Rozdział 39

96 16 47
                                    

ADALIAH

Gdzie zabrał nas mój ojciec? Z początku nie wiedziałam. Wydawało mi się, że widziałam to miejsce pierwszy raz na oczy i z czystym sumieniem mogłam powiedzieć, że było to najgorsze miejsce, jakie miałam okazję kiedykolwiek zobaczyć.

Znaleźliśmy się na ciemniej pustyni. Piasek pod naszymi nogami miał szary odcień, wokół nie było żadnej roślinności, jedynie pojedyncze uschnięte drzewa. Na niebie szalała burza, nie było żadnego słońca, czy księżyca. Powietrze było gęste i ciężkie, ale w tym samym momencie było okropnie chłodno.

Zdołałam zaczerpnąć tchu, więc udało mi sie przeobrazić cały ból, jaki czułam jeszcze chwile częściej w energię. Wróciłam na nogi i rozejrzałam sie. Ani ja, ani Donovan wcale nie chcieliśmy tam być, jednak nie byliśmy w stanie nic zrobić. Ethan znał wiele silnych zaklęć, dzięki czemu przeniósł nas w mrok, nawet nas nie dotykając. Jak mogłam mierzyć się z kimś takim?

— Naprawdę urocze miejsce — mruknął Donovan. Był naprawdę wściekły, ale nie dziwiłam mu się.

— Po co nas tu sprowadziłeś? — zapytałam, uważnie rozglądając się wokół. Owen zniknął, jednak wiedziałam, że mój ojciec nas słyszał.

— Tylko jedno z was wyjdzie z tego cało, co wydaje się być dosyć oczywiste — usłyszeliśmy gdzieś jakby w oddali. — Walczcie! Pokażcie, kto zasługuje na życie i władzę! Jeśli nie... Och, lepiej nie wiedzieć. Oboje umrzecie okrutną, wręcz brutalną śmiercią, a dodatkowo królestwo przegranej osoby, pogrąży się w mroku i cierpieniu. Zadbam o to osobiście. Nikogo nie oszczędzę.

Czułam, jakbym miała w gardle wielką gulę. Donovan spojrzał na mnie pustymi oczami, jednak od razu odwróciłam wzrok, nie mogąc znieść tego spojrzenia. Oboje wiedzieliśmy, że mój ojciec nie żartował i był gotów zgotować prawdziwe piekło całemu Ismore. A zwłaszcza nam, bo przecież to my niejednokrotnie zachodziliśmy mu za skórę. Chciał zemsty...

Westchnęłam ciężko, zaczynając rozumieć, że albo ja albo Donovan będziemy musieli zginąć i nie było innego wyjścia. Gdybyśmy zaraz nie zaczęli ze sobą walczyć, zginęlibyśmy w najgorszych mękach z rąk Ethana, a razem z nami Elsolis i Carmina. Skazalibyśmy na męki wszystkich poddanych.

Usiadłam na sporym, gołym kamieniu, który był nieopodal. Przetarłam nerwowo oczy, próbując pojąć, dlaczego to zawsze my trafialiśmy w takie pułapki. Byłam pewna, że chociaż jeden głupi spacer będziemy mogli odbyć w spokoju, jednak jak zwykle byłam w błędzie. Po raz kolejny przekonałam się, że oczekiwałam od życia o wiele za dużo.

Donovan usiadł obok mnie, nie ukrywając swojego przygnębienia. Nic nie mówiąc, chwycił mnie za rękę i nerwowo zaczął kciukiem gładzić wierzch mojej dłoni. Nie wiedziałam, co powiedzieć, ponieważ żadne słowa nie były adekwatne do tej sytuacji.
Uratował mnie. Był gotów poświęcić swoją koronę i samego siebie, aby mnie chronić, co wydawało się być takie nierealistyczne...

— Jakby się nad tym zastanowić, nie pierwszy raz będziemy próbowali się zabić — zauważył.

— Ale pierwszy raz tego nie chcemy — zauważyłam.

— Cóż, zawsze musi być ten pierwszy raz, prawda? Może zanim ktoś z nas zginie, przyznasz w końcu, że mnie lubisz?

— Nie ma mowy — mruknęłam.

Donovan uśmiechnął się pod nosem. Nachyliłam się do niego i pocałowałam go w policzek, po czym powoli podniosłam się z głazu. Wysunęłam krótki nóż z rękawa. Czarodziej westchnął ciężko, patrząc na mnie dziwnym wzrokiem, jednak ja znowu odwróciłam wzrok. Nie do końca wiedziałam, czego tak naprawdę chciałam. Czarodziej również się podniósł i nim zdążyłam chociażby na niego spojrzeć, rzucił silne zaklęcie, które odepchnęło mnie w bok. Upadłam na ziemię, nie do końca wiedząc, co się stało. Pomrugałam kilka razy, aby odzyskać ostrość widzenia, co wymagało o kilka sekund za wiele.

Trylogia Ambicji część 2: Spojrzeć Śmierci W OczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz