Rozdział 25

88 15 25
                                    

DONOVAN

Zachowanie spokoju wcale nie było proste, kiedy Nezad, który reprezentował całą straż mojego królestwa, wrócił do zamku z obitą szczęką, szatą brudną od ziemi i zażenowaniem w oczach. Kolejny raz... Kolejny raz mnie zawiódł!

— Co. Się. Stało? — wycedziłem po raz kolejny, nie zamierzając puścić Nezada, dopóki nie dowiedziałbym się, co go tak właściwie spotkało. — Miałeś tylko przekazać wiadomość, a ty wyglądasz, jakbyś urządził sobie kąpiel w ziemi. No mów!

— Ernesh był na mnie wściekły, więc postanowił mnie ukarać — mruknął dowódca.

Był tak sobą zażenowany, że nawet nie uniósł na mnie wzroku. Zamknąłem oczy i wziąłem głęboki wdech nosem, mając nadzieję, że to pomoże mi zachować spokój. Mogłem domyślić się już, że Ernesh po prostu upokorzył Nezada, aby poczuć się lepiej. Cały on.

Dowódca straży stał dwa metry przede mną i czekał, aż powiedziałbym, co o tym myślałem i zrobiłbym to, powiedziałbym mu, co o NIM myślałem, ale moją uwagę przykuł kruk, który wleciał przez otwarte drzwi. Spion usiadł mi na ramieniu i podał mi zwinięty w rulonik kawałek pergaminu. Rozwinąłem go od razu, aby móc przeczytać. Nie spodziewałem się akurat tego typu wiadomości.

„Musimy porozmawiać, chłopcze. I to jak najszybciej. Spotkajmy się w Lesie Cieni dzisiejszego południa. Nie martw się, nie jest to żaden podstęp. Chodzi o dobro nas wszystkich, więc twoje również.
Owen"

— Panie?

Zapomniałem o obecności Nezada. Dalej patrząc na wiadomość, machnąłem w jego stronę ręką.

— Idź i zastanów się, czy na pewno zasługujesz na bycie dowódcą mojej straży, nieudaczniku — rzuciłem jak na wiatr. Nie zamierzałem się nad tym rozdrabniać. Szkoda mi było słów. — Później zapytam cię, co masz na swoje usprawiedliwienie i zastanowię się, co z tobą zrobię.

.  .  .

Minęły trochę ponad dwie godziny, jednak w końcu postanowiłem udać się do Lasu Cieni, aby porozmawiać z Owenem. Nie mogłem zignorować jego wiadomości, mimo że bardzo chciałem. Rozsądek wygrał i kazał mi podejść do tego poważnie.

Jakby się nad tym zastanowić, nie miałem zupełnie nic do stracenia. Nie dbałem o to, czy był to podstęp, czy nie, ponieważ nie było to dla mnie zbyt istotne. Byłem po prostu ciekaw, co stary elf mógł ode mnie chcieć w sytuacji, w jakiej się znajdowaliśmy.

.  .  .

— Już myślałem, że się nie pojawisz.

— Szczerze mówiąc, mam trochę ważniejsze sprawy na głowie, więc sprężaj się, staruszku — odparłem, chociaż nie do końca była to prawda. — O czym chciałeś ze mną porozmawiać?

— Obawiam się, że Adaliah jest pod kontrolą kogoś potężnego. Kogoś, komu nie może się równać.

— Możliwe, że Ernest próbował mi to powiedzieć, ale co mam zrobić z tym faktem?

Uniosłem brew, nie ukrywając już zwiększającego się poddenerwowania. Być może moja reakcja była nie na miejscu, zważając na to, co łączyło mnie z elfką, jednak nie miałem już siły bawić się w podchody. Owen najwyraźniej nie spodziewał się takiej reakcji z mojej strony, ponieważ długo myślał nad tym, co powinien był powiedzieć.

W końcu otworzył usta, zamierzając kontynuować swoją wypowiedź, jednak uniosłem niedbale rękę, dając mu znak, aby się zaczekał.

— Obawiam się, że w żaden sposób nie mogę ci pomóc — powiedziałem wprost. — Adaliah nie jest już tą samą osobą, którą... Z którą łamałem zasady. Chciałem pomówić z nią, nie z tobą.

— Widziałeś jej zachowanie. Wiesz, że rozmowa z nią jest prawie niemożliwa, właśnie dlatego ja tu jestem. Ona potrzebuje pomocy.

— A co jeśli jest już na to za późno?

— Donovanie...

Pokręciłem stanowczo głową, więc doradca królewski elfów zamilkł. Nie był w stanie mnie przekonać. Na pewno nie w taki sposób i nie w takim momencie.

Zaśmiałem się nerwowo, przypominając sobie ból, jaki czułem, kiedy elfka wykorzystywała swoje umiejętności magiczne przeciwko mnie. Nie chciałem znowu tego doświadczać, bo mógłbym tego nie znieść. Nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie.

To szaleństwo, które widziałem w jej dwukolorowych oczach... Gdybym zgodził się pomóc Owenowi, jaką mogłem mieć pewność, że nam się uda? Co jeśli nie było już odwrotu, a Adaliah służyła komuś z własnej woli? Może jej pobyt w Mortum naprawdę tak ją zmienił?

— Chciałem jej pomóc — Rozłożyłem ręce na boki w geście bezradności. — Naprawdę chciałem... Teraz nie mam już siły, aby dalej o nią walczyć. Wszelka nadzieja, jaką miałem, zniknęła i jedyne, co mogę zrobić, to walczyć, aby chronić samego siebie. Może lepiej byłoby ją po prostu zabić, co? Nie byłoby to lepsze dla nas wszystkich? 

— Wiem, że tak nie myślisz — odparł elf, kręcąc głową. Uśmiechnąłem się ironicznie.

— Niestety z każdą chwilą jestem co do tego coraz bardziej przekonany, Owenie. Przykro mi.

Z za drzew wyszli moi strażnicy. Wszyscy celowali do elfka i byli gotów zaatakować. Czekali tylko na znak ode mnie, a wystarczyło, że kiwnąłbym palcem. Gdybym wtedy zdołał zabił Owena, Adaliah i Ernesh straciliby bliską sobie osobę i zarazem zaufanego doradcę królewskiego, swoją prawą rękę. To byłaby ogromna strata dla całego Elsolis.

Mimo tylu broni wycelowanych w swoją stronę, elf stał w miejscu bez większego wzruszenia, patrząc na mnie pustym, zmęczonym wzrokiem. Westchnął ciężko, kiedy zrozumiał, że nie miałem zamiaru zmieniać zdania, ale dalej nie ruszył się z miejsca.

— Nie bądź głupi, Donovanie — powiedział.

— Jakieś słowa przed śmiercią?

I wtedy w gardle jednego z moich strażników utkwiła czarna strzała. Spojrzałem w górę, skąd padł strzał i dostrzegłem, że między gęstymi liśćmi na gałęziach kryli się elfi strażnicy. Było ich co najmniej kilkunastu.

Owen nie był sam. Przewidział, że mógłbym użyć podstępu. Mogłem się tego spodziewać, przecież nie był przecież głupi.
— Proszę, przemyśl to, o czym mówiłem — Owen zaczął się wycofywać. Z za drzewa wyszedł elf, który miał go chronić, aby bezpiecznie doszedł do Elsolis.

— Jesteś naiwny, jeśli myślisz, że ocalę Adaliah.

— Być może tak. Ale to w tobie pokładam swoje nadzieje, Donovanie. Nawet jeśli jest to błąd, jestem tak zdesperowany, że nie będę tego żałował.

— Co z Erneshem? Czemu on nie może pomóc? — zapytałem.

— To zabrzmi absurdalnie, jednak aby odzyskać zdrowy rozsądek, Adaliah potrzebuje was obu. Walka z nią nie pomoże ani tobie, ani jej. Musicie współpracować, bo wrogiem nie jesteśmy my, czy wy. Wrogiem jest ktoś, kto zniszczy nas wszystkich, kiedy zbierze odpowiednie siły. I pierwsza na jego liście jest wasza trójka, skoro Adaliah tak usilnie próbuje cię zniszczyć...

Trylogia Ambicji część 2: Spojrzeć Śmierci W OczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz