Rozdział 18

90 21 10
                                    

ENRESH

Spojrzenie Adaliah szczerze mnie przeraziło. Bardziej niż fakt, że walczyła z Donovanem, który tak niespodziewanie pojawił się w Elsolis. Mord... Tylko to zobaczyłem w jej oczach, nic więcej. Próbowałem w tamtej chwili zajrzeć do jej umysłu, jednak nie było to możliwe. Napotkałem tam grubą barierę, której nie stworzyła ona i która nie dopuszczała mnie do środka. Tylko kto ją stworzył i po co?

Coś większego było na rzeczy. Miało to swoje drugie dno, ale nie byłem w stanie na szybko znaleźć sensu tego wszystkiego. Musiałbym przebić barierę w umyśle elfki, co, jak się przekonałem, nie było proste.

I najgorsze było to, że Donovan zabrał ze sobą Adaliah. Stojąc z Owenem w ogrodach królewskich w osłupieniu patrzyliśmy na miejsce, gdzie przed chwilą jeszcze ze sobą walczyli. Nie musieliśmy długo czekać, a dołączyli do nas Herkurn oraz Dena.

Chimera chwyciła mnie za rękę, chcąc dodać mi otuchy, jednak tym razem nawet to nie podniosło mnie na duchu.

— Gdzie ona jest? — zapytał Herkurn, rozglądając się wokół. Wiedziałem, że mówił o Adaliah.

— Donovan chyba nieświadomie przeniósł ich do Carminy — powiedziałem. — Ale nawet się o nią nie martwię. Wszyscy powinni martwić się o niego.

— Jest coraz gorzej — przyznał Owen.

— Jakiś mrok spowija jej umysł. Macie rację, Adaliah się zmieniła. Nie jest sobą, ale nie mogę do niej dotrzeć. Coś mnie blokuje.

— To nie zmarli?

— Nie... Znaczy nawiedzają ją, co ją wykańcza, ale jest ktoś jeszcze. Ktoś, kto jest ponad zmarłymi.

Herkurn załamał ręce, słysząc to. Odchylił głowę do tyłu i zamknął oczy, próbując zebrać myśli. On również nie wyglądał najlepiej, co było zrozumiałe.

— Byłem pewny, że to przez Donovana i przez to, co ich łączyło — mruknął.

— Problem w tym, że Adaliah nie pamięta, co ich łączyło. Ma luki w pamięci, nie zauważyliście tego?

— Owszem, zauważyliśmy. Nagle zapomniała, że nie jestem jedynie dowódcą straży, ale również waszym przyjacielem.

— Coś o tym wiem — Owen pokręcił głową.

— Nie wiem, w co oni pogrywają, ale zabiją siebie nawzajem, jeśli czegoś nie zrobimy — zauważyłem. Wszyscy o tym wiedzieliśmy, ale co dalej? — Już nie wiem, co robić. To nawet nie jest wojna. Oni pogrywają sami ze sobą.

Dena przytuliła się do mnie, obejmując mnie w pasie, i zaczęła czule głaskać mnie po głowie, chcąc mnie w ten sposób uspokoić.

— Ty i Adaliah byliście przez ponad rok w Mortum, prawda? — zapytała chimera. Spojrzałem na nią pustym wzrokiem. — Zauważyłeś jakąś zmianę, jaka nastąpiła w twojej siostrze już wtedy? Pomyśl nad tych, Ernesh.

— Ja... Chyba nie pamiętam wszystkiego. Odnoszę wrażenie, że ja również byłem przez kogoś kontrolowany. Nawet kiedy wróciliśmy. Ale z każdym dniem to poczucie ustępowało, aż w końcu się od tego uwolniłem. Wspominałem ci o tym.

— Tak, pamiętam.

— Czyli jest możliwość, że ktoś ma teraz nad nią całkowitą kontrolę? — zapytał doradca. W jego głosie wybrzmiał czysty niepokój. — Nie wiemy, co tak naprawdę dzieje się w jej głowie. Być może nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, co robi.

Z żalem musiałem przyznać, że elf miał rację. To było bardzo prawdopodobne i im dłużej nad tym myślałem, tym bardziej byłem przerażony. Być może znaleźliśmy przyczynę, tylko jak teraz znaleźć rozwiązanie? To było znacznie trudniejsze i bardziej skomplikowane, niż sądziliśmy.

Przypomniałem sobie, jak przed rokiem zmarli wyjawili mi, że znaleźli kogoś, kto im przewodził. Była to chyba jedyna osoba, która zdołała zdobyć przewagę nad tymi istotami, przewodziła im i podsycała ich gniew. Co jeśli to właśnie ta osoba pociągała za sznurki już od dłuższego czasu?

— Tak czy inaczej, musimy liczyć się z tym, że nawet jeśli Donovan i Adaliah prowadzą oddzielną wojnę, czarodzieje wciąż są zagrożeniem — zauważył Herkurn. Miał rację i nie mogłem temu zaprzeczyć. Spojrzał na mnie bezradnym wzrokiem. — Co robić, panie?

— Musimy być gotowi, aby w każdej chwili być w stanie stanąć do walki — odparłem w zamyśleniu. Zmarszczyłem brwi, próbując ułożyć w głowie jakiś skuteczny plan działania. — Chyba że zaatakujemy ich pierwsi.

— Nie jestem do końca pewny, czy to na pewno dobry pomysł w tej chwili — odparł Owen.

— Ale skuteczny i obawiam się, że jedyny.

— Ernesh, przemyślmy to na spokojnie. Co jeśli naszym wrogiem aktualnie nie są czarodzieje?

Spojrzałem na Owena w jeszcze większym zamyśleniu. Chciałem, aby powiedział na głos to, co chodziło mu po głowie, aby pozostali również to usłyszeli. Chciałem poznać ich zdanie na ten temat.

— Donovan nie miał pojęcia o tym, że Adaliah żyje. To nie on przyszedł do niej, a ona do niego.

— Tak, ale to ja zaproponowałem przejęcie władzy w Carminie — Westchnąłem.

— Owszem, ale nie w taki sposób. Adaliah obrała własną taktykę, a nigdy nie postępowała tak pochopnie, narażając przy tym swoje życie. Jeśli ktoś faktycznie nią kieruje...

— Jeśli ktoś nią kieruje, zagrożona jest nie tylko Carmina, ale i Elsolis. I całe Ismore... — dokończyłem.

Herkurn przeklął pod nosem. Wszyscy mieliśmy pełną świadomość tego, że nasza obecna sytuacja nie była zbyt ciekawa, ponieważ lista naszych problemów była coraz dłuższa, ale przecież nie mogliśmy bezczynnie czekać, aż coś się wydarzy.

Lisie uszy Deny poruszyły się niespokojnie. Wiedziałem, co to oznaczało, ponieważ zawsze tak reagowała, kiedy czegoś się obawiała albo wpadła na jakiś pomysł. Ostrożnie pogładziłem ją po policzku, aby zwrócić na siebie jej uwagę.

— W porządku? — zapytałem z troską.

— Mogę znaleźć Ognisty Szafran. Na pewno jest w Lesie Cieni.

— Co? Co to jest?

— Ziele, które oczyszcza umysł z wszelkich czarów — wyjaśnił Owen. W jego mądrych oczach pojawiła się iskierka nadziei. — Chyba nie mamy już nic do stracenia. Warto spróbować wszystkiego.

Dena skinęła głową. Była gotowa od razu ruszyć do lasu. A więc nie mieliśmy żadnego konkretnego planu. Mogliśmy podejmować próby odzyskania naszej starej Adaliah, ale co potem? Co jeśli Ognisty Szafran nie zadziałałby?

Wyczułem, że moja siostra targał niepohamowany gniew. Był ognisty i niebezpieczny, a nie wróżyło to nic dobrego. Wiedziałem, że musiałem zabrać ją z Carminy. Nie mogłem jej tam zostawić na pastwę losu. Gdyby stała jej się krzywda, nie wybaczyłbym sobie tego.

Puściłem Denę, czule pocałowałem ją w czoło i spojrzałem na Herkurna stanowczym wzrokiem.

— Ostrzeż straż. Tak na wszelki wypadek.

— Pomogę ci szybko dostać się do Carminy, abyś nie tracił czasu — powiedział Owen, sięgając po coś do sakiewki. — Każda sekunda może być cenna.

— Poradzisz sobie? — zwróciłem się do Deny.

— Jasne. Idź — Dena uśmiechnęła się blado, aby mnie zmotywować. — Zajmiemy się wszystkim, nie martw się.

Skinąłem głową, ale nie odwzajemniłem uśmiechu. Ufałem tej trójce, dlatego nie obawiałem się opuścić Elsolis. W tamtej chwili byłem bardziej potrzebny w Carminie.

Trylogia Ambicji część 2: Spojrzeć Śmierci W OczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz