rozdział 7 - Tony

962 18 3
                                    

W szpitalu zrobili mi szybko wszystkie potrzebne badania i po dwóch godzinach już robili mi zabieg. Przeszedł on sprawnie, bo po kolejnych czterech godzinach już leżałam przytomna na sali obok Tony'ego, który jeszcze się nie obudził.
- Hailie dziękujemy Ci bardzo za twoje poświęcenie.
- Nie ma za co.... Przecież rodzina jest najważniejsza. Kiedy mogę stąd wyjść?
- Święta prawda, droga Hailie. Możesz wyjść jutro rano, jeśli będziesz się dobrze czuła.
- Tak, tak dziewczynko. A teraz twój chłoptaś. Ja teraz sobie z nim porozmawiam. Gdzie on mieszka?
- N-nie powiem ci... - W tym samym czasie wyjęłam telefon i napisałam do Leo.
- Ja i tak się dowiem. - Dylan poprosił Vincent'a, żeby go namierzył i po dwóch minutach już miał jego lokalizację.
Chat Hailie z Leo:
H: Leo idź szybko do domu, zamknij go jak najlepiej i nikogo nie wpuszczajcie z twoją mamą.
L: Dobrze kotku. Co się dzieje?
H: Dylan się dzieje.....
L: Hailie.... Kocham Cię bardzo mocno i dlatego stawię mu czoła....
H: NIE. Nie rób tego! Nie chcę Cię stracić.
L: Kochanie to z miłości. Kończę, bo właśnie podjechał. Pamiętaj, że Was bardzo kocham.
W tym momencie życie mi się zawaliło. Próbowałam dodzwonić się do Dylana, ale on nie odbierał. Dostałam ataku paniki. Will mnie uspokajał. Nie dawało to żadnego skutku, bo byłam za bardzo przejęta. Po 10 minutach przyszła lekarka, bo moje wyniki zaczęły skakać, co było nie bezpieczne, po takim zabiegu. Kiedy się uspokoiłam, a raczej leki mnie uspokoiły Tony się obudził. Ja szybko poprosiłam, żeby mnie od niego zasłonili.
- Tony! Jak się czujesz? - zapytał jego bliźniak
- Dobrze... Czemu jestem w szpitalu?
- Miałeś przeszczep.
- Kto był dawcą?
- Póki co nie chce się ujawniać ta osoba.
- Szkoda... Zrobiłbym dla niej wszystko. Co z naszą siostrzyczką? - powiedział z irytacją w głosie - nie przyjechała prawda? Od początku widziałem, że jest tchórzem. Ona by się nie odważyła być moim dawcą.
W tym momencie odsłoniłam zasłonkę oddzielającą mnie od Tony'ego.
- Ja byłam twoim dawcą....
- Hailie..... Przepraszam..
- Nie masz za co... Przepraszam, ale Leo dzwoni. - w tym momencie wyszłam z sali i odebrałam. (Rozmowa telefoniczna Hailie z Leo):
H: LEO!!! Jak się masz? Żyjesz?
L: Dzień dobry, z tej strony ratowniczka medyczna. Pan Leo kazał przekazać Pani, że żyje, ale ma złamany nos, wykręcony bark, możliwe krwawienie wewnętrzne, rozcięty łuk brwiowy i połamaną nogę.
H: Nie... Mogę go na chwilę do telefonu?
L: Tak, ale na minutę.
H: Leo.... Przepraszam za tego debila Dylana.
L: Kochanie nic się nie stało. Żyję i to najważniejsze. Muszę kończyć. Zobaczymy się za chwilę. Pa.
H: Pa...
W tym momencie na korytarzu pojawił się Dylan.
- Debilu co ty narobiłeś?! Chciałeś osierocić moją córkę i żebym została wdową w tak młodym wieku??!!
- Hailie... Nale-
- NIE! Nie należało mu się! Ja sama chciałam!
Po tym poszłam na salę i położyłam się, bo zakreciło mi się w głowie. Po kolejnych piętnastu minutach przywieźli Leo do szpitala, więc pobiegłam zobaczyć co z nim
- Leo! - Krzyknęłam, gdy zobaczyłam jak wiozą go na noszach
- Hailie! Jak się masz po zabiegu?
- Świetnie, ale jak ty?
- To się okaże po badaniach i zapewne kilku operacjach

Jak Wam się podoba? Proszę napiszcie chociaż jeden komentarz.

Hailie Monet-Hardy-?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz