- Tata! Tata! Rozłożyłem już kocyk, jak prosiłeś! - zawołałem podekscytowany.
- Tak, tak, widzę. Dobrze się spisałeś, Chanie. - powiedział, głaskając mnie po rozczochranych, kręconych włosach. - Siadaj, zaraz się zacznie.
Szybko usiadłem obok ojca i wtuliłem się w jego ramię, nie odrywając wzroku od rozgwieżdżonego nieba. Lada chwila miały zacząć spadać gwiazdy. Od jakiegoś czasu polowaliśmy na nie z tatą, może w końcu się uda je zobaczyć! Pewnie inne dzieci w przedszkolu ich nie ujrzą, będę miał czym się chwalić! To jest o wiele lepsze od jakiegoś nowego autka na zdalne sterowanie czy też ogromnego domku dla lalek z końmi, które same się poruszają po naciśnięciu guzika, albo od tych dziwnych urządzeń, na których potrafią grać godzinami i dlatego nie chcą wychodzić ze mną na dwór. Mnie wystarczali rodzice, nasz mały ogród przy domku i teleskop, nie potrzebowałem niczego więcej do szczęścia. Oczywiście też miałem zabawki, jakżeby inaczej. Moja skromna kolekcja samochodzików i samolotów była powodem do dumy. Nie widziałem, żeby jakiś inny chłopiec miał takie same, jak ja! Miałem też parkę pluszowych maskotek, Pana Grzesia i Panią Grzesiową, byli tygryskami. Zawsze spali ze mną w łóżku. Czasami się kłócili, ale tak bywa w małżeństwie, jak to mówiła mama, ale wiem, że oboje bardzo się kochają. Chciałem, żeby mieli dzidziusia, ale nie mogę znaleźć nigdzie maskotki małego tygryska, to smutne. Pan Grześ i Pani Grzesiowa muszą jakoś żyć bez potomka, mam nadzieję, że nie mają mi tego za złe.
- Skarbie, trzymaj. Tylko uważaj, dalej jest ciepłe. - mama powoli podała mi do rąk mój ulubiony kubek z pingwinkami, w którym było kakao z piankami. Rzuciłem zadowolone, "dziękuję" i od razu zabrałem się za picie napoju. Uwielbiałem, gdy ciepło wypełniało mnie od środka, pozostawiając po sobie słodki posmak. Poczułem na swoim czole delikatne usta rodzicielki. - Nie jest ci zimno? - zaprzeczyłem. Na potwierdzenie pokręciłem nogami pod swoim kocykiem. Dostałem za to kolejnego całusa, tym razem w policzek.
Przeniosłem wzrok na mamę. Była naprawdę piękną kobietą i zawsze sobie ze wszystkim radzi! Nie ma rzeczy, problemu, czy też sprawy, której by nie rozwiązała. Czasami nawet tata nie wie, jak coś zrobić, a ona wie wszystko. Byłem z niej dumny.
Jak dobrze, że jest tylko moją mamą. - myślałem.
Z moich głębokich rozważań na temat piękna mamy oraz tego, co robi teraz Pan Grześ i Pani Grzesiowa wyrwał mnie tata z głośnym i zadowolonym okrzykiem oznajmiającym, iż zaczęły pokazywać się pierwsze gwiazdy. Sunęły po niebie z niezwykłą prędkością, chociaż wiedziałem, że tam wysoko, w kosmosie, lecą jeszcze szybciej.
Podobało mi się to wszystko, kochałem rodziców i swoje życie.
...
Lubiłem, jak rodzice poświęcali mi dużo uwagi, jak słuchali moich opowieści czy też tego, jak bardzo zachwycałem się jakąś zabawką, ale tego dnia było inaczej, wtedy patrzyli na mnie zbyt intensywnie, ze zbyt wielkimi uśmiechami, w międzyczasie szepcząc do siebie coś, czego nie mogłem usłyszeć. Ewidentnie coś tam nie grało, skoro nawet mój, wtedy, czteroletni umysł to zauważył. Odłożyłem więc swój plastikowy samolocik, z którego wypadła figurka pilota i podszedłem do rodziców. Na początku nic nie mówiłem, tylko ich obserwowałem. Byli bardzo kochającą się parą, było to widać gołym okiem. Tylko że naprawdę coś było nie tak. Przytulali się za bardzo, za bardzo się śmiali, wszystko było za bardzo. Myślałem, że może mają dla mnie jakąś niespodziankę albo wydarzyło się coś ciekawego.
Nic z tych rzeczy.
- O, Chanie. Chodź do mnie, maluchu. - wyciągnął do mnie ręce ojciec. Od razu się do niego zbliżyłem i pozwoliłem wciągnąć się na jego kolana. Zauważyłem, że rzucił mamie rozbawione spojrzenie, po czym zwrócił wzrok ku mnie. Położył dłoń na mojej głowie i nachylił się trochę. - Ja i mama chcemy ci coś powiedzieć. Będziesz mieć rodzeństwo. - zachichotał i wolną ręką złapał tą od mamy, gładząc ją kciukiem.
- Co to znaczy? - zmarszczyłem brwi. Nie rozumiałem, co tata próbował mi przekazać. Co to jest rodzeństwo? To coś fajnego czy nie?
- To znaczy, kochanie, że za jakiś czas, a dokładniej za parę miesięcy, będziesz mieć siostrzyczkę albo braciszka. - powiedziała z ogromnym uśmiechem mama. Przejechała opuszkami po moim policzku, kończąc gest delikatnym kliknięciem w nos.
W tamtym momencie nie do końca wiedziałem, co dzieje się w mojej małej głowie. Z jednej strony zastanawiałem się nad tym, czemu rodzice mówią mi coś takiego, przecież się na nic nie zgodziłem, nawet o tym ze mną nie rozmawiali. Natomiast z drugiej, pojawiało się pytanie, skąd oni chcą wziąć moje rodzeństwo, kupią?
- A po co mi to? Nie chcę.
...
Schowany za salonowym fotelem, obserwowałem, jak moi rodzice nachylali się nad małym, białym łóżeczkiem ze szczebelkami po każdej stronie, które wyglądało dla mnie jak klatka i z wielkimi uśmiechami przyglądali się dziwnemu zawiniątku, leżącemu w tym dziwnym meblu. Niby mówili, że to jest mój brat, ale co to miało znaczyć? Od samego początku go nie chciałem, a oni mieli gdzieś mnie i moje zdanie. Zresztą, odkąd tylko o nim powiedzieli, to nagle cały świat zaczął kręcić się wokół niego, ja tak trochę przestałem dla nich istnieć. Co prawda dalej ze mną rozmawiali i mówili, że mnie kochają, ale czułem się dziwnie. Zaczęło być inaczej niż wcześniej.
- Chodź, nie chowaj się. - rzekł ojciec, biorąc mnie na ręce. Przestraszyłem się, bo nie zauważyłem, kiedy w ogóle znalazł się obok mnie, przecież moja kryjówka była nie do odkrycia! Tata podszedł ze mną do małej klatki i posadził mnie na jej ramie, przytrzymując mnie, żebym nie wpadł do środka. - Spójrz, jakiego masz ślicznego braciszka. - powiedział zachwycony.
- Wygląda jak glizda.
- Chanie... - westchnęła mama. Złapała mnie pod brodą i uniosła delikatnie moją głowę. - Czemu taki jesteś? To przecież twój braciszek. Na pewno cieszy się, że w końcu może cię poznać. Powiedz mu coś, skarbie. Musi poznać lepiej twój głos.
Bez chwili namysłu zwróciłem wzrok na brata i powiedziałem:
- Nie chciałem cię tutaj, Jisung.
CZYTASZ
Sour grapes | minchan x minsung
Hayran KurguChan nienawidził Jisunga od samego początku, dlatego postanowił odebrać mu wszystko, na czym mu zależało. Minchan x minsung