Po powrocie do domu rodzice poprosili mnie, żebym przyszedł do kuchni i z nimi porozmawiał. Tak też zrobiłem. Zaczęli pytać, czy wiedziałem o dziwnych preferencjach Jisunga, odpowiedziałem, że nie miałem o tym bladego pojęcia, co było jak najbardziej prawdą. Tyle lat obserwacji i przygotowań, a jednak udało mu się mnie zaskoczyć. Nigdy nie wpadłbym na to, że może być gejem. Nie dość, że rodzice byli bardzo wierzący, to jeszcze otaczający nas ludzie w tym kraju byli jeszcze bardziej przeciwni takim zachowaniom. Zadali mi jeszcze parę pytań, na przykład: "od kiedy wiem o jego chłopaku", "czy coś wcześniej wspominał" i takie tam.
Pod koniec rozmowy powiedzieli coś, co od tamtego czasu odbija mi się echem w głowie.
"Dobrze, że ty jesteś normalny, Chan. Jesteśmy z ciebie dumni."
Nie potrafiłem do siebie dopuścić myśli, że naprawdę to powiedzieli. Tyle lat przyglądania się i wysłuchiwania, jak to ciągle chwalili Jisunga i tylko jego we wszystkim wspierali, a tu nagle takie słowa i to skierowane do mnie. Aż zachciało mi się uśmiechać. Może w końcu nastał ten moment, gdy ich kochany synek zacznie im włazić za skórę i skupią swoją uwagę na tym starszym, który od lat ciężko pracuje i ubiega się o choć trochę ich uwagi.
Zatrzymałem się pod pokojem brata i zajrzałem do środka. Jisung siedział skulony na łóżku i w momencie, kiedy mnie ujrzał, podskoczył z zaskoczenia. Poprosił, bym wszedł. Wkroczyłem więc do pomieszczenia i usiadłem na krześle przy biurku, wcześniej przysuwając je trochę na środek. Patrzyłem na niego wyczekująco, licząc, że jak najszybciej powie, o co mu chodzi i po co mnie tu ściągnął.
- Co z Minho? - zadał niepewnie pytanie. W odpowiedzi rzuciłem krótkie "spoko" i chciałem już pytać, czy tylko o to mu chodziło, ale mi to uniemożliwił, kontynuując. - Trochę się pokomplikowały sprawy. Myślałem, że zareagują inaczej. Zakazali mi się z nim kontaktować, rozumiesz to? Chcą mnie nawet przenieść do innej szkoły, żebym się z nim nie widywał.
Trochę dziecinada, moim zdaniem. Przecież wiadomo, że i tak znaleźliby sposób, żeby jakoś się widywać. Chociaż, z drugiej strony, mogłoby to być nieco utrudnione, w końcu, gdyby ta szkoła była daleko, Jisung spędziłby mnóstwo czasu na dojeździe i po całym dniu byłby zbyt zmęczony, by lecieć jeszcze do chłopaka. To może być dobre.
Wstałem i wyszedłem z pokoju, zostawiając brata bez odpowiedzi. W mojej głowie zaczęły pojawiać się nowe możliwości. Zamknąłem się w swoich czterech ścianach i włączyłem laptop, wchodząc w dobrze znany mi plik.
...
Przyglądałem się, jak Jisung wyjadał moje ulubione chrupki z tygryskiem na opakowaniu, przy okazji wysypując kilka co jakiś czas na podłogę. Siedziałem na kanapie w salonie i oglądałem bajkę, gdy ten mały gówniak przylazł i bezczelnie wyrwał mi je z rąk. Oczywiście, że chciałem i próbowałem je odzyskać, ale usłyszałem od taty: "zostaw. Ji jest malutki i jeszcze nie rozumie. Jesteś starszy, więc ustąp", co cholernie mnie zdenerwowało. Miałem dość wysłuchiwania, że on jest taki i taki, robi to i to, ALE trzeba mu to wybaczyć, bo jest dzieckiem. A ja nie? Nie rozumiałem tego. Czy w momencie, w którym pojawił się Jisung, nagle stałem się dorosły i powinienem magicznie zyskać moc samodzielności? Czy w ogóle powinienem się wtedy wyprowadzić i zacząć żyć na swoim? Często miałem wrażenie, że rodzice mnie nie chcieli.
Zeskoczyłem z kanapy i ruszyłem szybkim krokiem do swojego pokoju. Zamknąłem drzwi i rzuciłem się na łóżko. Sięgnąłem pod nie, wyciągając zeszyt chroniony małą, srebrną kłódką, do której kluczyk nosiłem zawsze przy sobie. Otworzyłem go na stronie, która była już prawie w pełni zapełniona moimi koślawymi notatkami. Dopisałem nowy punkt:
Już nigdy więcej nie pozwolić, by Jisung, zabrał mi moje ulubione chrupki.
Nagle w drzwiach stanął tata, trzymając małego na rękach. Oznajmił, że mój braciszek chce się ze mną pobawić i że mam się nim chwilę zająć, bo on musi iść do mamy, porozmawiać. Jak zwykle zacząłem zaprzeczać, chociaż już się nauczyłem, że to bezcelowe i i tak mi go zostawi. Posadził go na dywanie i wyszedł. No i tyle w temacie.
Jisung chwilę na mnie popatrzył, po czym ruszył w kierunku mojego pudła z zabawkami. Gówniak się nauczył, gdzie je chowam. Nie podobało mi się to. Również to, że nagle postanowił wstać, czego jeszcze teoretycznie nie umiał i nie pokazywał rodzicom, i zaczął dobierać się do moich rzeczy. Na początku nie reagowałem, bo i tak minęłoby trochę czasu, zanim w ogóle by czegoś tam dosięgnął i wyjął. Jednak, gdy zobaczyłem, że wyjmuje stamtąd Pana Grzesia, który nie wiedzieć czemu się tam znalazł, bo zawsze leżał ze swoją żoną, Panią Grzesiową, obok mojej poduszki, blisko mnie. Szybko zeskoczyłem z łóżka i przeczołgałem się w stronę brata. Wyrwałem mu z rąk maskotkę, przez co chłopiec stracił równowagę i upadł. Od razu wybuchł głośnym płaczem, jakby go obdzierali ze skóry, a przecież tylko wyrżnął na dupę. Oczywiście w mgnieniu oka rodzice wparowali do pokoju z wystraszonymi minami i rzucali w moją stronę chyba z tysiąc pytań o treści "co się stało?". Powiedziałem, że zabrał mi mojego ulubionego tygryska i po prostu go wziąłem, co nie spotkało się z ich zrozumieniem, na co poniekąd liczyłem, bo dobrze wiedzieli, jak bardzo mi zależało na tych maskotkach. Zaczęli na mnie krzyczeć, że to tylko głupia zabawka i nie powinienem przez to popychać brata. Nie popchnąłem go, sam się przewrócił. Zaczęła się między nami kłótnia, w której próbowałem przypomnieć im, że to moje tygryski i je kocham. Inne zabawki mógł sobie brać, nie obchodziły mnie aż tak, jak te pluszaki. Nie zrozumieli mnie. Zabolało. Mama wzięła Jisunga na ręce i z nim wyszła, rzucając przed tym w moją stronę: "zmieniłeś się, Chan". To oni się zmienili, przez niego. Za to tata spojrzał na mnie krzywo i poszedł za mamą, trzaskając moimi drzwiami. To był zbyt wielki cios dla pięciolatka. Wskoczyłem na łóżko, przykryłem się cały kołdrą i mocno przytulając do siebie moje pluszowe tygryski, zacząłem płakać. Rodzice przestali mnie kochać.
...
Zmarszczyłem brwi i szybko pokręciłem głową, by odgonić od siebie złe wspomnienia. Dlaczego mi się to teraz przypomniało? Wziąłem kilka głębszych wdechów i wstałem od biurka. Zdjąłem z półki dwie maskotki i usiadłem z nimi na łóżku. Zacząłem im się bacznie przyglądać. Chociaż od lat bardzo o nie dbałem i tak było widać, że już trochę lat za sobą mają. Były to zwykłe pluszaki w kształcie tygrysów, jeden był pomarańczowy, był to Pan Grześ, a druga zabawka była biała, piękna, Pani Grzesiowa, oba były pokryte czarnymi paskami, jak na ten gatunek zwierząt przystało. Parsknąłem na samą myśl o ich imionach. Byłem dość zabawnym i pełnym wyobraźni dzieckiem. Czasami dziwiło mnie to, że nadal je mam, w końcu to tylko stare dziecięce pluszaki. Jednak czułem do nich ogromne przywiązanie. Może to dziwne, ale jak byłem mały, to zawsze mogłem liczyć na ich "wsparcie" w postaci małych futrzanych ciałek, które pozwalały mi się do siebie wtulać i czasami wypłakiwać w nie swoje gorzkie i pełne bólu łzy. Kiedyś wydawały mi się większe, lecz teraz były trochę większe od moich dłoni. Położyłem się i przytuliłem je do siebie. Po chwili zasnąłem, nie rejestrując nawet tego momentu. Miałem tylko nadzieję, że żadne złe wspomnienie z dzieciństwa nie nawiedzi mnie we śnie.
CZYTASZ
Sour grapes | minchan x minsung
FanfictionChan nienawidził Jisunga od samego początku, dlatego postanowił odebrać mu wszystko, na czym mu zależało. Minchan x minsung