Rozdział 47

57 10 6
                                    

DONOVAN

Wślizgnąłem do celi, kiedy tylko Ernesh umiejętnie odwrócił uwagę innych zmarłych, odciągając ich od celi. Robił za przynętę, co było głupie i ryzykowne, ale robił to dla Adaliah, więc nawet gdybym próbował wybić mu to z głowy, nie posłuchałby mnie.
Miałem krótką chwilę, aby prześlizgnąć się do środka celi, jednak udało się. Adaliah siedziała pod ścianą, nie reagując na nic, co działo się z zewnątrz. Nawet nie chciałem myśleć, jakie piekło rozgrywało się w jej głowie w tamtej chwili. Wystarczyło, że zobaczyłem jej zaszklone oczy, które były utkwione w martwym punkcie.

To mówiło wiele. A może nawet zbyt wiele.

Przyklęknąłem przed nią, chwytając ją za jej dłonie. Były chłodniejsze niż zwykle, ale nie byłem pewny, czy to cokolwiek oznaczało. Elfka nawet na mnie nie spojrzała. Patrzyła w przestrzeń gdzieś za moimi plecami, tak jakby w ogóle nie zdawała sobie sprawy z mojej obecności. Była w zupełnie w innym miejscu. Pewnie jeszcze gorszym niż samo Mortum.

— Adaliah, moja droga... — zwróciłem się do niej kojącym głosem. — Już dobrze. Jestem tu.

Ująłem jej twarz w dłonie, patrząc jej głęboko w oczy. Zarówno czarna, jak i biała tęczówka była spowite mgłą. Opuszkami kciuków otarłem łzy, które spływały po jej policzkach, ale to również jej nie obudziło.

Zamknąłem oczy, próbując dostać się do jej umysłu. Skupiłem się na energii, która zaczęła buzować w moich żyłach. Chciałem zobaczyć to, co widziała Adaliah. Nie miałem tak rozwiniętych umiejętności manipulowania umysłami jak Ernesh, ale dobrze znałem się na nieczystej magii, która mogła okazać się naprawdę pomocna w tej kwestii.

Zobaczyłem kilka okropnych wspomnień z przeszłości królowej elfów, które uświadomiły mi, jak bardzo ona i jej brat cierpieli przez kilkadziesiąt, kiedy ich życie kończyło się na Elsolis, a dokładniej na surowych zasadach panujących w ich zamku. Zobaczyłem, jak Adaliah siłą była zmuszana do mordowania innych, aby nauczyć się walczyć z własnymi emocjami albo jak Ernesh był torturowany na jej oczach. Nie mogła mu nawet pomóc. Nie miała prawa głosu. Nie mogła uciec od tego, co szykował dla niej i dla jej brata Ethan. Nie mogła wyzwolić się od niego i uciec jak najdalej. Oboje musieli robić to, co im kazał.

— Od zawsze nas nienawidził — odezwała się elfka. Dalej patrzyła gdzieś w dal, jednak zwracała się do mnie. Jej oczy zaszły świeżymi łzami. — To przez niego nie potrafię kochać. Ernesh przełamał tę barierę, kiedy spotkał na Denę, ale ja... Ja dalej chyba nie wiem, czy jest szczęście.

— Ja też niestety tego nie wiem — Westchnąłem ciężko. — Albo i wiem...

Adaliah spojrzała na mnie nieokreślonym wzrokiem. Chciałem powiedzieć jej, że to przy niej czułem się... dobrze. Naprawdę chciałem, ale zabrakło mi odwagi, dlatego milczałem, pozostawiając elfkę w niewiedzy. Mogła pomyśleć sobie wiele rzeczy, jednak nie sądziłem, aby pomyślała o tej właściwej. Ta jedna rzecz sprawiała, że nie czułem się jak wyrzutkiem, a jak ktoś kto zasługuje na szczęście.

A raczej ta jedna osoba, nie rzecz.

Doskonale pamiętałem jeden konkretny dzień, kiedy zaczynałem rozumieć, że obecność Adaliah w moim życiu zaczęła dostarczać mi jakiegoś rodzaju ukojenia.  Wkradłem się wtedy do Elsolis. Mało tego... Wkradłem się do zamku elfów, co nie było trudne, kiedy potrafiłem się teleportować, jednak nie zmieniało to faktu, że dalej musiałem być ostrożny. Strażnicy byli wszędzie.

Pamiętałem, jak wszedłem do biblioteki, bo właśnie tam miałem zaczekać na Adaliah, z którą chciałem się zobaczyć jak najszybciej było to możliwe. Pożądanie, jakie wtedy odczuwałem, myśląc o niej, nie ustępowało.

Trylogia Ambicji część 2: Spojrzeć Śmierci W OczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz