Ten dzień miał być idealny. Avery chciała przeprosić Fabiana za to, że stchórzyła i wytłumaczyć się mu jakoś. Dziewczyna była pełna nadzieji. Przemierzała ulice Warszawy z myślą, że dotrze do mieszkania jego i jego ojca i wszystko się ułoży.
Czar prysł gdy po zapukaniu do drzwi zastała ocierającego łzy ojca chłopaka.
- Dzieńdobry, czy jest może Fabian? - spytała z jak to przystało kulturą i starała się nie dać po sobie poznać, że widziała jego łzy.
Mogło to być cos osobistego a nie chciała naruszać jego przestrzeni. Mężczyzna po usłyszeniu imienia syna na nowo się rokleił, twarz Avi od razu stężała i w głowie zaczeło pojawiać się najczarniejsze scenariusze.
- Co się z nim stało? - spytała przerażona
- Zabrali go - wychlipał starszy - zabrali go Niemcy!
Pan Florian pogrążył się w rozpaczy i zaczął lamentować. Avery zakręciło się w głowie na tyle, że prawie upadła. Musiała podtrzymac sie barierki gdyż wywróciłaby się na posadzke. Starała się być jak brat, zachować zimną krew mimo kryzysowej sytuacji. Złapała za rękę mężczyzne i pociagneła go w góre, po czym zaprowadziła do salonu. Nie miała siły z nim o tym rozmawiać i on też nie był w stanie udzielić jakichkolwiek informacji.Wybiegła więc z mieszkania i czym prędzej chciała dotrzeć do domu. Po drodze napotkały ją psy SS-man'ów które rzuciły się za nią w pogoń. Naszczęście udało jej sie odbiec, zobaczyła że znajduje się pod kamienicą w której mieszka Janek. W rozpaczy uśmiechneła się do samej siebie i podążyła do klatki. Nie zapukała nawet w drzwi, tylko bez pytania wkroczyła do mieszkania. Zatrzymała się w salonie gdy zobaczyła: swojego brata, Rudego szczelnie przytulającego się do jego boku, Alka który zmieszany siedział na kanapie a jej niepokój spotęgował fakt, że nie uśmiechną się do niej wesoło jak to miał w zwyczaju kiedy się spotykali, Monia płakała i obgryzała paznokcie, Dusia i Hala stały w stresie w rogu pokoju, a reszta hatcerzy ze strachem wymalowanym na twarzy słuchała tego co mówi Orsza.
Widok pogrążonej w strachu grupy wywołał ciarki na jej plecach. Na początku nikt się nie odezwał a cisze przerwała Monia która troskiliwie objeła przyjaciółke i chciała zaprowadzić na miejsce obok siebie. Młodsza wyrwała się z uściskisku a jej rozpaczliwy wzrok padł na naczelnika.
- Porwali go, porwali Fabiana! - wykrzyczała a potok łez nagle uwolnił się z jej oczu. Nagle przestała czuc swoje nogi i upadła na ziemie. Histeria opanowała jej całe ciało. Płakała, trzęsła się, łkała i nikt nie wiedział co ma zrobić. Cały oddział nagle pojawił się przy niej i każdy starał się ją uspokoić na swój sposób. Maryla obejmowała jej ramiona ręką. Tadeusz coś do niej mówił lecz nie była w stanie nic z tego zrozumieć.
- Zaprowadzcie ją do pokoju - zarzadził Orsza a Monia posłusznie wypełniła polecenie.
Avery ułożyła się w łóżku lecz ciągle miała atak paniki..
Czuła się bezsilna a w szczególności winna bo gdyby nie to że uciekła może zdołałaby go uratować?
Wkońcu panika wykończyła ją do tego stopnia, że wpadła niczym lalka w objęcia krainy morfeusza.◇◇◇
- Hej wstałaś, jak się czujesz? - zapytała triskliwie Maryna która przyniosła ze sobą miskę zupy oraz ciepłą herbatę.
Mimo snu dziewczyna była tak wycięczona, że Monia musiała pomóc jej usiąść.
Oczy jej sie zamykały a wory pod oczami były tak wielkie jakby nie spała tygodniami, mimo tego że wybudziła się dosłownie przed chwilą.
Maryna była przerażona stanem przyjaciółki. Kto jak kto, ale ona tryskała energią zawsze. Widok ledwo trzymającej się Avi łamał jej serce.
Dziewczyną zajmowały się w głównej mierze przyjaciółki, gdyż brat jak i reszta męskiej części grupy omawiała plan działania.
- Przyniosłam ci drożdżówki - powiedziała z uśmiechem Hala, jej mina radykalnie się zmieniła gdy Avery przeniosła na nią wzrok.
Puste oczy, pierwszy raz te piękne oczy nie wyjawiały żadnych emocji. Ból wyprał je do zera. Brak kolorytu na twarzy był bardzo zauważalny, usta niemal jej zfioleciały podobnie jak okolica pod oczami. Ponadto nie odezwała się ani słowem. Nie było z nią praktycznie kontaktu, nie reagowała na nic nawet kiwnięciem głowy.
Dusia gdy weszła do pokoju niemal od razu zaczeła płakać. Rzuciłw się na łóżko obok przyjaciółki i silnym uściskiem oplatała jej rękę. Ta ani nie tkneła.
Do pokoju weszła również Basia z lekami. Avi potrzebowała ich aby choć trochę zbić nieprzychylną gorączkę.
Mineło sporo czasu a Avery dalej się nie odezwała. Zaczeła mrugać z trudem lecz jej się to udawało.Jakąkolwiek reakcje przejawiła dopiero gdy w pokoju usłyszała donośne kroki Tadeusza. Odchyliła głowę w stronę drzwi przez co powędrowały tam wszystkie spojżenia dziewczyn.
- Nie mamy jak go uratować - powiedział chłodno Zośka i podrapał się po głowie
- Jak to nie mamy jak? - odezwała się Avi a gniewnym spojżeniem zaczeła świdrować brata.
- Nie ma jak go odbić, nic nie zrobimy przykro mi - powtórzył Tadeusz
- Jak nie wy to ja coś zrobię - stwierdziła dziewczyna i jak gdyby nie była nigdy wcześniej osłabiona wstała z łóżka i staneła na przeciw bratu. Jej zielone tęczówki błysneły i wbiły jeszcze mocniejszą szpilę w starszego.
Chłopak uśmiechnął się pod nosem i położył rękę na ramieniu siostry.
- Jesteś prawdziwą Zawadzką, nigdy się nie poddajesz lecz nie tym razem. Nie tędy droga, nie mamy jak go odbić. Proszę cię, nie rób głupot - ostatnie zdanie wypowiedział wręcz błagalnie a jego oczy pogrążyły się w łzach i przyłożył swoje czoło do barku młodszej. Dziewczyna delikatnie objeła głowę brata i odwróciła oczy.
Wiedziała, że tym razem nie jest w stanie go posłuchać.◇◇◇
O godzinie czwartej trzydzieści otworzyła oczy. Chciała wstać jak najpóźniej aby nie narobić sobie problemów. Ubrała buty i mudur, spakowała kilka potrzebnych produktów, broni i prowiant na drogę. Ciemne Warszawskie ulice przyprawiały nie jednego o strach szczególnie gdy była godzina policyjna i grasowało gestapo. Kilka razy prawie natkneła się na śmierć lecz naszczęście z marnym skutkiem. Podążała drogą aż po samo więźienie.
Wiedziała kiedy jeżdżą więźniarki i o której godzinie może wyjechać ta Fabiana.
O piątej dwadzieścia była już pod pawiakiem. Ta akcja była bardzo nieodpowiedzialna i nieprzemyślana więc postanowiła nie fatygować do niej innych. Było to bezcelowe i założyła sobie, że jeśli to jej akcja i ma być na tyle niebezpieczna umrze przynajmniej sama i nie pośle kogoś do grobu razem z nią.
Nie musiała czekać bardzo długo gdyż nadjechała, nadjechała więźniarka. Aż dotkneła swego serca i poczuła to. Poczuła dla kogo ono bije i że jeśli trzeba to umrze. Umrze za ojczyzne i za swoją miłość z taką myślą przebiegła cała akcja.◇◇◇
Hejj
Przepraszam że, wczoraj nie wstawiłam rozdziału ale kompletnie nie miałam weny. Mam nadzieję że, ten rozdział troche wam to zrekompensuje! A teraz miłego dnia/nocy💗💗
PS. jest godzina 2:11
CZYTASZ
Warszawska Stokrotka | Kamienie na Szaniec
Fanfiction❝𝐀 𝐤𝐢𝐞𝐝𝐲 𝐭𝐫𝐳𝐞𝐛𝐚, 𝐧𝐚 ś𝐦𝐢𝐞𝐫ć 𝐢𝐝ą 𝐩𝐨 𝐤𝐨𝐥𝐞𝐢, 𝐣𝐚𝐤 𝐤𝐚𝐦𝐢𝐞𝐧𝐢𝐞 𝐩𝐫𝐳𝐞𝐳 𝐁𝐨𝐠𝐚 𝐫𝐳𝐮𝐜𝐚𝐧𝐞 𝐧𝐚 𝐬𝐳𝐚𝐧𝐢𝐞𝐜.❞ ~ "Testament mój" Juliusz Słowacki Stokrotki, piękne kwiaty lecz tak niedocenione. Wszystkie takie s...