Zaczęłam mocno kaszleć czując zapach kurzu i coś w stylu zepsutej wody gdy wchodziłam na strych. Pomieszczenie było duże, okropnie brudne, z pajęczynami. Była masa pudeł które walały się wszędzie, kilka rzeczy przykrytych białymi prześcieradłami i znalazła się tam jedna rzecz która przykuła moją uwagę.
Coś ogromnego przykryte prześcieradłem.
Podeszłam powoli uważając żeby nie walnąc w żadne pudło. Dotknęłam opuszkami palców miękkiego materiału i jednym ruchem ręki podniosłam prześcieradło.
Fortepian.
Moim oczom ukazał się fortepian. Był on czarny z białymi klawiszami i czymś do postawienia nut. Pomimo kurzu był błyszczący i zadbany. Dmuchnęłam na klawisze by otrzepać kurz i nacisnęłam jeden z nich. Lekko podskoczyłam do góry kiedy wydobył się głośny dźwięk. Mimo swoich lat nadal działa.
Nie przypominam sobie aby ktoś z mojej rodziny grał na fortepianie. Odeszłam od sprzętu i znów zaczęłam się rozglądać po otoczeniu.
„Wielkie pudło jest zakurzone i schowane."
Wielkie pudło.
Zakurzone.
Schowane.
Mówiłam sobie cały czas tak w myśli. O jakie pudło tu chodzi?
Nie zostało mi nic niż tylko przeszukanie tych wszystkich pudel i całego jebanego strychu.
~~~~~~
Powoli dochodziła druga godzina odkąd przeglądam pudła. Ręce mam całe zakurzone i brudne, a mój nos ma dość wciągania obrzydliwego powietrza. Podniosłam się z drewnianej podłogi wzdychając.
-Kurwa mać.- warknęłam zła. Nic nie znalazłam co mogłoby mnie zainteresować. Puste pudełka, pudła z nie ważnymi już dokumentami z firmy Fox, pudełka z moimi starymi zabawkami i znalazłam jego pudełko podpisane Kylie. W nim były moje rzeczy kiedy byłam jeszcze noworodkiem. Kocyk, butelka po mleku, mała czepka na głowę, smoczek i wiele innych słodkich, mały rzeczy. Ale nic o rodzinie Masnon. I nic o braciach Masnon.
Gdy miałam już kierować się z wyjścia podłoga pod moją stopą głośno zaskrzypiała. Wcześniej zaskrzypiała w tym samym miejscu. Ze zmarszczonymi brwiami przykucnęłam koło deski i dotknęłam ją dłonią. Znów zaskrzypiała. Kiedy wzięłam dłoń zauważyłam, że odstaje lekko od reszty. Wzięłam jakiś metalowy przedmiot który leżał koło mnie i ją podważyłam.
Po sekundzie deska ustąpiła, wzięłam ją w rękę i odrzuciłam gdzieś na bok. To nie było dobrym pomysłem bo gdy deska huknęła od razu po całym pomieszczeniu roznosił się kurz. Zaczęłam kaszleć i pukać się pięścią w klatkę piersiową. Spojrzałam tam gdzie była wcześniej deska i zobaczyłam czarne pudełko z złotym napisem na górze.
Familia Masnon.
-O ja pierdole.- szepnęłam i wzięłam ostrożnie pudełko w dłonie.- Wielkie pudło jest zakurzone i schowane.- szepnęłam do siebie otwierając powoli pudełko.
Zmarszczyłam brwi gdy zobaczyłam kilka ramek z bardzo starymi zdjęciami które były jeszcze czarno-białe. Wzięłam jedno z nich, przejechałam ręką po nim by odgarnąć brud i zaczęłam się przyglądać.
Na pierwszym zdjęciu było dwojga małych chłopców. Coś w wieku może pięciu-sześciu lat. Trzymali się oboje za barki i uśmiechali się do siebie. Ubrani byli w swetry w paski i prawdopodobnie czarne spodnie. Kogoś mi przypominali, ale nie mogłam przypomnieć sobie kogo. Odwróciłam do tylu ramkę, a na tyle była data z inicjałami.
19.05.1975
W.M G.MTe same inicjały co były na liście.
Odłożyłam ramkę i wzięłam kolejną. Na drugim zdjęciu był wysoki mężczyzna z tymi samymi dziećmi co na zdjęciu wcześniej. Jeden siedział mu na karku, a drugiego trzymał na rękach. Oboje z dzieci się uśmiechały tak samo jak mężczyzna. Przypominały mi kopie jego. To musiały być jego dzieci. Również odwróciłam ramkę i widniała ta sama data co wcześniej.
Zdjęcia były rozmazane i czarnobiałe. Na każdym z nich było dwoje dzieci i mężczyzna. W końcu natrafiłam na zdjęcie dzieci i dwojga dorosłych osób. Tym razem było zdjęcie z kobietą. Prawdopodobnie ich matką. Kobieta lekko się uśmiechała trzymając na kolanach jednego ze swoich synów. Ubrana była w białą sukienkę i czarne szpilki. Tak mi się wydawało. Włosy miała ciemne i spięte w eleganckiego koka. Również wyglądała dość znajomo.Z tyłu na ramce był rok 1975, ale nie było dokładnej daty oraz inicjałów. I zostało ostatnie zdjęcie. Tym razem leżało luzem. Bez żadnej ramki.
Zdjęcie przedstawiało dość młodego chłopaka opierającego się o samochód razem z jakimś kolejnym chłopakiem. Na moje oko mieli około 17 lat. Zdjęcie było już kolorowe. Oboje wyglądali znajomo. Gdy przyjrzałam się bliżej wstrzymałam oddech.
To mój zmarły ojciec? A ten kolega co stał obok niego to był.. pan Paul Swift?
Natychmiastowo odwróciłam zdjęcie. I tak jak przypuszczałam była data.
15.08.1987
W.M G.M
bracia MasnonCoś mi się tu nie zgadzało. Inicjały mojego taty powinny być „T.M" i inicjały ojca Solana powinny być „P.S". A tu są kompletnie inne.
Co to byli za chłopcy?
Jednak na dnie samego pudełka było coś jeszcze. Była to lekko żółta karta od starości. Wzięłam ją do ręki uważnie oglądając.
List.
Rozłożyłam kartkę i moje oczy zobaczyły tekst w języku hiszpańskim. Był on napisany starannie piórem. Tak mi się wydaje. Zajebiście, nie umiem hiszpańskiego. Wzięłam do ręki telefon i nakierowałam tłumaczem na tekst. Nie skutecznie. Tłumacz nie potrafił rozczytać liter. Z resztą, ja tak samo.
„Amor traicionado encarcelado
En los grilletes de la memoria y el arrepentimiento.
Con incredulidad.En una trampa apretada como en tenazas.
amor ausente,
En el sufrimiento, rompe heridas y cadenas,
se detiene
Libérate
De la telaraña que asfixia y del dolor que asola...Amor libre herido
Como un ciervo en una trampasiempre Tuyo G."
Wrzuciłam wszystko do pudełka i je zamknęłam. Odsunęłam na bok i założyłam ponownie deskę. Szybkim krokiem wyszłam ze strychu i poszłam do pokoju z pudłem w ręku.
Co ty przede mną ukrywałeś, tato?
————-
zdecydowanie nie potrafię się zdecydować kiedy wstawić rozdział, ale chyba wam to nie przeszkadza no nie? Powiedzcie mi czy zakładać twittera?buziak!
CZYTASZ
Ride To Die 18+
ActionPierwsza część dylogii „Ride" Szybka i niebezpieczna jazda kręciła młodą Kylie. Lubiła siadać za kierownicę i zapominać o problemach. Dziewczyna postanawia pojawić się na nielegalnych wyścigach samochodowych. I to był jej duży błąd. Przynajmniej tak...