Prolog

121 32 10
                                    

wrzesień 2023

Od 41 dni obserwuję jedno mieszkanie.

Wieczorami. Ponieważ ciemność jest najlepszym powiernikiem tajemnic.

Jedno okno. I jednego człowieka wolnym krokiem spacerującego po pomieszczeniu.

Stoję pod rozłożystym dębem. Stare gałęzie drzewa trzeszczą przy każdym podmuchu chłodnego wiatru, a liście szeleszczą, jakby szeptały o swoich tajemnicach. Cienie tańczą na mojej twarzy, prześlizgują się po krzywych płytach chodnikowych i brudnych maskach samochodów. Zmieniają noc w stworzenie. Ruchome, żywe, oddychające.

Postać w oknie przechodzi na drugą stronę pomieszczenia.

Po brukowanej drodze przejeżdża samochód. Jego reflektory rzucają snop światła, który przesuwa się wzdłuż chodnika, pada na krzywo przycięty żywopłot i pieszych, którzy przez moment stają się czarnymi sylwetkami na jasnym tle, by po chwili z powrotem odejść w ciemność. Ciepłe światło prześlizguje się zgrabnie jak wąż po moich stopach, a potem ucieka w bok, wzdłuż zakrętu na drodze.
Na chwilę zapada cisza, pomiędzy jednym podmuchem wiatru a drugim, między jednym zdaniem a kolejnym wypowiedzianym trochę za głośno przez kogoś w sąsiednim bloku.

Postać w oknie znów się pojawia. Idzie w drugą stronę. Tak samo jak poprzednio. Zawsze tak jest. Jestem zapętlona w tym déjà vu.

Słyszę, jak niedaleko przejeżdża pociąg. Z rytmicznym stukotem wtacza się na stację kolejową i hamuje w akompaniamencie metalowego zgrzytu kół.
Zrywa się wiatr, szarpie moimi cienkimi włosami, świszcze i zawodzi, jakby łkając nad tym co minęło. Nad szczęśliwymi dniami. Nad osobą, którą kiedyś byłam. 

Zapewne zapytacie mnie, dlaczego to robię. Dlaczego go obserwuję. Nie mogę Wam powiedzieć. Nikt nie może poznać odpowiedzi...

Zastanawiacie się może czy go znam... Tak, doskonale. Wiem, że codziennie przechadza się pod oknem, w świetle żółtej lampy sufitowej. Jego krok zawsze ma ten sam rytm, to samo tempo, tą samą (trochę za dużą) długość. Zawsze idzie cztery kroki w jedną stronę i tyle samo w drugą. Czasem wypala na balkonie papierosa. Pierwszego... drugiego... trzeciego... Patrząc tępym wzrokiem przed siebie i nie zauważając mnie, mojej sylwetki stojącej samotnie w cieniu rozłożystego dębu po drugiej stronie ulicy.

Ja również patrzę na niego beznamiętnym wzrokiem. Jakby był przeciętny, obcy, odległy. Zapewne taki też jest.

Jednak jeśli mam być szczera.

Z całego serca.

Chcę go zabić.

Ale nie mogę.

Teraz jest już za późnoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz