Party

61 7 11
                                    

- Połóż tutaj. - wskazał na stół i wyszedł z kuchni.

Zacząłem wyciągać butelki z soju i piwem na blat. Zerknąłem w stronę drzwi, żeby sprawdzić, czy czasem ten blondas (z tego, co się dowiedziałem, miał na imię Yongbok, czy jakoś tak) nie postanowił wrócić. Bardzo się rządził, a z mordy wyglądał nawet na spoko gościa. Nie był nawet u siebie, dlatego nie rozumiałem jego zachowania. Nagle do kuchni wparował jakiś napakowany krasnal. Widać było, że już coś wcześniej wypił.

- Klasa bluza, bro. - wskazał na mnie palcem i krzywo się uśmiechnął. Chwycił za jedną z butelek, chyba nawet nie sprawdzając, co to w ogóle było, i chwiejnym krokiem ruszył z powrotem do salonu.

Westchnąłem głośno i rzuciłem pustą siatką na podłogę. Jak się tu znalazłem? Dobre pytanie. Przecież ja nie chodzę na imprezy, a tym bardziej ich nie organizuję, poniekąd. To był w sumie pomysł Jisunga. Skoro rodzice nie pozwolili spotykać mu się z Minho, to postanowił pod ich nieobecność zorganizować małą domówkę, na którą całkiem przypadkiem przyjdzie chłopak. Cwane. Chociaż i tak jestem ciekawy, czy rodzice to łykną. Nie są głupi, zorientują się pewnie, że było to zaplanowane. Czysto teoretycznie, mogłem jakoś się temu sprzeciwić, ale to może pomóc w moim planie. Kto wie, może rodzice postanowią wrócić wcześniej.

Zaczęło się pojawiać coraz więcej ludzi. Nigdy nie rozumiałem, jak to wszystko działa. Zaprasza się kilka osób, ci nagle postanawiają zabrać ze sobą swoich znajomych, a później pojawiają się jeszcze znajomi tych znajomych. Tak zazwyczaj się to kończy, oczywiście w tym przypadku nie było inaczej. Dlatego też nasz salon był wypełniony w większości nieznanymi mordami. Tak na oko można było stwierdzić, że byli w podobnym wieku do Jisunga i Minho, choć niektórzy wydawali się na nieco starszych.

Ledwo co zaczęła się ta cała "impreza", a już można było spotkać ocierające się o siebie pary i jakichś oblechów, co wpychali se języki do gardeł. Nie trzeba było się nawet zbytnio przyglądać, żeby dostrzec namioty w spodniach facetów. Ohyda. To również było dla mnie niezrozumiałe. Cały ten pociąg do innych osób, czy to do innej, czy tej samej płci. W szkole koledzy ciągle gadali na różne tego typu tematy. Ten zaliczył tą, a inny tamtą albo tamtego, jeszcze jakiś zwalił sobie do czyichś zdjęć, ktoś tam podniecił się na widok nauczycielki, a któryś miał ochotę na kogoś tam. Pod tym względem ludzie zawsze byli dla mnie dziwni i obleśni. Tacy niczym nie różnią się od zwierząt. Ciągła chęć ruchania czy bycia ruchanym, ja pierdole.

Zaczęło robić mi się duszno i niedobrze przez to wszystko, dlatego szybko wyszedłem z domu i usiadłem na ławce, która była nieopodal. Zimno. Szybko pożałowałem, że nie wziąłem kurtki i wyleciałem w samej bluzie. Zresztą, czego mógłbym się spodziewać po październikowej nocy, że co, będzie gorąco? Debil. Ku mojemu zdziwieniu, poczułem na swoich ramionach materiał, którym ktoś mnie opatulił. Po chwili zorientowałem się, że był to Minho i nałożył na mnie swój szalik, który w sumie był tak wielki, że wyglądem bardziej przypominał koc, ale co tam. Usiadł obok mnie, uśmiechając się miło, jak to miał w zwyczaju. Oparł się o ławkę i spojrzał w niebo. Ja jednak zatrzymałem wzrok na nim. Wiedziałem, że był świadomy tego, że go obserwuję, ale nie przeszkadzało mi to. Chciałem zapytać, co tu robi, czemu nie jest z Jisungiem, o co mu w ogóle chodzi, ale siedziałem cicho. Czekałem, aż odezwie się pierwszy. Co stało się dość szybko, bo chłopak chyba nie przepadał za zbyt długo trwającą ciszą.

- Nie lubię domówek. Taki fun fact. - zerknął na mnie i uniósł lekko brew. - Ty chyba też.

- Ja po prostu nie lubię ludzi. - odpowiedziałem całkiem szczerze, ale szatyn wybuchł przez to śmiechem. - Co?

Po minucie czy dwóch się uspokoił i otarł kąciki oczu z łez. Nie sądziłem, że aż tak go rozśmieszy ten tekst. Dziwne poczucie humoru. Obrócił się tak, żeby być zwróconym do mnie przodem. Oparł łokieć na ławce, a na ręce swoją brodę, wlepiając we mnie wzrok, który wydawał mi się dość dziwny.

- Wiesz, co w tobie lubię? - zaczął. - To, że potrafisz rzucić dobrym i zabawnym tekstem, a mówisz to z całkowitą powagą. Zastanawiam się wtedy, czy w ogóle jesteś tego świadomy.

Nie wiedziałem, jak na to zareagować. Po prostu pokiwałem głową i zwróciłem wzrok na niebo, które było zachmurzone i widać było tylko małe przebłyski światła księżycowego. Dziwny był ten chłopak. Nie potrafiłem pojąć, czego ode mnie chciał. Miał mi tylko posłużyć jako jedno z narzędzi w moim planie, a chyba zaczął traktować mnie jak kumpla, czy kogoś podobnego.

- Widziałeś się z Jisungiem? - postanowiłem w końcu zapytać. Mieli się spotkać, po to był zorganizowany cały ten cyrk.

- Ta. Gra w butelkę z jakimiś randomami. Nie moje klimaty. - westchnął. Na chwilę zapanowała cisza. Postanowiłem znów na niego spojrzeć. Dostrzegłem, że chyba posmutniał. - Wiesz, nie tak to sobie wyobrażałem. Na początku wszystko wydawało się fajne, ciekawe, nowe i chyba przez to za szybko wpakowaliśmy się w ten pseudo "związek". Ji trochę za bardzo się napalił i od razu chciał każdemu mówić, że jesteśmy razem i jak nam dobrze. Szczerze? Tylko dwa razy trzymaliśmy się za ręce, nic więcej. Nie minęło też jakoś sporo czasu, ale... Zaczynam czuć, że to chyba nie to. Rozumiem, że rodzice go teraz pilnują i tak dalej, ale przestał się do mnie odzywać w szkole. No i patrz, jestem tu, co nie? A ten woli grać z nie wiadomo kim, zamiast chociaż ze mną pogadać. Nie wiem co mam robić. Część mnie chce jakoś się do niego zbliżyć i za wszelką cenę próbować zdobyć choć trochę jego uwagi, ale druga część najchętniej by się poddała i wszystko skończyła. Nie chcę być poniekąd przywiązany do niego, a nic z tego nie mieć. Nie mogę nawet ruszyć dalej, poznać kogoś innego, bo teoretycznie jesteśmy razem i no nie wypadałoby go tak zostawić. Naprawdę nie wiem, co mam robić. To wszystko jest takie skomplikowane.

Czy on chciał usłyszeć ode mnie jakąś radę? A co ja, kurwa, psycholog? Ja tylko chciałem zniszczyć Jisunga, a ten robi ze mnie jakiegoś kumpla, który wysłucha i doradzi. Chuja wiem o takich sprawach.

- Nie wiem, zrób to, co uważasz za słuszne. - wzruszyłem ramionami. Tylko to przyszło mi do głowy. Chłopak parsknął.

- Dzięki, Chan. Przemyślę to. - nagle wstał i wyciągnął dłoń w moją stronę. - Chodź do środka. Trzeba zobaczyć, co ten dzikus tam robi.

Bez dłuższego namysłu, złapałem go za rękę i po chwili stałem już obok. Weszliśmy do środka, od razu kierując się do salonu, w którym było dość głośno. Naszym oczom ukazał się dziwny obraz. Otóż paru chłopaków bez koszulek podskakiwało wokół stołu, na którym leżał Jisung, wyglądający na bardzo zadowolonego i rozanielonego. Wszyscy śpiewali przy tym jakąś piosenkę. Śmiem twierdzić, że było to coś znanego, ale tak fałszowali i kaleczyli tekst, że trudno było się w ogóle domyślić, co mogłoby to być.

Spojrzałem na Minho. Na jego twarzy można było dostrzec ogromne zdziwienie zmieszane z lekką nutą rozbawienia. Jednak po chwili zmieniło się to w rozczarowanie i gniew. Nie wiedziałem, skąd ta nagła zmiana, więc zwróciłem wzrok ku uprzednio oglądanemu zdarzeniu. Od razu zrozumiałem, o co chodziło. Jisung został pozbawiony koszulki, by być taki, jak inni wokół niego i zachłannie wlewał w siebie kolejną dawkę alkoholu. Jakaś dziewczyna wskoczyła mu na kolana i zaczęła obmacywać jego klatkę piersiową, co bardzo się mu spodobało, bo szeroko się uśmiechnął i złapał ją mocno za uda, wcześniej rzucając pustą butelką na podłogę. Stałem jak wryty, obserwując całe to zajście. Nie potrafiła do mnie dojść myśl, że naprawdę to robił.

Jisung, nie muszę się zbytnio wysilać, by cię zniszczyć. Sam to robisz.

Sour grapes | minchan x minsungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz