{ 10 }

551 25 2
                                    

┌────────────────┐

Witam was misiaki! To jest dziesiąty rozdział tej książki mam nadzieję że dziewiąty wam się podobał.

└────────────────┘

pov: Gregory

Zaparkowałem przed budynkiem w którym mieszkania, udałem się w stronę wejścia, następnie skierowałem się do windy, którą wjechałem na moje piętro. Podszedłem do drzwi wejściowych mojego mieszkania, odkluczyłem zamek i wszedłem do środka. Zdjąłem buty oraz kurtkę, odrazu ruszyłem do sypialni, skąd wzięłem granatowe jeansy i szary przyległy T-shirt, następnie udałem się do łazienki, zdjąłem szybko swoje ubrania, wrzucając je do kosza na pranie oraz wziąłem zimny prysznic na przebudzenie. Wytarłem swoje ciało ręcznikiem, nałożyłem wcześniej wybrany strój, poszedłem do umywalki, ogoliłem świeżo swój zarost, ułożyłem włosy na żel i umyłem zęby. Zobaczyłem że koszyk na brudne ubrania jest pełen, więc mając jeszcze trochę czasu włożyłem do pralki ubrania, wsypałem proszek i wlałem płyń do płukania i wstawiłem pranie, na ekranie pokazywało czas 2h i 32 min. Opuściłem łazienkę, wchodząc do sypialni, chwyciłem telefon i spojrzałem na wyświetlacz, wskazywał godzinę 23.17, stwierdziłem więc, że pojadę już na dach w oczekiwaniu na pastora. Założyłem kaburę do której włożyłem Glocka, następnie ubrałem buty i czarną kurtkę skórzaną, przeglądnąłem się w lustrze oraz wyszedłem z mieszkania, zakluczyłem drzwi, ruszyłem się w stronę windy, zjechałem na dół i wyszedłem z apartamentowca. Wsiadłem do mojej Corvetty zostawionej przed budynkiem oraz wysuszyłem na drogę Spanish Avenue. Kiedy dotarłem na miejsce zaparkowałem swoje auto przed budynkiem, na którego dach następnie wszedłem, wdrapując się po drabinie. Przeszyłem w głąb dachu i usiadłem opierając się o ścianę, sprawdziłem na telefonie godzinę, wyświetlacz wskazał 23.32, pozostało mi czekać, wyłączyłem telefon i schowałem go do kieszeni, podwinąłem kolana, a plecami oraz głową oparłem się o ścianę. Po 20 minutach usłyszałem kroki, siedziałem cały czas w tej samej pozycji, nagle zza rogu wychyliła się sylwetka mężczyzny, kiedy podchodził do mnie bliżej zauważyłem, że to siwowłosy, ale jak szedł bardzo kulał, wstałem więc szybko i podszedłem do niego.

-Erwin nie powinieneś zostać w szpitalu.-spytałem zatroskanym głosem, łapiąc go moim ramieniem i pomagając mu iść.

-Pierdoli mnie to siedzenie w szpitalu Grzesiu, muszę się zemścić.-odparł złotooki, stykając z bólu.

-Erwin nie możesz tak, jeszcze coś ci się stanie.-rzekłem troskliwie.

-Nie ważne.-odburknął.-O czym chciałeś porozmawiać?

-Usiądźmy.-powiedziałem lekko poważnym tonem, zsuwając nas na dół do siadu.

-Coś się stało?-zapytał lekko zmartwiony.

-Mmm, nie do końca. Chciałem porozmawiać, yyy... o nas.-odpowiedziałem niepewnie.

-O nas?-zdziwił się delikatnie.

-Mhmm.-wymruczałem.

-W sumie to ja też.-sprostował, kładąc wzrok na podłodze.-Cz-czy to prawda co powiedział Carbo?-zawahał się, jąkając przy tym. Ja zaś mocno zarumieniłem się na jego słowa.

-Mm, co powiedział?-odparłem nieśmiało, domyślając się odpowiedzi.

-Że mnie, jakby to powiedzieć, ymm koch...-nie dokończył ponieważ mu przerwałem.

Nie mogę tego dalej ukrywać, w sumie mu to powiedziałem, ale nie wiem czy to jest dalej takie ważne. Czy on chcę mieć dalej ze mną jakiekolwiek kontakty? Dobra pierdoli mnie to raz się żyje. Zawsze mogę jeszcze skoczyć z tego dachu jak nie wyjdzie.

Dla Korzyści  ||  Morwin W TRAKCIE POPRAWYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz