieję że to głos mojego brata ale żaden z moich braci na sto procent by tak do mnie nigdy w życiu nie powiedział. Odwróciłam się a za mną stał jakiś chłopak i bardzo dziwnie się na mnie patrzył. Nie lubiłam tego wzroku bo był kierowany na mój biust. Fuj. Co on sobie wogule o mnie myślał.
- Ej, stary. Przecież to jest siostra Monetów... Może lepiej nie.
Chłopak chciał coś jeszcze powiedzieć ale Lannie mnie odciągnęła. Powiedział że Ci chłopacy lecą tylko na biust i dolne części, więc zaproponowała abym usiadła z nią i paroma innymi dziewczynami w moim wieku. Zgodziłam się na nią oczywiście, bo już naprawdę zerkałam w stronę stolika Shane'a, Dylana i Tony'ego.
- Adele, wiesz dlaczego żadni chłopacy do ciebie nie podchodzą?
- Nie podchodzą?
I wtedy zorientowałam się że dziś żaden chłopak oprócz tamtego jednego nawet do mnie nie podszedł.
- Twoi bracia obiecali że jeśli jakikolwiek chłopak się chociażby odezwie do ciebie bądź twojej siostry będzie miał przerąbane.
- Moi bracia... Serio?
- Tak mówili to do każdego chłopaka już od środy.
Aha czyli nie tylko mają pochowane pistolety w randomowych miejscach w ich pokojach, wszyscy boją się ich również w szkole. Wątpię aby to było wszystko. Kiedyś się tego wszystkiego dowiem. Kiedyś. Resztę przerwy tej skończyłam na rozmyślaniu jakie jeszcze mają sekrety.
Po następnej lekcji zauważyłam że na korytarzu zrobił się dziwny tłum a więc poszłam zobaczyć o co chodzi. Odbywała się bójka, ale najgorsze z tego było to że jednym z jej uczestników był jeden z moich braci. Dokładnie to Tony, a drugim chłopakiem w niej uczestniczącym był ten ze stołówki. Nie przestrzegł zasady danej przez chłopców. Nie wiem czy dało by się wogule to nazwać że on się ,,bił". On się próbował bronić przed ciągłymi ciosami zadawanymi przez mojego rozwścieczonego brata. Nie wiem co jest ze mną nie tak ale... Podobał mi się ten widok, szczególnie dlatego że nienawidzę chłopaków jego typu, brzydzą mnie oni. A ten sam chłopak nie ma takiej pewności siebie jak przy dziewczynie którą uważa za bezbronną. ,,Walka" trwała do chwili puki temu chłopakowi nie zaczęła lecieć krew z nosa, co oznacza że został on złamany. W tym samym czasie zauważyła to jakaś nauczycielka, chłopak który został pobity powędrował do higienistki, a Tony na dywanik dyrektora. Dalej ten dzień mi już szybko zleciał, tak szybko że nie zauważyłam nawet kiedy był koniec lekcji. Tylko gdy wyszłam ze szkoły podszedł do mnie Dylan.
- Czemu żeś nam nie powiedziała tylko sami musieliśmy robić dochodzenie?
- Ale czego nie powiedziałam?
- Że Cię tamten typek zaczepiał.
- Ja... Nie wiedziałam że mam z tym do was przyjść...
- Dobra już. Ale następnym razem przyłazisz do nas z takimi rzeczami, czaisz?
- Rozumiem.
Wsiadłam z nim do samochodu, i zapięłam pas. Pojechaliśmy prosto do domu. Gdy tylko dojechaliśmy odrazu pobiegłam na swojego pokoju i przebrałam się. Później aby nie zostawiać lekcji na ostatnią chwilę odrobiłam je. Podsumowując, ten dzień w szkole nie był taki zły. Jutro to dopiero będzie, pierwsze zajęcia szermierki w nowej szkole! Mam nadzieję że dobrze mi na nich pójdzie. Ale jest jeszcze jedna fajna rzecz: wracam do domu z Shane'm bo on jutro również ma dłuższe zajęcia ze względu na kółko bokserskie. Gdy odrobiłam lekcje nie miałam już co robić, więc poszłam do Hailie.
- Jak tam w szkole? - zapytałam.
- Chyba dobrze.
- Chyba?
- No Tony się pobił z jakimś typkiem, a ja chciałam go powstrzymać ale Dylan mi nie pozwolił.
- Nie martw się, słonko. Będzie dobrze.
- Ale jutro wracam z Dylanem. - wymamrotała z lekkim podirytowaniem.
- No jak ja z nim i jechałam i wracałam to aż tak źle nie było. Prawie się nie odzywaliśmy do siebie. - nie odpowiedziała mi.
- Dobra, ja idę na siłownię.
- Znowu? Ostatnio tam poszłaś i sama wiesz co się stało.
- Na nie mam nic innego do roboty, a tym razem napewno nie dam się sprowokować.
I poszłam, wyszłam z sypialni Hailie i zamknęłam drzwi. Zeszłam cicho po schodach i skierowałam się w stronę siłowni. Weszłam do niej ale i tym razem nie było mi pisane być na niej sama. Był tam Shane, choć to i tak lepiej niż Tony czy Dylan.
- Szukasz kogoś?- zapytał.
- Nie. Tak sobie przyszłam pobiegać na bieżni, to tyle.
Shane okładał worek treningowy a bieżnia była na szczęście wolna. Włączyłam ją i spokojnie sobie na niej biegałam przez jakąś godzinę. Widziałam że Shane był nieco zdziwiony i co jakiś czas na mnie spoglądał. Troszkę już zmęczona, wyłączyłam urządzenie i myślałam czy jeszcze na czymś poćwiczyć. Postanowiłam najpierw napić się wody. Wzięłam ją z kąta (stało tam ich dość dużo) i wypiłam całą niemal odrazu.
- Lubisz ćwiczyć?- zapytał brat o którego obecności już zapomniałam.
- Bardzo. W starej szkole byłam najlepsza z wielu sportów i często jeździłam na różne zawody. - uśmiechnęłam się do niego.
- Fajnie.
Po namyśle stwierdziłam że popodciągam się na obręczach do tego służących. Mój brat znowu co jakiś czas się na mnie patrzył już mniej dyskretnie. Nie ukrywał zainteresowania, co oznaczało że nie tylko Dylan nie widział nigdy dziewczyny na siłowni. W sumie jaka dziewczyna by im miała włazić na prywatną siłownię? Nie mieli wcześniej żadnej siostry. Dopiero wtedy zrozumiałam naprawdę zachowanie Dylana, na ich miejscu też myślę że bym się zdziwiła. Po upływie około dziesięciu minut najzwyczajniej mi się znudziło. Potem chwilę sobie popodnosiłam ciężarki i po tym mi się najzwyczajniej odechciało już robić cokolwiek. Wyszłam więc mijając Dylana, uśmiechnęłam się do niego, w sumie też dlatego że wstydziłabym się trochę ćwiczyć jakby tam był więc dobrze że wyszłam z siłowni zanim on tam wszedł. Jego wzrost i muskulatura mnie bardzo onieśmielały. Udałam się do swojego pokoju, wzięłam do rąk nową szablę i ją delikatnie przetarłam. Była niemal identyczna jak moja stara ale jakaś taka twardsza i bardziej lśniąca. Polubiłam ją odrazu i zaczęłam czytać książkę. Ani się obejrzałam a już musiałam iść na kolację, byłam jak na mnie bardzo wygłodniała, no bo przecież nie jadłam obiadu bo o nim zapomniałam, a kalorię z śniadania oraz lunchu spaliłam. Na kolację były nuggetsy z kurczaka (nie wiedziałam że może być taka kolacja) i mi bardzo smakowały. Nawet dla jaj robiliśmy zawody z Shane'm kto szybciej zje swoją porcję, on oczywiście wygrał (może dlatego że ja jadłam widelcem a on go nawet nie potrzebował) ale i tak się cieszyłam. Czułam się w tym domu coraz śmielej.
CZYTASZ
Rodzina Monet (My Version)
Short StoryFanFiction rodziny monet💙 Co jeśli Hailie by miała starszą o rok siostrę? Adele Monet to 16 letnia dziewczyna kochająca sport i pewnego chłopaka. Zawsze była tą mniej lubianą córka bo była starsza. Jak poradzić sobie z nową rzeczywistością? I jak p...