Rozdział 19

108 19 67
                                    

DONOVAN

Ból, który zadawała mi Adaliah, nie zmniejszał się. Wręcz przeciwnie. Z każdą chwilą był coraz większy i intensywniejszy, a ja nie byłem w stanie nic zrobić, mimo że naprawdę próbowałem, ponieważ wszelkie siły zostały ze mnie brutalnie wyssane.
Krzyczałem, prosiłem, a wręcz błagałem, aby elfka przestała, jednak ona stała nade mną, śmiejąc się pod nosem i wcale nie zamierzała przestać. Czerpała energię z mojego cierpienia, natomiast ja słabłem w jej oczach. Chyba najbardziej i tak bolał fakt, że patrzyła na mnie z czystą dumą, bez wyrzutów sumienia, bez żalu...

Nie byłem w stanie wrócić na nogi. Nie byłem w stanie walczyć. Nie byłem nawet w stanie spojrzeć elfce w oczy. Czułem się słaby, bezbronny, ale i upokorzony. Byłem na przegranej pozycji, mimo że chwilę wcześniej wydawało mi się, że to ja miałem przewagę i kontrolę nad sytuacją. Jakim cudem Adaliah tak szybko zyskała tyle sił? Owszem, była w stanie szybko uleczyć rany i pozyskać energię z odczuwanego bólu, jednak to było coś więcej.

W końcu do Sali Tronowej, do której trochę nieświadomie nas przeniosłem, wpadło kilku strażników, którzy musieli dosłyszeć moje odgłosy cierpienia. Jeden z nich rzucił w Adaliah silne, skuteczne zaklęcie, które sprawiło, że jej oczy zaszły mgłą. Czarodziej zaćmił jej umysł, paraliżując go, przez co nie była w stanie zorientować się, co się stało, ale byłem pewny, że ten stan nie utrzyma się długo.

Nie zareagowała w żaden sposób, kiedy strażnicy chwycili ją pod ramiona, obezwładniając ją.

Ból w końcu odpuścił. Adaliah utraciła kontrolę nad własnym umysłem, więc nie mogła skupiać się na tym, aby mnie ranić. Odczułem szczerą ulgę, kiedy moje mięśnie powoli zaczęły się rozluźniać. Jeden ze strażników pomógł mi stanąć na nogi, natomiast jeszcze inny dobył broni, patrząc na elfkę z wściekłością. Chciał ją zabić, co było zrozumiałe, ale...

— Zaczekaj — wydusiłem.

Czarodziej posłusznie wstrzymał się z atakiem, nie zamierzając się ze mną spierać, ale spojrzał na mnie takim wzrokiem, jakbym był największym głupcem na wyspie. Może i słusznie. Adaliah powoli odzyskiwała świadomość, przełamując zaklęcia, ale nie pozwoliłem jej zaatakować. Patrzyłem na nią z bólem, zastanawiając się, co robić.

Walczyć? I co by to dało?

— Popełniłeś w swoim życiu wiele błędów, a mimo to stałeś się jakimś mało znaczącym bohaterem dla swoich poddanych — powiedziała Adaliah. Mówiła ściszonym głosem i patrzyła w jakiś martwy punkt, ale wiedziałem, że mówiła do mnie. — Ja popełniłam jeden błąd, mając nadzieję, że to rozwiąże wszystkie problemy, i teraz jestem złoczyńcą w oczach wszystkich, nawet własnych ludzi. Szaloną elfką, która postradała zmysły.

Jej wzrok stawał się coraz bardziej przytomny, jednak wciąż było w nim to szaleństwo, którego nie rozumiałem. Oprócz tego pojawił się w nim spory strach, którego wcześniej nie widziałem. Tylko strach przed czym? Na pewno nie przede mną, byłem tego pewny, a przecież nie było wiele rzeczy, których Adaliah mogła się obawiać.

— Wiesz, co było tym błędem? Spoufalanie się z tobą. Przez to wypadłam z jego łask.

— Z czyich łask? —  zapytałem niepewnie.

— Skoro wszyscy widzą we mnie jedynie wroga, w porządku. Dostaną go. I to w najgorszym wydaniu.

Te słowa zabolały mnie bardziej, niż powinny, ale nawet nie potrafiłem wyjaśnić dlatego.

Adaliah wyrwała się z uścisku dwóch strażników. Wokół jej dłoni zebrała się czarna energia, którą cisnęła w moich ludzi. Czarodzieje padli na ziemię. Byłem pewny, że stracili przytomność, jednak kiedy ujrzałem ich twarze i puste spojrzenia, uświadomiłem sobie, że byli martwi.

Trylogia Ambicji część 2: Spojrzeć Śmierci W OczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz