{ 11 }

559 25 22
                                    

┌──────────────────┐

Witam was misie kolorowe! To jest jedenasty rozdział tej książki mam nadzieję,
że dziesiąty wam się podobał.

└──────────────────┘

*Siedziałem na dachu z Gregorym, przed chwilą wyznaliśmy sobie nawzajem uczucia, byłem właśnie na jego kolanach, wtulony w umięśniony tors, poprostu było idealnie. Tak, jak teraz, mógłbym być całe życie, przy moim ukochanym, będąc w jego uścisku. Niczego więcej w życiu nie potrzebowałem, miałem go, miałem Grzesia...*

pov: Erwin

Siedząc na jego udach, poczułem jak się unoszę, szatyn postanowił sobie, że wstanie ze mną z podłogi.

-Ej co robisz?-zapytałem lekko zdezorientowany .

-No co? Przecież nie będziemy siedzieć w zimnie.-stwierdził, trzymając mnie na rękach, już stojąc.

-To odstaw mnie chociaż.-poprosiłem, niestety bezskutecznie

-Niee malutki, odwiozę cię do szpitala gdzie się zregenerujesz.-rzekł spokojnie

O jejuu, malutki... kocham to! Słodziak z niego jak mnie tak nazywa, ale nie chcę tam wracać, po co mi to?

-Nie będę jechał do żadnego szpitala!-oburzyłem się lekko.

-Spokojnie, potem ci to wynagrodzę.-mówiąc to uśmiechnął się do mnie i puścił mi oczko, zawstydziłem oraz zarumieniłem się, co zauważył więc mu uległem i się zgodziłem.

Zeszliśmy razem na dół, ja będąc na jego plecach, rzeczywiście byłem słaby i miałem świeże rany po cięciu albo postrzale, lecz nie chciałem okazywać słabości leżąc w szpitalu, jeszcze Spadino miałby z tego jakąś satysfakcję. Starszy pomógł mi wsiąść do auta, cała droga minęła w przyjemnej ciszy, którą lekko zakłócała piosenka z radia. Wreszcie dojechaliśmy pod szpital, szatyn zaparkował na parkingu obok, wysiedliśmy z auta, starszy odrazu podszedłem do mnie i chwycił mnie za ramię, tak by pomagał mi iść. Byłem mu za to wdzięczny, mimo że tego nie okazałem. Naprawdę ciężko mi się szło, rany zadane nożem piekielne mnie bolały, a miejsce postrzału było jak męka, odkryte, zakrawawaione oraz wciąż straszne obolałe. Kulawym krokiem podeszliśmy pod szpital, przez to wszytko zapomniałem co zrobiłem jakiś czas temu. Gdy zobaczyłem moją ekipe momentalnie się spiąłem, przypomniałem sobie że uciekłem ze szpitala, zdezaktywowałem moją kartę sim oraz nie dawałem znaku życia. Widziałem tam twarze pełne smutku i zmartwienia, za nim mnie spostrzegli, szybkim ruchem chwyciłem Montanhę, zaciągnąłem go na tyle daleko by nie zobaczyli nas moi przyjaciele, chyba przy okazji delikatnie na ruszyłem parę swoich ran, które się naderwały, przystwarzając mi dużo nieprzyjemności.

-Grzegorz, bo ja im uciekłem...-wyznałem nieśmiało.-No iii wyłączyłem kartę sim...

-Oj Erwin, zaprowadzę cię tam.-mówiąc to delikatnie szarpnął mnie w stronę wejścia. Spojrzałem na niego niepewnie, lecz zgodnie. Weszliśmy do środka, od razu skierowało się na nas kilka par oczu.

-Przyprowadziłem wam zgubę.-zaczął wesoło starszy.

-Siwyyyy martwiliśmy się!-powiedział radośnie Carbonara.

-Misiu kolorowy, gdzie byłeś?-spytał troskliwie Kui.

-Ty zjebie! Czemu żeś uciekł?-dodał David.

-Nie chcę mi się tu siedzieć.-sprostowałem.

-Nie mogłeś poczekać chociaż aż by cię pozszywali?-zapytała Heidi.

Dla Korzyści  ||  Morwin W TRAKCIE POPRAWYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz