Dislike

52 6 13
                                    

- Jesteś największym idiotą, jakiego kiedykolwiek poznałem! Co to miało być?! - krzyczał Minho.

To nie pierwszy raz, jak pytał o to Jisunga. Ta rozmowa, a raczej monolog szatyna, trwał już od dobrych dwudziestu minut. Przez ten czas wszyscy "goście" zdążyli już spierdolić, znaczy, tak poniekąd ich wygoniłem, ale co tam. Za to Ji ciągle siedział cicho i gapił się na podłogę. Widać było, że Minho to strasznie wkurwiało. Aż w końcu przestał mówić. Spojrzał na niego z bólem i jednym zdaniem zaskoczył nas obu.

- Koniec z nami.

Po powiedzeniu tego ruszył w stronę wyjścia. Zaproponowałem, że go podwiozę, lecz odmówił. Na pożegnanie rzucił mi delikatny uśmiech i zamknął za sobą drzwi. Nastała głucha cisza. Wróciłem do salonu, gdzie zastałem śpiącego Jisunga. Nie byłem pewny, czy on w ogóle był świadomy tego, co się stało. Postanowiłem zostawić go samego z tym całym syfem, za który był w sumie odpowiedzialny. Chwyciłem pierwszą lepszą kurtkę, jaka była na wieszaku i wyszedłem z domu. Oczywiście, że musiało zacząć padać, jakżeby inaczej. Zacząłem iść przed siebie, bez żadnego wyznaczonego celu. Po prostu tak o spacerowałem po ciemnych ulicach naszego miasta, którego nienawidziłem. Co jakiś czas widok rozjaśniały słabo świecące lampy znajdujące się przy chodniku. Poczułem w kieszeni papierowe opakowanie, które widocznie już swoje przeżyło, bo w niektórych miejscach było rozmiękłe. Wyjąłem je i zajrzałem do środka. Na szczęście był tam jeden, ostatni papieros, o jakim teraz marzyłem. Wetknąłem go do ust i obmacałem wszystkie możliwe kieszenie, w celu znalezienia zapalniczki. 

- Chuj mi w dupę. - mruknąłem sam do siebie. 

Rozejrzałem się po okolicy, z nadzieją, że znajdę tam jakąś żywą duszę, ale chyba nikt nie był na tyle głupi, co ja, żeby urządzić sobie spacer w środku deszczowej nocy. Nagle przed swoimi oczami zobaczyłem zbliżające się do mnie światło pochodzące z ognia zapalniczki i chwilę później z mojego papierosa, którego dalej miętosiłem w wargach, zaczął tlić się dym. Zaciągnąłem się nim, czując przyjemne, choć lekko drapiące uczucie wypełniające mnie od środka. Zerknąłem na osobę, dzięki której mogłem w końcu zaspokoić swoją chęć zapalenia. Był to, na moje nieszczęście, ten jebany, rządzący się blondas, Yongbok. Rzuciłem mu krótkie "dzięki" i już chciałem stamtąd iść, ale ten złapał mnie za ramię, powstrzymując od tego. Zaczynał mnie denerwować, a mało mi brakowało, żeby tak porządnie wybuchnąć, bo już wcześniej byłem dość nabuzowany. 

- Co z Ji? - zapytał, wyrzucając swojego wypalonego papierosa na chodnik, po czym przycisnął go butem. 

- Idź i sam go zapytaj. Puszczaj. - wyrwałem rękę z jego uścisku i odsunąłem się na parę kroków. 

- Co z tobą? - uniósł brew i wlepił we mnie swoje spojrzenie. Jak ten człowiek mnie wkurwiał. 

- O chuj ci chodzi? Kim ty w ogóle jesteś, co? 

- Kumplem Ji. Mówiłem ci to w kuchni. Nie słuchałeś?

- Nie interesują mnie jego znajomi. 

- Ale jednak do Minho zarywasz. - prychnął, zapalając kolejnego papierosa. 

- Coś ci się chyba pojebało. Do nikogo nie zarywam, a tym bardziej nie do niego. Odwal się. 

- To dlaczego ciągle z nim piszesz, spotykasz się i ogólnie razem spędzacie czas?

Co to, kurwa, miało być za przesłuchanie? Detektyw się znalazł. Skąd on w ogóle miał takie informacje? Co on chciał tym ugrać?

- Nie twój interes, blondi. Pilnuj swojego nosa i odpierdol się ode mnie. 

Sour grapes | minchan x minsungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz