Rozdział 10

98 6 2
                                    

~ Wampir? ~ zapanowało zamieszanie, zarówno wśród wampirów, jak i wilkołaków.
~ W naszych lasach? ~ dopytał ktoś inny.
~ No przecież sami widzieliście! ~ sfrustrowałam się.
~ Spokojnie ~ powiedział Philip ~ nie ma co panikować na zapas, może po prostu był tutaj, bo się dokądś przemieszczał i miał po drodze.
~ Czy ktoś widział go wcześniej w mieście?
~ Nie! ~ odezwało się kilka głosów.
~ Masz rację, bracie ~ odezwał się Jade ~ nie ma potrzeby martwienia się, dopóki komuś nic się nie stanie, ale lepiej by było gdyby tak się nie stało, więc proponowałbym zorganizowanie patroli.
~ To wcale nie głupi pomysł ~ przyznał Philip ~ będziemy patrolować lasy, tylko ostrożnie, pamiętajcie, że nadal trwa obława na potwora z gazety.
~ Czyli na Maxa ~ wtrącił David, na co ten drugi tylko przewrócił oczami.
     Philip tłumaczył jak będziemy patrolować teren i jak będą wyglądały trasy oraz grupy. Ja raczej mało co słuchałam, moje myśli krążyły wokół dzisiejszego spotkania. Co by było gdyby Jack był w lesie sam? Beze mnie? I natknął by się na głodnego wampira? Nie miałby z nim żadnych szans. Wzdrygnęłam się na tę myśl. Nie, nic takiego się nie wydarzyło, więc dlaczego o tym myślę? Przestań, nie myśl o takich rzeczach.
     Nagle poczułam jak ktoś kładzie mi dłoń na grzbiecie. Odwróciłam się, chociaż nie musiałam. Edward jedyny (z wyjątkiem wilków) wiedział co dzieje się w mojej głowie. Spojrzałam w łagodne oczy wampira. Jak bardzo różnił się od tamtego w lesie. Jego tęczówki były jasne i miały żółtawy odcień. Wampiry żywiące się krwią miały czerwone oczy, a kiedy były głodne ich tęczówki ciemniały. Złowrogie spojrzenie głodnego wampira z lasu aż mroziło krew w żyłach. Byłam zmęczona tym dniem. Położyłam pysk na ramieniu Edwarda i zamknęłam oczy. Dobrze, że był wampirem, bo inaczej nie byłby w stanie unieść ciężaru mojego ciężkiego łba. Zaczął mnie delikatnie gładzić po futrze. Niesamowite, że tak dobrze czułam się w towarzystwie jednych wampirów, a inne przyprawiały mnie o ciarki. Moja rodzina jednak była inna, oni nie krzywdzili ludzi. Inne wilkołaki już przybrały ludzkie formy, bo nie czułam ich obecności w moim umyśle.
~ Boję się ~ powiedziałam szczerze ~ mimo tak potężnego cielska i niesamowitej siły oraz pakietu ostrych zębów, i tak się boję.
- Wiem - przyznał Edward - życie mitycznych istot z legend nie jest łatwe, ale pamiętaj, że masz nas, swoją rodzinę.
     Naprawdę mimo bycia wilkołakiem się bałam, ale dopiero później dowiedziałam się czego. To co tak bardzo mnie niepokoiło miało dopiero nadejść. Nawet nie miałam pojęcia jakie okropne rzeczy mnie jeszcze czekają.
To był dopiero początek.

🐾

- Chyba kończą ci się ołówki - powiedziałam patrząc znad książki, kończyłam właśnie „Igrzyska śmierci".
     Byliśmy z Jack'iem nad klifem i rysował ocean. Skrobał w kartkę dosłownie kilkucentymetrową kredką, która nawet nie była zatemperowana, co trochę bolało moje czułe uszy. Spotykaliśmy się co tydzień w piątki. W tygodniu było ciężko o spotkania przez szkołę, a w weekendy Jack pomagał swojej mamie, więc to był jedyny wolny termin. Oczywiście widywaliśmy się też na szkolnej stołówce, ale to była zazwyczaj wymiana kilku zdań i pokazanie mi przez Jack'a najnowszych prac. Nasze spotkania trwały już prawie trzy miesiące. Przez ten czas zdążyliśmy się już dobrze poznać. Po wampirze z lasu na szczęście nie było śladu. Co się zaś tyczy mojej wilczej natury, Jack jeszcze o niej nie wiedział. Nie czułam się na siłach żeby mu to powiedzieć i tłumaczyć. Max groził mi nawet, że sam mu powie, ale nigdy tego nie zrobił. Tak więc żyłam w niepewności co do jego obietnic. Relacje z Maxem mieliśmy raczej napięte, ale Philip skutecznie tłumił wszelkie starcia. Natomiast bardzo zbliżyłam się do Kita i każda niedziela należała do nas. Zawsze spotykaliśmy się żeby pogadać, pobiegać lub po prostu posiedzieć w swoim towarzystwie, był dla mnie jak młodszy brat. Jeśli natomiast chodzi o niedźwiedzia to ludzie nie odpuszczali. Stwierdzili, że łatwiej będzie go wytopić kiedy będzie zapadał w sen zimowy i łażenie po lesie się zwiększyło. Dodatkowo opadły już wszystkie liście i ciężej było się ukrywać w ciele wilka. Szczególnie mi, ponieważ mam białe futro, z kamuflażu nici. Dlatego nie mogłam się doczekać aż spadnie śnieg.
- Nie jest tak źle, jeszcze daje radę.
- Nie chciałbyś nowych? - odłożyłam książkę.
- Nie stać mnie na nowe przybory, mama ma już wystarczająco wydatków po śmierci ojca i nie chcę jej obciążać moim głupim hobby.
- Twoje hobby nie jest głupie. Mogę ci kupić ołówki.
- Jeszcze czego, nawet jakbyś to zrobiła to bym ich nie przyjął, nie pozwolę ci wydawać na mnie pieniędzy.
- To może na urodziny, kiedy masz?
- 26 listopada, pozwolę ci kupić mi ten jeden ołówek, bo masz rację właśnie mi się skończył - wyrzucił kawałeczek drewna do oceanu.
- To za tydzień, co będziesz przez ten czas robił?
- Rysował innymi.
- Z których też za wiele nie zostało.
- Nie marudź, tylko wsłuchaj się w szum fal.
- Wiesz, że chłopcy z plemienia kiedyś skakali z tego klifu do wody? - zmieniłam temat.
- Naprawdę? - zdziwił się.
- Tak, ale odkąd podczas silnego sztormu odłamał się kawałek klifu i na dnie pojawiło się mnóstwo ostrych skał, przestali.
- A szkoda, to byłaby niezła zabawa.
- No nie wiem czy nadzianie się na skałę to taka dobra zabawa, patrz niektóre dłuższe ostre kawałki wystają ponad wodę - wskazałam ręką na skały w dole.
- Masz rację, po głębszym namyśle stwierdzam, że to jednak nie byłaby taka dobra zabawa - zaśmiał się.
- Chyba zaraz zacznie padać - spojrzałam w górę na ciemne chmury.
- Więc wracajmy - wstał i pozbierał się ze wszystkimi rzeczami.
- To jak? - spytałam - Za tydzień do lasu?
- Oczywiście, już nie mogę się doczekać. Jesień jest taka piękna, szczególnie w lesie.
- Masz rację - uśmiechnęłam się na wspomnienie wirujących dookoła mnie liści kiedy biegam - masz całkowitą rację.
     Obiecałam sobie, że znajdę Jack'owi najlepszy zestaw ołówków jaki świat widział, w końcu do jego urodzin został tylko tydzień, musiałam się pospieszyć.

[Zmierzch] Zachód słońca Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz