Nie Pozwól Mi Zasnąć

185 20 1
                                    

Trigger warning!
Rozdział zawiera opisy cierpienia, krew, opisy ran kłutyxh i ciętych, połamane kości.

Miłego czytania :)


Tony”s POV:

    Od rana nic mi nie szło. Nie byłem w stanie kontynuować nowych projektów. Drobne naprawy zbroi, jak nigdy doprowadzały mnie do frustracji. Ledwo zabrałem się za kontrolę oprogramowania Jarvis’a a miałem tego dość. Nie potrafiąc znaleźć sobie miejsca zacząłem organizować narzędzia w szufladach. Dalej nie mogłem utrzymać pełni skupienia, jednak te drobne porządkowanie, z niewiadomego mi powodu, wciągnęło mnie wystarczająco mocno. Może to dlatego, że tak rzadko to robiłem.

    Dużo bym dał aby utrzymać ten stan jak najdłużej. Przynajmniej dzisiaj, przynajmniej kolejną godzinę. Tak szybko jednak jak się wciągnąłem w te głupie zajęcie tak szybko straciłem cierpliwość. Po posegregowaniu wszystkich śrubek jakie znalazłem względem rozmiaru i koloru sięgnąłem po kubek kawy. Złapałem jednak coś innego, papierową torebkę. Była pełna zmieszanych śrubek i gwoździ. Znalazłem ją właśnie gdy zaczynałem się  cieszyć ukończeniem satysfakcjonującej segregacji. Momentalnie wyprowadziło mnie to z równowagi. Czując jakby od środka zalała mnie krew, złapałem za torebkę i rzucając ją w kąt warsztatu opadłem znowu na fotel obrotowy.

    Po chwili odetchnienia sprawdziłem godzinę. Dochodziła 15:00. Przez sekundę nabrałem energii do zrobienia Peter'owi jakiegoś jedzenia. Zrywając się już właściwie w kierunku kuchni uświadomiłem sobie że jest poniedziałek. Chłopak aż dwa razy przypominał mi że jak co tydzien idzie z przyjaciółmi na lunch i do kina. Więc nawet nieudolne robienie mu jedzenia na później nie miało sensu. Wróci najedzony i pewnie około godziny 18:00. Nie miałbym mu nawet za złe gdyby nie wpadł do mnie powiedzieć dobranoc, choć cicho miałem nadzieję że to jednak zrobi.

-Ahhh….Peter, czemu gdy na ciebie czekam czas upływa tak niemiłosiernie wolno? - powiedziałem sam do siebie. Uświadamiając sobie że Chłopak nie pochwalałby mojego aktualnego stanu zabrałam się za sprzątanie tego co przed chwilą rozsypałem.

…..

-Informuję że Pan Parker powrócił do wieży - niespodziewanie usłyszałem głos Jarvis’a

    Zerknąłem na zegarek. Choć zostało mi jedynie garść śrubek do posegregowania czułem że nie mogła minąć więcej niż godzina.

-Już wrócił? Jest prawie 16:00, przecież on ledwo skończył lekcje - z zdziwieniem powiedziałem raczej do samego siebie. To że liczyłem na to że chłopak odwoła plany i spędzi czas ze mna nie oznacało że nie bylem zaskoczony

-Myślę że wcześniejszy powrót Pana Parker’a może wynikać z licznych ran ciętych, połamanych żeber oraz początkowej fazy krwotoku wewnętrznego w jego ciele.

    Nie potrzebowałem więcej informacji aby adrenalina ścięła mi krew w żyłach. Zerwałem się do wyjścia. Biegnąc zahaczyłem o wszystko. Nie mogłem złapać oddechu. Walcząc z słabnącymi mięśniami słyszałem jedynie trzask wszystkiego co rozbija się za mną o ziemię. Coś zdecydowanie było nie tak. Od lat ratowałem ludzi ,nigdy jednak nie czułem się tak jak teraz.

….

    Tony uderzył całym ciałem o drzwi do warsztatu Perer’a. Próbując złapać oddech po intensywnym biegu zobaczył przez szybę sylwetkę chłopaka. Stał bokiem do niego, oparty jedną ręką o blat na którym nie raz składali razem jakieś drobiazgi. Mężczyzna poczuł jak chociaż jeden drobny kamień spada mu z serca. Po opisie Jarvis’a z przerażeniem spodziewał się raczej wiotkiego ciała na podłodze. Nie zatracając się jednak na długo w tej zmylnej uldze przyłożył dłoń do panelu blokady otwierając w ten sposób drzwi.

    Peter był zadziwiająco spokojny. Stał nieruchomo nie zauważając obecności swojego mentora, który spowalniał zmniejszając odległość między nimi. Z zatroskaniem na twarzy wypowiedział niepewnie imię chłopaka. Bez odpowiedzi.

   
Tony’s POV:

    Podchodząc jeszcze bliżej dotknąłem delikatnie ramienia Peter’a ponownie wymawiając jego imię. Podskoczył jakby wybudzony moim gestem. Kątem oka zdążyłem jedynie wyłapać intensywny ruch jego drugiej ręki. Wszystko stało się tak szybko. Odwrócił się w moja stronę. Wtedy zauważyłem nóż w jego lewej dłoni który już do końca wyciągnął z brzucha pod wpływem zaskoczenia. Instynktownie sięgnąłem ręką w stronę rany zaciskając mocno. Pater głośno jęknął i upadł w moje ramiona. Teraz juz całym ciałem czułem jak dreszcze obejmują coraz bardziej bezwładne ciało chłopaka. Jedyne co dawało jeszcze wyraźne oznaki życia to gorąca krew pulsująca pod moimi palcami.

-Panie Ssstark… - ciepły ale też słaby szept rozpłynął się po mojej szyi. Wyrwało mnie to momentalnie z wewnętrznej paniki.

-Peter, choć muszę cię opatrzeć - powiedziałem odciągając delikatnie chłopaka w stronę kanapy.

-Nie….nie…chwila - odpowiedział Peter w którego znów tchnęło życie. Tchnęło to także życie we mnie. Rozradowany podtrzymywałem go gdy ten drżącymi rękami przeszukiwał szuflade. Nie miałem pojęcia czego szuka. Zanim jednak dotarło do mnie co trzyma zawartość dużej strzykawki znajdowała się już w jego udzie.

-NIE!!! PETER! To znieczulenie potrafi powalić Hulk’a! Nie wytrzymasz tego - wydarłem się zaciągając szybko wiotkiejącego chłopaka na kanapę.

    Posadziłem Petera’a sam zajmując miejsce po jego prawej. Nie zmniejszając ucisku na mocno krwawiącej ranie w jego boku coraz bardziej popadałem w panikę. Trzymając blisko drgające ciało doszukiwałem się jakichkolwiek oznak działania pajęczego genu. Drobne rozcięcie na czole pozostawało jednak pokryte cienką strużką krwi. Siniak pod okiem nie bladł. Ale dlaczego? Zawsze działało. Jego organizm powinien sprawnie rozpocząć regenerację tkanek. Dlaczego więc do cholery Peter dalej krwawił pod moimi palcami?

    Coraz bardziej nieregularny świst oddechu wypełnił przestrzeń wokoło mnie. Chłopak walczył. Resztkami sił wyginał ciało aby tylko zaczerpnąć oddechu. Z bezradnym jękiem ponownie opadając po zaledwie paru sekundach. Lewą ręką podtrzymałem jego głowę łudząc się że w jakikolwiek zatrzymam jego cierpienia.

-Peter twoje serce nie wytrzyma takiej dawki, dlaczego…- wyrzuciłem z siebie czując gulę w gardle

-Wytrzyma, zzzawsze wytrzymywało - przerwał mi wyrzucając głośno przez zęby

    Nigdy nie czułem się taki bezradny. Za dużo niewypowiedzianych słów. Za mało czasu. Za dużo krwi.

-Nie pppozwól mi zasnąć….musze być świadomy….Panie Ssstark…. - przerwał mu nagły wstrząs który zawładnął jego ciałem. Momentalnie oddech chłopaka stał się płytki i nierównomierny.

-Peter! PETER! - wyrzuciłem z siebie bezradnym krzykiem przyciągając jego ciało bliżej -  jestem z tobą Peter - wyszeptałem bezradnie widząc że tracę kontakt z chłopakiem.

Z tego się nie wyplączeszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz