Rozdział 8

320 29 14
                                    


Podążał opustoszałymi korytarzami, prowadzony przez elegancko ubranego skrzata domowego. Podeszwy jego butów cicho odbijały się od powierzchni idealnie czystej podłogi. Nadal miał na sobie za duże szaty Voldemorta, ale nie ukrywał, że czuł się w nich dobrze. W pewnym momencie skrzat się zatrzymał, przez co Harry prawie na niego wpadł. Stał przed dużymi złotymi drzwiami. Usłyszał cichy trzask obok i zobaczył, że został sam. Wzruszył ramionami i powoli otworzył drzwi, wchodząc do środka. Stanął zdezorientowany, widząc przed sobą co najmniej kilkunastu śmierciożerców, delektujących się posiłkiem. Nawiązał kontakt wzrokowy z osobą siedzącą u szczytu stołu. Voldemort skinął do niego głową, dając znak, aby podszedł bliżej. Harry niepewnie ruszył w stronę stołu i zajął jedyne wolne miejsce, po prawej stronie od czarnego pana. Nie wyglądał tak, jak jeszcze kilka godzin temu. Jego twarz znowu przypominała węża.

- Miło cię tu widzieć Harry. - Głos czarnoksiężnika rozległ się po cichym pomieszczeniu. Śmierciożercy skinęli głowami w stronę chłopca. Gryfon z trudem odpowiedział tym samym. Starał się nie myśleć o tym, gdzie się znajduje, tylko zająć się jedzeniem. Był strasznie głodny. Zaczął ostrożnie nakładać niewielkie ilości jedzenia na talerz, starając się pominąć fakt, że cały czas był obserwowany.

Przeżuwał właśnie kawałek mięsa, kiedy przypomniał mu się obraz Luny leżącej na podłodze. Albo Syriusza. Oczy mu się delikatnie zaszkliły, a żółć podeszła mu do gardła. Z trudem przełknął kawałek jedzenia po czym szybko sięgnął po szklankę wody. Widok nadal miał lekko rozmazany, więc zamrugał kilka razy. Poczuł czyjąś obecność w głowie.

Czemu nie jesz? Wiem, że jesteś głodny.

Nie jestem.

Kłamiesz. Nie mów mi, że masz zaburzenia odżywiania.

Nie mam.

W takim razie pokaż mi jak jesz.

Harry przełknął ślinę ze zdenerwowaniem. Czuł palący wzrok Voldemorta na sobie. Wziął kolejny kawałek mięsa i zmusił się do zjedzenia go. Wsadził widelec do buzi i od razu poczuł mdłości. Łza poleciała mu z prawego oka, wypluł pieczeń z powrotem na talerz, nie przejmując się zdegustowanymi wyrazami twarzy popleczników czarnego pana i jak najszybciej wybiegł z jadalni. 

W ostatniej chwili wbiegł do łazienki i zwymiotował. Zaszlochał cicho na wspomnienie jego przyjaciółki i ojca chrzestnego. Naprawdę musiał sobie wybrać akurat ten moment na rozmyślanie nad tym?

Ponownie zwymiotował, ale poczuł czyjąś dłoń delikatnie masującą jego plecy. Spojrzał zmęczonym wzrokiem na Toma.

- Jak masz zamiar mi to wyjaśnić? 

- Mówiłem, że nie jestem głodny. - Powiedział zielonooki zachrypniętym głosem.

- Bzdury. Masz mi powiedzieć, co się stało, albo sam się dowiem.

- To nic takiego, naprawdę.

- Masz ostatnią szansę.

- Tom..

Wraz z tym słowem, Harry poczuł jak Riddle gwałtownie wpada do jego umysłu. Łzy wypłynęły z jego oczu. Ten bół był okropny a jego blizna paliła. Voldemort bez litości przedzierał się przez jego myśli i wspomnienia, doprowadzając gryfona do szału. Czarny pan w końcu znalazł to, czego szukał.

Chłopiec ponownie zobaczył wyraźny obraz nieprzytomnego Syriusza. Był blady a z jego ciała powoli sączyła się krew.

Zmiana wspomnienia.

Krukonka leżąca na zakrwawionej podłodze. Blond włosy ubrudzone krwią. Twarz cała we krwi. Nie do poznania.

Voldemort wyszedł z jego umysłu. Harry upadł na podłogę. Był bezsilny.

- Musisz się w końcu przyzwyczaić do takich widoków. Życie to nie bajka. - Odparł chłodno czarny pan.

Chłopiec podnióśł załzawione oczy na Riddla. 

- Świetnie, zadowolony? - Warknął.

Voldemort uniósł kącik ust i wyszedł z łazienki. Harry wstał, podpierając się trzęsącymi dłońmi i podszedł do lustra. Był niewyobrażalnie blady, jego włosy były bardziej roztrzepane niż zwykle a oczy były puste i matowe.

Nie mów do mnie tym mugolskim imieniem.

Usłyszał ostrzeżenie w swojej głowie.


***


Czarne szaty nielubianego profesora eliksirów powiewały groźnie, gdy wspinał się po schodach do gabinetu Albusa Dumbledora.

Otworzył drzwi z rozmachem, nie przejmując się pukaniem. Starzec jak zwykle zajmował swoje miejsce na wygodnym fotelu, jedząc swoje podejrzane cukierki.

- Witaj, Severusie. - Odparł, nie podnosząc wzroku. - Może skusiłbyś się? - Zapytał uprzejmie, podsuwając mu miskę z cytrynowymi dropsami.

- Albusie. - W głosie Snapea można było wyczuć ostrzeżenie. Spojrzał zdegustowany w stronę żółtych cukierków. - Nie przyszedłem tu, aby napić się herbatki, czy truć się twoimi słodyczami. - Warknął. 

Dyrektor spojrzał na niego z błyskiem w oku, wskazując dłonią na czerwony fotel. Severus zajął miejsce z gracją i westchnął.

- Co masz mi do powiedzenia, mój drogi?

- Czarny pan ma Pottera. - Powiedział, nie odrywając wzroku od twarzy czarodzieja.

- Severusie?! - Do gabinetu nagle wparowała zszokowana Mcgonagall. Mistrz eliksirów uniósł brew na opiekunkę domu gryffindora. - Albusie?! Jak to on ma Harrego?! - Krzyczała, spoglądając wściekle na dwóch czarodziejów.

- Siadaj Minerwo, bo się zapowietrzysz. - Powiedział niewzruszony Snape. Kobieta posłała mu groźne spojrzenie, ale zajęła miejsce obok niego.

Dumbledore przyglądał się ostrożnie całej sytuacji, wzdychając cicho i marszcząc swoje siwe brwi.

- Severusie, proszę, powiedz mi co się stało.

- Byłem na spotkaniu śmierciożerców. Wszyscy zaginięci uczniowie tam byli. Czarny pan kazał nam ich torturować. Przeżyła tylko jedna dziewczyna, i to dzięki Potterowi, który nagle wbiegł do środka. Czarny pan mówił mi, że chce go chronić, ale nie powiedział dlaczego. Po zebraniu wezwał mnie do niego, abym sprawdził stan chłopaka. Okazało się, że Voldemort go pobił, w przypływie złości. Chciałbym jeszcze dodać, że w trakcie leczenia Pottera, zauważyłem na jego ciele wiele starych oraz bardziej świeżych blizn. Cięcia, przypalenia, zadrapania i wiele innych. Co na to powiesz Albusie? - Snape wolał nie informować dyrektora, o tym, że już wcześniej wiedział o obecności Pottera w rezydencji czarnego pana, oraz o tym, że to nie był pierwszy raz, kiedy musiał leczyć złotego chłopca.

Błysk w oczach starca zniknął, a Mcgonagall wciągnęła głośno powietrze, jeszcze bardziej przerażona niż wcześniej.

- Wybacz mi, Severusie, nie wiedziałem, że tak wygląda sytuacja.

- Oczywiście, że nie wiedziałeś. - Prychnął profesor eliksirów. - Lepiej zastanów się nad swoim zachowaniem. Zawołaj mnie, gdy w końcu uda ci się coś wymyślić. - Odparł w ściekły, po czym wstał i szybko wyszedł z gabinetu, trzaskając drzwiami.

Mcgonagall spojrzała z wyczekiwaniem na Dumbledora.

- Minerwo.. Musimy zorganizować spotkanie zakonu. Jak najszybciej.


Devils are Angels || TomarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz