6

1.8K 57 5
                                    

Dzisiaj wracałam z Shane'm plus miałam pierwszą lekcję szermierki, cieszyłam się mega. Rano jak zwykle (zwykle w znaczeniu wczoraj) wstałam pierwsza, ogarnęłam się i przygotowałam książki i szpadę. Gdy zeszłam na dół, spotkałam Willa. Szykował się on do pracy.
- Witaj, Adele. Jak się spało?
- Dobrze.
- Pamiętaj, wracasz dziś z Shane'm. Vince ci mówił, prawda?
- Tak. Nie mogę się doczekać zajęć.
- A jak Ci się podoba nowa szpada?
- Jest śliczna, dziękuję wam za nią.
- Nie ma za co. Jakbyś potrzebowała jeszcze czegoś do szkoły to mów.
- Oki.
I wyszedł. Jakby pozostała czwórka była taka jak on, to moje życie byłoby rajem. Tylko sobie wyobrazić mieć pięciu braci, z czego każdy się o ciebie troszczy i jest dla ciebie miły. Marzenie, które nigdy się nie spełni. Nie widziałam Eugenie, czyli może dzisiaj miała urlop. Zrobiłam więc sobie śniadanie, najzwyczajniejsze płatki z mlekiem bo nie chciało mi się gotować jakichś wykwintnych rzeczy. Gdy skończyłam jeść, umyłam po sobie miskę i łyżkę w zlewie zapominając o fakcie istnienia zmywarki. Po jakimś czasie do kuchni w której siedziałam i czekałam na jakąś żywą duszę, zszedł Shane.
- Wracasz dzisiaj ze mną, jakbyś skończyła wcześniej to poczekaj na mnie pod salą.
- Okej.
Potem poszłam po Hailie bo już wszyscy byli na dole oprócz niej. Zapukałam do drzwi jej pokoju, i usłyszałam tylko ciche ,, proszę ".
Tamta se najspokojniej książkę czytała! Miała wszystko chyba ogarnięte ale nie zeszła na śniadanie.
- Ziemia do Hailey. Babo, ty wiesz która godzina jest?
- Muszę doczytać rozdział. Zaraz zejdę na dół.
- Pytałam się czy wiesz która jest godzina.
- Nie wiem no... Przed siódmą?
- Nie geniuszu drogi. Jest w pół do ósmej i zaraz wyjeżdżamy!
Hailie chyba mi uwierzyła bo w pośpiechu zbiegła po schodach na dół. Co prawda miała rację, było za pięć siódma, ale nie zamierzałam się spóźniać. Wolę być pół godziny wcześniej niż minutę za późno. Sama zeszłam na dół, a Hailey zaraz zaczęła mieć pretensje że by w te pięć minut ten rozdział doczytała, no trudno. Wyjechaliśmy i tak w pół do więc się wkurzyłam. Oczywiście nie pokazywałam tego po sobie, bo sama sobie obiecałam że nauczę się gry aktorskiej, np aby być bardziej wiarygodną podczas kłamstwa albo coś tego typu. Gdy wchodziłam do szkoły przybiegła do mnie Lannie. Uwielbiałam jej czysty angielski akcent, wydawało mi się że nawet wcześniej się kiedyś spotkałyśmy w Wielkiej Brytanii bo jej twarz wydawała się znajoma. Jej włosy były koloru... W sumie trudno go określić takie niby rude, ale też takie brązowe. Powiedziała mi że normalnie była brunetką ale w ostatnie wakacje przefarbowała sobie włosy na róż i to się jej jakoś tak we włosy wżarło że zostały takie mieszane. Ale miała troszkę odrostów takich czysto brązowych więc pewnie za jakiś czas będzie mieć z powrotem całe brązowe. 
Miała też idealnie zielone oczy i lekko zaróżowione policzki. Bardzo ją polubiłam i wymieniłam się z nią numerami telefonu. 
Miałam nadzieję że mam nową przyjaciółkę z której mogę się wygadać albo coś takiego.
- I jak tam się żyje z braćmi Monet?- zapytała.
- Niby dobrze, ale mogłoby być lepiej.
- A co tam się stało, kochana?
- Nic, poprostu inaczej sobie to wyobrażałam.
- Sama bym chciała mieć tylu troskliwych braci i do tego takich przystojnych. W pierwszej klasie licka (liceum) w twoim bracie się podkochiwałam ale już mi przeszło.
- Co?... W którym???
- No w... Dylanie...
- To dobrze że sobie go odpuściłaś. 
- No tak prawie...
- Co oznacza ,,prawie''?
- No dalej uważam że twój brat jest hot ale już się zakochałam w kimś innym.
- To dobrze.
- A jakbyś ty nie była ich siostrą i miałabyś któregoś wybrać, to którego byś wybrała?
- Nie wiem wogule po co takie pytanie zadajesz ale Willa. To jest dosłowny ideał. Miły i troskliwy, mój ulubiony brat.
- Ej a jak ty, byś chciała mieć chłopaka, to byś mogła? Bo jak twoi bracia się czepiają jak z jakimś chłopakiem nawet tylko wymienisz się słowami to co by było jakbyś miała chłopaka?
- No wątpię abym mogła go mieć, no bo wtedy myślę że by się to skończyło źle dla niego bo moi bracia by go pewnie pobili jak tamtego a dla mnie źle że się wogule z kimś zadaję płci męskiej oprócz moich braci, napewno bym od Vince'a niezły szlaban czy coś dostała. Nie wiem jeszcze jakie on kary daje.
- Och, to masz słabo. Ja nawet nie liczę ilu chłopaków miałam i powiem ci że to fajna sprawa z tym związkiem.
Westchnęłam ciężko bo mi przynajmniej do osiemnastki nie było pewnie pisane mieć chłopaka. Nie to że jakoś pilnie tego chciałam ale no cóż. W starej szkole byłam pytana o związek z nie wiem, z trzy razy. Nie zgadzałam się oczywiście bo to było jeszcze jak miałam piętnastkę a mama mówiła żebym jak się już umawiała z kimś to od szesnastu lat. A z braćmi to nie wiem nawet od ilu. Pewnie zrobią że od osiemnastu, chyba że od dwudziestu. No nie wiem. Nie lubiłam rozmawiać o takich sprawach więc chciałam zmienić temat ale zadzwonił dzwonek. Rozeszłyśmy się do innych klas, bo ja miałam pierwszy francuzki, a ona miała biologię. Na francuskim myślałam trochę nad tym o czym z nią gadałam ale tylko chwilę bo musiałam skupić się na lekcji. Nie przepadałam za tym językiem nawet jeśli byłam z niego dość dobra. Nauczyciel od niego naciskał na akcent, więc aby dostawać dobre oceny trzeba było nauczyć się go perfekcyjnie. W tej szkole trzeba było się uczyć dużo więcej niż w tamtej wcześniejszej ale wiedziałam o tym od Vincenta więc byłam przygotowana na to co mnie czeka.
Ten dzień mi się dość dłużył ale w końcu już miały być moje zajęcia szermierki. Dostałam specjalny strój i ochraniacz tak jak każdy inny uczestnik. Każdy miał tam przydzielonego partnera, a dlatego że była tam oprócz mnie tylko jedna dziewczyna a reszta była chłopakami, zostałam przydzielona najpierw do tej dziewczyny ale szybko z nią wygrałam więc trener uznał mój poziom za wyższy niż podejrzewał. Moja para została więc zmieniona i trafiłam do pewnego chłopaka. Jedyne co o nim wiedziałam to to że był w moim wieku. Nie widziałam jego twarzy. Podczas walki zawzięcie szliśmy do remisu ale zagapiłam się nieco i się przewróciłam.
- Ej! Nic Ci nie jest? - zapytał mój partner i odchylił z twarzy maskę. Wow, był... Całkiem przystojny, te ciemno blond, tak ciemne że z daleka wyglądały na brązowe, nieco kręcone włosy... Ciepłe zielono szare oczy... Miał podobne jak u mnie ale mniej widoczne piegi.
- Nie. Przepraszam, zagapiłam się. Możemy dalej ćwiczyć.
- Napewno nic ci nie jest? - wyciągnął rękę i pomógł mi wstać.
- Nie, dzięki za pomoc. Przecież mogłeś mnie wtedy trafić i byś wygrał... To czemu tego nie zrobiłeś?
- Bałem się że coś ci się stało. Kiedyś moja była partnerka się też tak przewróciła i skręciła kostkę. Przez to przestała chodzić na szermierkę, a potem jeszcze przeniosła się do innej szkoły.
- Okej.
I kontynuowaliśmy, udało mi się raz wygrać bo dał mi fory. A potem już walczyliśmy na poważnie i jakoś tak szło że znowu remisowaliśmy. Potem okazało się że jest koniec zajęć. Przebrałam się w z powrotem w mundurek i czekałam na Shane'a. Pod salą tak jak kazał, ale jakiś czas nie przychodził. Za to podszedł do mnie chłopak z zajęć.
- Dobrze walczyłaś. 
- Dzięki, ty też dobrze walczysz.
- Jestem Chase Farrow a ty to Adele Monet prawda?
- Tak. Miło mi cię poznać.
- Czekasz na kogoś? Bo jakbyś chciała to mogę Cię podwieźć.
- Dziękuję za propozycje ale wracam z bratem.
- Chciałabyś się może bliżej poznać?
- Jasne, tylko musimy uważać na moich braci bo nie przepadają za tym jak rozmawiam z chłopakami.
- No to dobra, masz mój numer, a więc jesteśmy w kontakcie? - podał mi karteczkę z zapisanym na niej numerem.
- Tak, dzięki ja już muszę iść. Shane chyba już skończył zajęcia i nie chce aby nas razem zobaczył. To pa!
- Papa.
Poszłam w jedną stronę a on w drugą, w idealnym momencie bo właśnie mój brat wyszedł z sali. Wziął mnie do samochodu, i odjechaliśmy. Postanowiłam spytać o coś co męczyło mnie już od czwartku.
- Shane?
- Co tam dziewczynko?
- Mogę ciebie o coś spytać?...
- No dawaj.
- Czy jestem waszym problemem?
- Co ty gadasz? Przecież jesteś naszą siostrą.
- Nie kłam... Przecież słyszałam.
- Ale co słyszałaś?
- Jak rozmawiałeś z Tonym... Tam na balkonie, tego dnia którego byliśmy w restauracji... ,,One nie są nam na rękę", ,, będą tylko problemem", ,, nie wiem po co Vince je adoptował" ,, Ta blondi jest pyskata" ,,Blondynka.
Shane chwilę myślał gdy w końcu przypomniał sobie że taka sytuacja miała miejsce.
- Słuchaj. Nie jesteś naszym problemem i Hailie nim również nie jest. Tony tak powiedział bo... Tony jest głupi. Na coś tam się na was wkurzył czy coś. Wierz mi, gorsze rzeczy o mnie mówi gdy ja go wkurzę.
- Ale ja mu nic nie zrobiłam... On poprostu mnie nienawidzi.
- Mówię Ci, on ma problemy z agresją i... No tego dnia laska mu kosza dała to musiał się na jakiejś dziewczynie wyżyć, no i padło poprostu na ciebie. Powiem ci to jeszcze raz, jesteś naszą siostrą i nigdy nie będziesz naszym problemem. Nawet jak się posprzeczamy czy coś to i tak w końcu się pogodzimy i będzie dobrze. Zapamiętaj to sobie.
- Okej... Dzięki Shane.

Macie jeszcze coś na szybko ❤️💅

Rodzina Monet (My Version)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz