Doktor wszedł do pomieszczenia i nie sądzę, żeby zdziwił się moją obecnością.
- Jak się czujesz? - zwrócił się do Jack'a
- Już znacznie lepiej proszę pana.
- A ty? - teraz spojrzał na mnie.
- Bywało lepiej.
- Mimo tego, że świetnie sobie radzisz, słyszę jak twoje serce łomocze się o żebra z nadmiaru... złości? Frustracji? Nie chcesz może wyjść się... przewietrzyć?
- Jeśli teraz stąd wyjdę, mogę zrobić coś bardzo głupiego, ale dzięki za troskę.
- Przepraszam, nie chciałem cię w żaden sposób urazić, wiem, że dobrze się kontrolujesz, ale nie chcę żebyś się męczyła dusząc to w środku.
- W tej chwili wilk może by pomógł, ale nie na stałe, to byłaby jedynie mała chwila emocjonalnego otępienia.
- Mam rozumieć, że on już wie? - wskazał na Jack'a, który z zainteresowaniem przysłuchiwał się wymianie zdań.
- Edward wam nie powiedział? Myślałam, że wiecie co najmniej od piątku.
- Wiesz przecież, że on raczej potrafi uszanować cudzą prywatność. Możemy porozmawiać na korytarzu?
- Jasne - wstałam, wyszliśmy z pokoju na pusty korytarz i zabrałam się za podanie odpowiedzi na jego pytanie - o mnie wie, zmieniłam się przy nim w lesie jak zaatakował nas niedźwiedź, potem uciekłam i wiesz co się dalej działo. Nie byłam pewna jak na to zareaguje.
- Co powiedział teraz?
- Nadal chce się ze mną przyjaźnić, chociaż jak sądzę znając prawdę może być w większym niebezpieczeństwie.
- A mówiłaś mu coś więcej?
- Nie, ale będę musiała, o wilkach mogę mu opowiedzieć, nie ciąży na mnie żaden zakaz, ale o was...
- Może być gorzej, ale chyba nie masz wyboru, nie możesz przed nim ukrywać dłużej żadnej prawdy.
- A Volturi? - aż mnie ciarki przeszły na myśl o tej wampirzej sekcie.
- Nie powinni się dowiedzieć, wiesz przecież, że ludzie nie mogą nic o mas wiedzieć i wiesz jak to się skończyło dla Belli.
- Ona sama chciała być wampirem.
- Tak, ale nawet jakby nie chciała to albo musielibyśmy ją przemienić, albo by ją zabili, a naszej rodziny nie darzą specjalną sympatią, więc może to być niebezpieczne.
- Mogę mu nie mówić.
- Powiedz mu, ale pamiętaj, że musisz bardzo uważać - pokiwałam głową - wieczorem kończę pracę, więc możesz z nim do tego czasu zostać, ale później... sama rozumiesz, nie jesteś jego rodziną.
- Rozumiem, czy jego matka go odwiedziła?
- Tak, jeszcze przyjedzie wieczorem.
Uśmiechnęłam się smutno do Carlisle'a i ponownie weszłam do pokoju, zamykając za sobą drzwi i usiadłam na krześle.
- To co chciałbyś wiedzieć najpierw?
- Serio?
- No tak, pytaj.
- A więc jesteś wilkołakiem?
- Nie do końca, właściwie poprawnie powinno się nas nazywać zmiennokształtnymi, ale my sami często mówimy na siebie wilkołaki.
- „Wy"? Czyli jest was więcej.
- Tak, jest nas siedmioro w stadzie, ja jestem jedyną dziewczyną. Ale oprócz tego jest jeszcze Seth i mój ojciec, którzy też nadal zamieniają się w wilki, bo kiedy przestajemy przybierać zwierzęcą postać to zaczynamy się starzeć.
- Czekaj, twój ojciec?
- Tak, ale o rodzinie opowiem ci jak już wyjdziesz ze szpitala.
- Czy to znaczy, że teraz się nie starzejesz?
- Nie, mogę przeżyć tak nawet sto lat, pod warunkiem, że będę się zmieniać w wilka.
- Jak się porozumiewacie jako wilki? Potraficie mówić?
- Niestety nie, więc jako wilk nie jestem w stanie z tobą porozmawiać, ale wilki porozumiewają się ze swoim stadem telepatycznie.
- Czyli słyszysz inne wilki?
- Tak, ale tylko jak są wilkami, na szczęście, bo słyszymy wszystkie swoje myśli, nie tylko te, którymi chcemy się podzielić z resztą.
- Słabo.
- No, trochę, ale ogólnie bycie wilkiem jest super. Uprzedzę też twoje pytanie dotyczące ubrań, bo wiem, że to cię na pewno ciekawi.
- Jakbyś przeczytała moje myśli.
- Ubrania podczas przemiany się niszczą, nie możemy się przemienić w ubraniach, bo się po prostu rozrywają, a później muszę wracać do domu jako wilk żeby nie biegać nago po lesie - Jack się zaśmiał.
- Macie jakąś hierarchię w stadzie?
- Tak, mamy alfę, czyli przywódcę, jest beta, drugi najważniejszy wilk, który w razie potrzeby może zastąpić alfę i na przykład omegę, którą jestem ja, bo dołączyłam do stada jako ostatnia.
- Można zostać wilkołakiem poprzez ugryzienie?
- Niestety, bądź stety, ale nie, to dziedziczne. Jest też coś takiego jak wpojenie... to jakby miłość od pierwszego wejrzenia. Kiedy wilk się wpoi to ta najważniejsza osoba staje się dla niego centrum wszechświata, kimś o kogo będzie się troszczył, będzie jej bronił, będzie najlepszym przyjacielem lub jeśli się uda partnerem. To dosyć specyficzna, magiczna więź, która tworzy się po zobaczeniu tej jedynej osoby. I... ja właśnie... wpoiłam się w ciebie... wiesz... ja... uznałam, że powinieneś wiedzieć.
- Oh, kurczę.
- Nie chcę żeby było niezręcznie czy coś i nie oczekuję niczego w zamian, tak dla jasności.
- Ja na razie nie jestem w stanie dać ci czegoś poważniejszego niż przyjaźń, przykro mi, ale obiecuję, że będę przy tobie, choćby nie wiem co.
- Dziękuję, to mi w zupełności wystarczy - uśmiechnęłam się.
Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi i do pokoju weszła kobieta w średnim wieku. Miała długie, ciemnoblond włosy, z lekka już poprzetykane siwizną. Jej twarz była bardzo pogodna, miała zmarszczki mimiczne w kącikach oczu i przy ustach, co świadczyło o tym, że często w ciągu swojego życia się uśmiechała. Jej figura była dosyć smukła, chociaż nie była zbyt wysoka, raczej średniego wzrostu.
- Witajcie - przywitała się z nami, jej głos był bardzo przyjemny, wyciągnęła do mnie rękę - jestem Evelyn, mama Jack'a.
- Diana - podałam jej dłoń, równocześnie wstając z krzesła.
- Bardzo miło mi cię w końcu poznać, Jack mówił mi o tobie co nieco, cieszę się, że udało mu się znaleźć taką przyjaciółkę jak ty.
- Również się cieszę mając takiego przyjaciela jak on - uśmiechnęłam się do kobiety, roztaczała wokół siebie tak pozytywną aurę, że ciężko było się nie uśmiechać w jej obecności - ale teraz zostawię was samych, muszę sprawdzić czy mój ojciec już skończył pracę. Do zobaczenia.
CZYTASZ
[Zmierzch] Zachód słońca
Hayran KurguDzień dobry! Przychodzę do was z fascynującym fan fiction w kiczowatym stylu „Zmierzchu", który przez lata zdobył sporą rzeszę fanów (głównie wśród nastolatek marzących o przystojnych wampirach). Przyznał szczerze, że wahałam się nieco przed udostęp...