Lekcje przez całą resztę tygodnia mijały mi nie najgorzej. Nie mogłam się jednak doczekać piątku i spotkania z Jack'iem. Co prawda widywaliśmy się na stołówce, ale tylko na przerwach na kilkanaście minut. Zazwyczaj pokazywał mi wtedy swoje najnowsze rysunki. Opowiadał wtedy z wielką pasją o swoich inspiracjach.
W piątek po lekcjach spotkaliśmy się pod szkołą i stwierdziliśmy, że pojedziemy moim autem. Jack nie miał swojego samochodu i współdzielił jeden się swoją mamą.
- Dokąd jedziemy? - spytałam.
- A masz jakieś propozycje?
- Możemy pojechać na przykład na plażę albo nad klify, albo po prostu na spacer do lasu.
- Może dzisiaj pojedzmy do lasu, a kiedy indziej na plażę?
- Jasne.
Pomyślałam, że dobrym miejscem będzie polanka, na którą zabierali mnie Edward z Bellą jak byłam mała i u nich zostawałam. Powiedzieli mi wtedy, że mogę tam przychodzić kiedy tylko będę chciała i czułam jakby to miejsce należało do mnie. Lubiłam tam przychodzić jak byłam smutna czy przybita, ale też kiedy byłam strasznie szczęśliwa. Teraz jak byłam wilkiem to było łatwiej mi się tam dostać i mogłam bywać tam częściej. Pomyślałam, że chcę koniecznie pokazać to miejsce Jack'owi. Podjechałam jak najbliżej się dało, bo całkiem długo się szło i zaparkowałam auto, po czym wysiedliśmy.
- Chodźmy - powiedziałam i poszliśmy w las.
- Nie boisz się tego niedźwiedzia, który grasuje po lesie? - spytał Jack.
- Też o nim słyszałeś? - westchnęłam.
- Tak, pisali o nim w gazecie i było nawet zdjęcie.
- Nie boję się niedźwiedzi - stwierdziłam - poza tym zdjęcie było słabej jakości.
- Ale przecież taki niedźwiedź, jakby nas zaatakował to nie uszlibyśmy z życiem.
- Już na pewno nie chodzi po tym lesie, niedźwiedzie są w stanie pokonywać duże dystanse w krótkim czasie i pewnie dawno jest gdzieś indziej.
- A dokąd właściwie idziemy?
- Na moją polanę, bardzo lubię tu przychodzić. Tylko to trochę daleko, mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza.
- Nie, nawet lubię długie spacery.
W końcu doszliśmy na miejsce. Większą część drogi milczeliśmy, ale nie była to krępująca cisza, po prostu cieszyliśmy się odgłosami lasu. Polana była dookoła otoczona drzewami i miała prawie idealnie okrągły kształt. Była pokryta trawą i kwiatami.
- Wow, tutaj serio jest niesamowicie - powiedział Jack i usiadł na trawie oraz wyjął kartki i ołówki.
- Tak... - usiadłam koło niego i zaczęłam się przyglądać jak rysuje.
Na kartce po chwili zaczęły się pojawiać kwiaty i drzewa. Jack rysował polanę, na której się znajdowaliśmy. Położyłam się na trawie i zamknęłam oczy. Bycie wilkołakiem bardzo mi się podobało. Moje zmysły były tak wyczulone, że słyszałam śpiew ptaków w koronach drzew, które znajdowały się kilka kilometrów dalej, słyszałam jak ołówek skrobie po nierównej powierzchni kartki i miarowy oddech Jack'a, który rysował w pełnym skupieniu.
- Zobacz - powiedział do mnie po jakimś czasie.
Podniosłam się i spojrzałam w kierunku, który mi pokazywał. Stała tam sarna i rozglądała się dookoła. Jack wziął następną kartkę i zaczął ją szkicować.
- Nie chcesz podejść bliżej? - spytałam, kiedy zobaczyłam, że sarna zaczęła skubać trawę.
- Przecież ucieknie.
- Jeśli będziesz szedł wystarczająco cicho to nie - wstałam i zaczęłam się skradać.
- Tylko nie stąpaj po liściach - szepnęłam - mogą być suche. I staraj się iść na palcach.
Podkradliśmy się do najbliższych krzaków i po cichu usiedliśmy. Polana była akurat pod wiatr, więc mogliśmy bez problemu się zbliżyć do zwierzęcia, które nie czuło naszego zapachu.
Zwierzę nagle podniosło głowę i spojrzało się w przeciwnym kierunku, a następnie uciekło, o mało w nas nie wbiegając.
- Co to było? - spytał Jack wstając z ziemi.
- Nie wiem - skłamałam.
Dobrze wiedziałam co to było, bo też poczułam ten słodkawy zapach. Wampir.
Ale nie był mi znany, a obce wampiry bywają bardzo niebezpieczne. W końcu wyłonił się zza drzew. Był to mężczyzna w średnim wieku, został zmieniony może po czterdziestce. Miał czerwonawe oczy, ale na tyle ciemne, że nie wzbudzałby podejrzeń... wśród zwykłych ludzi. Jego włosy były czarne, chociaż w niektórych miejscach poprzetykane siwizną. Pewnie zaczął siwieć przed przemianą.
- Co tu robicie, dzieciaki? - zapytał.
- Podziwiamy piękno przyrody - odpowiedział Jack.
- A pan? - zapytałam patrząc na niego podejrzliwie.
- Ja tu tylko poluję - faktycznie miał przy sobie broń, nie powinien więc wzbudzać podejrzeń u niczego nieświadomych, bezbronnych spacerowiczów.
- A na co? Pytam z ciekawości - drążyłam temat.
- Na pewno nie na takich smarkaczy jak wy - zaśmiał się, ale rzucił mi ostrzegawcze spojrzenie.
Gdyby spotkał w lesie samotną osobę to na pewno by zaatakował, ale nie chciał tego robić teraz, ponieważ czuł do mnie respekt. Jedyne stworzenie, mogące konkurować z wampirem to wilkołak. Był więc świadomy tego, że konfrontacja ze mną mogłaby nie skończyć się dla niego pomyślnie. Nie do końca również wiedział na co stać zmiennokształtnych, wśród obcych wampirów krążą tylko pogłoski o nas i nie znają całej prawdy.
- Nie radziłabym panu polować w tych lasach. To rezerwat.
- A gdybym miał pozwolenie?
- Na to, co pan robi nie ma żadnego pozwolenia i nigdy nie będzie - uniosłam wargę i pokazałam zęby - Poza tym mamy swoich strażników, którzy pilnują rezerwatu i lasów wokół Forks przed takimi jak pan.
- W takim razie będę musiał znaleźć inne miejsce do polowań - wzruszył ramionami.
- Albo zmienić jadłospis.
- Tak się składa, że „dziczyzna" mi odpowiada.
- Tylko przy tym polowaniu, niech pan uważa na drapieżniki, pełno ich w tych lasach.
- To lepiej wy uważajcie - powiedział i zaczął odchodzić, przystanął tylko przy mnie i się spojrzał - podobno w lesie grasuje niedźwiedź.
Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, aż wampir odszedł i jego zapach zaczął się ulatniać.
- Co to było? - spytał Jack.
- Co? - spojrzałam na niego zdziwiona.
- Byłaś dosyć... zdenerwowana i wydaje mi się, że ta rozmowa była trochę... dziwna.
- Nie lubię jak ktoś urządza sobie polowania na moim terenie, to wszystko.
- Twoim?
- No... często tu przebywam i traktuje te lasy jak dom - szybko wyjaśniłam.
- Może będziemy już wracać? Robi się późno, a jeszcze trzeba dojść do auta.
- Masz racje, chodźmy.
Odwiozłam Jack'a do domu i zaczęłam się kierować w stronę swojego. Ten dzień bardzo mi się podobał, spędziłam całe popołudnie z Jack'iem i bardzo dobrze minął nam czas, chociaż trochę się też bałam, że weźmie mnie za dziwaczkę. Ale miałam teraz głowę zaprzątniętą czym innym. W lesie pojawił się jakiś wampir i to wrogo nastawiony. Musiałam poinformować o tym resztę stada, musimy mieć się na baczności. Wyjechałam do garażu i weszłam do salonu, zmieniając się w wilka, potrącając przy okazji wazon Esme, która spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem, kiedy zobaczyła, że udało mi się go złapać. Niestety nikogo nie było w wilczym ciele, więc wyszłam na dwór żeby zawyć. Po chwili pojawiły się wilki, w tym też Philip i wszystko im opowiedziałam(to co konieczne, chociaż resztę i tak wiedzieli). W międzyczasie Edward zdawał relację innym domownikom, czytając mi w myślach.
_______________________________Rysunek powyżej jest mojego autorstwa ^^
CZYTASZ
[Zmierzch] Zachód słońca
Fiksi PenggemarDzień dobry! Przychodzę do was z fascynującym fan fiction w kiczowatym stylu „Zmierzchu", który przez lata zdobył sporą rzeszę fanów (głównie wśród nastolatek marzących o przystojnych wampirach). Przyznał szczerze, że wahałam się nieco przed udostęp...