Jakimś cudem moja trójka znajomych zamienia się w wielką grupę, która chodzi na drinki w każdy piątek, od kiedy pod koniec lutego Hikaru Sulu zapoczątkował takową tradycję. Życie toczy się dalej swoim rytmem, chociaż każde z nas inaczej radzi sobie z tym, co przeżyliśmy kilka miesięcy temu.
...wszystko jest takie dziwne. Miało miejsce tak wiele rzeczy, a teraz, kiedy minęło trochę czasu, mam wrażenie, że ten jeden dzień trwał miesiące, a nie dwadzieścia cztery godziny. Ciężko było wrócić do nauki. Do kończenia studiów, pisania prac i wyczekiwania otrzymania dyplomu.
― Muszę przyznać, pani Nova, że nie czytałam jeszcze nic, co byłoby tak logiczne, spójne, a jednocześnie emocjonalne ― informuje mnie profesor Eleanor Esperon, kiedy pytam o opinię na temat mojej pracy pod koniec kwietnia. I muszę przyznać, że z ramion spada mi metaforyczny ciężar. Uśmiecham się szeroko, a kobieta odpowiada mi tym samym gestem, dodając:
― Zasługuje pani na pochwałę. Uczenie pani było czystą przyjemnością.
Wychodzę z sali zaraz potem, a kiedy zamykam drzwi i opieram się o nie plecami, wzdycham głośno z ulgą. Z jakiegoś głupiego powodu mam ochotę po prostu się śmiać. Warto było zarwać kilka nocy, żeby dokończyć to, co okazało się strzałem w dziesiątkę.
― Jakim prawem mnie ignorujesz? ― Męski głos, do którego zdążyłam przywyknąć odrobinę za bardzo, rozlega się zaraz obok. Zerkam w lewo z szerokim uśmiechem na ustach; Jim Kirk opiera się nonszalancko o ścianę niedaleko wyjścia z sali, w której Esperon od zawsze prowadzi swoje zajęcia. Ten arogancki, ale ― w pewien sposób ― sympatyczny grymas na ustach Jamesa sprawia, że potrząsam delikatnie głową z politowaniem.
― Kończyłam pracę ― tłumaczę się, parskając śmiechem w połowie wypowiedzi. ― Dostałam zielone światło. Jeszcze tylko kilka egzaminów i koniec tych męczarni.
― Nocami też kończyłaś pracę? ― dopytuje Jim, unosząc zaczepnie brew. Ruszamy w stronę wyjścia z budynku, a ponieważ Kirk idzie zaraz obok mnie, odpycham go od siebie lekko. Pojmuje, o co mi chodzi. ― Dobra, czaję. Wolę nie wiedzieć, ile hektolitrów kawy na to poszło. Jak to było...? ― Przeciąga ostentacyjnie ostatnią literę, wyczekując mojej odpowiedzi.
Na dworze kręci się sporo studentów; niektórzy machają do nas na powitanie, jakby chcieli zaznaczyć, że nas znają, chociaż nie mamy z Jimem pojęcia, kim ci ludzie są. Przesadzają trochę w pogoni za sławą, która przyczepiła się do nas jak rzep do psiego ogona. Nie to, że mi to przeszkadza; po prostu nie spodziewałam się, że to się aż tak rozwinie.
― "Teoria przeznaczenia i istnienia w światach równoległych w oparciu o zakrzywienie czasoprzestrzeni po przekroczeniu horyzontu zdarzeń czarnych dziur" ― przytaczam spokojnie tytuł mojej dysertacji, a Jim wzdycha głośno. Zatrzymujemy się przy jednej z ławek z widokiem na zatokę. Obydwoje opadamy na wolne miejsca z zadowolonymi minami.
― Chciało ci się zmieniać wszystko, co napisałaś w poprzedniej pracy? ― drąży dalej Jim. Jeszcze kilka miesięcy temu uznałabym, że pyta przez grzeczność, ale teraz wiem, że szczerze go to interesuje. Wzruszam więc wymijająco ramieniem, poprawiając włosy. Ciepły, wiosenny wietrzyk jest naprawdę przyjemny.
― Kiedyś wykorzystam to do jakiejś publikacji ― odpowiadam. ― Teraz to interesuje mnie bardziej. Dyplom z astrofizyki z wyróżnieniem sam się nie zdobędzie.
Milczymy przez dłuższą chwilę. Zakładam nogę na nogę, kładąc moją torebkę na udach i przytulając ją do siebie, jakbym bała się, że ktoś mi ją lada chwila zakosi. Nie umiem powstrzymać złośliwego, pełnego pożałowania uśmiechu, kiedy Jim udaje, że ziewa, niby przypadkiem kładąc rękę na oparciu ławki za moimi plecami.

CZYTASZ
✔ | STAR CHASERS, BOOK TWO ― STAR TREK
Fanfic𝐒𝐓𝐀𝐑 𝐂𝐇𝐀𝐒𝐄𝐑𝐒 ━━━━ ❛ THE VOICE FROM THE STARS TOLD YOU TO COME HOME; THAT'S WHERE YOU BELONG. ❜ ミ☆ 𝐀𝐔𝐑𝐎𝐑𝐀 𝐍𝐎𝐕𝐀 od dziecka śniła o podróżach kosmicznych. Dostanie się na Akademię Gwiezdnej Floty było więc dla niej spełni...