{ 7 }

594 25 0
                                    

┌─────────────────┐

Witam was misiaki! To jest siódmy
rozdział tej książki mam nadzieję że
szósty wam się podobał.

└─────────────────┘

*Wszyscy rozeszli się do aut, włącznie ze mną i pojechali na zakon. Miałem ułamek nadziei, że tam będzie złotooki, ale się myliłem. Kazałem wszystkim do niego dzwonić ale nie odbierał, nawet odemnie.*

pov. Gregory

Było koło siedemnastej, stwierdziłem że skończę służbę i spotkam się z Erwinem. Niestety nie odebrał telefonu. Wsiadłem do mojej corvetty i odjechałem z podziemnego parkingu policyjnego. Nie chciałem jechać do domu więc pojechałem do burgershota. Wszedłem do środka rozglądając się po osobach, zauważyłem tam Carbonare, on też mnie widział i poszedł do mnie.

-Grzechu widziałeś Erwina?-spytał białowłosy z nutą niepewności.

-Rano koło dwunastej, a co?-odpowiedziałem.

-No właśnie, nie odzywa się do nas od paru godzin. My go widzieliśmy po tobie, jak go ratowaliśmy ale się potem wkurwił i pojechał.-mówił szybko ledwo łapiąc oddech.

-Spokojnie.-mówiąc to położyłem rękę na jego barku.-Ale czekaj jak go ratowaliście?-zapytałem zdziwiony.

-Spadino chciał go porwać, bo go śledzili, ale my na nich wjechaliśmy i nic mu nie było. Potem David się zaśmiał że wczoraj coś pomiędzy wami miało być, na co on się wkurzył i sobie pojechał. Wyłączył telefon i nie wiem nawet czy czasami nie jest porwany.-odparł już spokojnie, ale wciąż szybko.

-Okeej-powiedziałem przeciągle, drapiąc się po brodzie.-Jak był wkurwiony to wiem gdzie może być.-dodałem.

-To pojadę z tobą, ok?-spytał z nadzieją białowłosy.

-No nie za bardzo.-odparłem niepewnie.

-Proszę kurwa.-odpowiedział błagająco.

-Hmm no dobra.-powiedziałem zrezygnowany.

Nico poszedł powiedzieć zakshotowi, że będzie ze mną jechał poszukac siwego. Ja skierowałam się do swojej corvetty, po chwili białowłosy też do niej i skierowaliśmy się na Spanish Avenue. Byliśmy pod konkretnym budynkiem, na przeciwko spostrzegłem zentorno pastora, powiedziałem o tym mężczyźnie który był ze mną. Weszliśmy na nasz dach na pierwszy rzut oka nie było widać nikogo, ale po przejściu dalej zobaczyłem Erwina, który leżał skulony, bokiem do ściany o którą się opierał i spał. Poszedłem po Carbonare, pokazałem mu żeby był cicho i zaprowadziłem go do złotookiego.

-Wezmę go na ręce i zawieziemy go do domu.-powiedziałem szeptem do Nicollo.

-Ty jesteś normalny? Po drabinie chcesz z nim schodzić?-spytał również szepcząc.

-Spokojnie już schodziłem.-odparłem cicho i zapewniająco.

-Czekaj co!?-zapytał lekko zdziwiony białowłosy, ledwo powstrzymując śmiech.

-Nie ważne.-powiedziałem, przewracając oczami.

Podszedłem ostrożnie do siwowłosego, objąłem go i przełożyłem sobie przez bark. Był strasznie zimny, musiał bardzo zmarznąć. Nicollo zszedł pierwszy, a ja jak najostrożniej za nim, stanęliśmy przy moim aucie.

-Kurde bo się nie zmieścimy.-powiedziałem cicho do Carbo.

-Ymm dobra ja zadzwonię po chłopaków a ty go zawieź do mieszkania.-odparł szeptem.

Dla Korzyści  ||  Morwin W TRAKCIE POPRAWYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz