Rozdział XIV

73 5 1
                                    

Jack stał przed białymi drzwiami ,długo zastanawiając się czy je otworzyć. W oddali słyszał cichnące kroki Alana. Przeszywający ból prawego ramienia,zmusił blondyna z fioletowymi pasemkami do  otworzenia drzwi. Jego oczom ukazała się starsza pani w białym fartuszku,jej blond włosy były

przyprószone siwizną,zaczesane w kitkę. Mogła mieć około 60 lat, była chudziutka. Zmierzyła chłopaka swoim mętnym,szarym wzrokiem. Z politowaniem spojrzała na jego zakrwawioną twarz. Jack otworzył usta,chcąc coś powiedzieć,jednak kobieta go uprzedziła.

- Jesteś tu nowy ? Nigdy wcześniej Cię nie widziałam-powiedziała,szukając czegoś w szufladzie.

-Można tak powiedzieć-wymamrotał pod nosem Jack.

Kobieta podeszła do niego z mokrym wacikiem i zaczęła przecierać zaschniętą krew spod jego nosem. Następnie wyciągnęła wielka strzykawkę z ogromną igłą. Jackowi zrzedła mina. Wystraszył się nie na żarty,a co jeśli kobieta byla jakaś nawiedzona i kolekcjonowała trupy. Niczego tutaj nie wiadomo.

-Spokojnie-powiedziała z lekkim rozbawieniem, widocznym na twarzy.

Jej zachowanie było niepokojące.

-Tak w ogóle jestem Sara,a ty chyba nie należysz do tych najrozmowniejszych ludzi-dodała po chwili.

-Jack-powiedział oschle,odkrywając ramię do zastrzyku.

Sara zbliżyła się do niego i jednym szybkim ruchem wbiła igłę w jego ramię.

-To jak to się stało ?-wyciągnęła cienki przedmiot z jego ciała.

-Bójka-odpowiedział krótko.

-O dziewczynę -szybko zagadnęła,wycierając igłę białą chusteczka.

-Można tak powiedzieć.

-Pewnie o tą małą zadziorna szatynkę -zaśmiała się pod nosem.

To było dziwne. Czyżby to nie pierwszy taki przypadek. W głowie Jacka panował mętlik. Jeszcze te słowa ,które wypowiedział koleś w okularach,coś o śmierci kogoś.

-To nie pierwszy raz,prawda ?-zapytał.

Sara spojrzała na niego z litością w oczach.

-Uważaj na siebie-po czym wypchnęła go za drzwi.

Chłopak odwrócił się i spojrzał na śnieżnobiałą farbę odpadającą od ściany. Wszystko wydało mu się jakiś żartem.Isabel,Michael, ta szatynka. To jakiś okrutny żart od losu. Chłopak przeczesał ręką swoje włosy i wziął głęboki oddech. W jego myślach była wciąż szatynka.Nie,nie,nie. Jack nie mógł pozwolić sobie na to,żeby ona nim zawładnęła. Z nią było coś nie halo.

-Jack?-usłyszał za sobą damski i przyjemny dla ucha głos,tak to ona, cały plan chłopaka wziął szlak. Odwrócił się do dziewczyny ,jak gdyby nigdy nic.-Chciałabym ci podziękować-zamilkła.

-To nic-wyparował Jack -należało mu się- przeczesał palcami swoją czuprynę i oparł się o ścianę.

-To było bardzo odważne- Cassie stanęła na palcach i spojrzała chłopakowi w oczy.

Przez Jacka przepłynęła fala gorąca. Wstrzymał oddech ,jakaś magiczna siła przyciągała go do dziewczyny, jednak ta odsunęła się i zadziornie uśmiechnęła.

-Jeszcze raz dziękuję-po czym odwróciła się i odeszła.

Jack jeszcze długo patrzył w pustą dziurę jaką zostawiła po sobie Cassie.

-Cholera !- trzasnął piąstką w ścianę- cholera-powtórzył , po czym odwrócił się i przypomniał sobie o Michaelu.

***

-Tom!Tom!-krzyczał Jack.

Chłopak był tak bardzo pochłonięty rozmową z Lindsey,że nawet nie zauważył,że ktoś go woła.

-Tom !- wrzasnął Jack.-Do cholery słyszy ty mnie ?!

Czarnowłosy obdarzył go spojrzeniem pełnym złości, mówiącym "idioto ,nie widzisz,że zarywam".

-Co ty idioto robisz ?-zapytał go Tom.

Lindsey odsunęła się od czarnowłosego i podeszła do jednego z monitorów w pomieszczeniu, na którym był widok pokoju Michaela. Wstukała coś w klawiaturę, po czym ekran zgasł.

-Że niby, co ja robię? warknął z oburzeniem Jack.

-No tak ty ! W bójki się wdajesz. Ogarnij się -splunął na ziemię, nigdy tak nie robił- i jeszcze jedno-pokiwał palcem- trzymaj się z dala od Cassie.

Dosyć tego, pomyślał Jack. Nie wytrzymał i pchnął Toma,tak,że ten uderzył plecami o stół.

-Tom!-krzyknęła Lindsey.

-Nic mi nie jest-powiedział.

Spojrzał na Jack'a i przeklął go tysiąc razy w myślach.

-Znikaj stąd-powiedział Tom.-Nikt cię tu nie potrzebuje,zawsze byłeś przybłędą, przysparzałeś problemów. Sam odbije Isabel.

To było jak zimny prysznic dla Jack'a. Poczuł się niewiarygodnie do dupy. Ogromny ból przeszył jego serce, małe, niewinne serduszko. Spojrzał na Toma i Lindsey, patrzyli na niego z widocznym obrzydzeniem.Chłopak odwrócił się i szybkim korkiem wyszedł, szukając jakiejkolwiek broni. Nie chciał zostać w nieznanej mu krainie bezbronny. Otworzył pierwsze lepsze drzwi. To chyba jakiś cud,ale od razu odnalazł broń. Ubrał pas z wieloma przegródkami. Wsadził w nie dwa sztylety , pistolet oraz strzelbę.

-Sam dam sobie radę-parsknął pod nosem.

W ciemnym kącie coś poruszyło się. Pufff,...Ogromny trzask rozległ się po pomieszczeniu.

-Halo-powiedział speszony chłopak.

Z ciemnego zaułka wyłoniła się wychudzona postać kobiety. Miała pełno blizn, jej włosy były czarne, a tłuste pasma przyklejały się do twarzy. Jack od ruchowo cofnął się do tyłu. Kobieta była brudna, miała na sobie białą szpitalną piżamę.

-Kim jesteś ?-spytał chłopak, odruchowo łapiąc się za sztylet przy pasie.

-Wiem, gdzie ona jest-powiedziała szeptem.

-Kto?

-Wiem ,gdzie ona jest.

-Isabel ?-spytał.

Źrenice kobiety rozszerzyły się, a następnie jej oczy zaszkliły się. Nieznajoma zaczęła łkać.

-Niech mi pani powie gdzie ona jest.

Kobieta spojrzała na niego z grobową miną,jakby zastanawiając się ,co powiedzieć. Zaczęła drżeć i telepotać się na różne strony. Jack przyległ całym swoim ciałem do drzwi, był przerażony. Kropelki potu powoli spływały z jego czoła,a serce biło jak oszalałe. Nie wiedział, co zrobić z kobietą, która być może mogła by mu pomóc.


Cień szansyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz