Rozdział 19

70 5 0
                                    


     Święta były coraz bliżej, więc nadszedł czas na przygotowania. W domu było mnóstwo rzeczy do zrobienia, a raczej ja miałam mnóstwo rzeczy do zrobienia. Zazwyczaj dekoracjami zajmowała się Alice, ale stwierdziła, że w tym roku odda mi ten „zaszczyt". Tak więc zostałam w domu sama z dekoracjami do rozwieszenia i choinką do kupienia. A zostałam w domu sama chyba po raz pierwszy od... nie pamiętam kiedy! Kiedy najbardziej potrzebuje pomocy to wszyscy się zwijają, genialnie. Bo Edward i Bella muszą zrobić coś u siebie w domu, Rose i Emmet pojechali na jakąś wycieczkę i wrócą dopiero na święta, Esme i Carlisle pojechali odwiedzić wampiry z Denali, na szczęście akurat oni wrócą dzisiaj, a Alice z Jasperem nawet nie wiem gdzie się podziali. Popatrzyłam żałośnie na pudła i ogromny dom, który trzeba było udekorować i sięgnęłam po komórkę.
- Jack, robisz coś teraz? Bo przydałaby mi się pomoc.

🐾

     Jack na całe szczęście miał czas i przyjechał jakiś czas po moim telefonie. Poszliśmy do lasu po choinkę.
- Nie mogę się przyzwyczaić do tego, że nie jest ci zimno - powiedział patrząc na mnie. Byłam w samym topie na ramiączkach i krótkich spodenkach.
- Moja temperatura ciała to 42 stopnie.
- No tak, to wiele wyjaśnia. To którą choinkę bierzemy?
- Myślę, że ta jest ładna - wskazałam drzewko.
     Ścięcie drzewa nie było trudne, ale przytaszczenie go do domu już tak. Oczywiście zmieniłam się w wilka, ale bardzo niewygodnie ciągnęło się choinkę.
     Weszłam z do domu i ledwo przecisnęłam ją przez drzwi.
- To... jak chcesz ją postawić?
     Podeszłam do pierwszego pudła i wsadziłam do niego pysk. Wyjęłam z niego stojak i podałam Jack'owi, a później podeszłam do choinki, złapałam ją za czubek i podniosłam do góry, stając na dwóch łapach i opierając się o ścianę.
- No dobra - Jack wgramolił się pod choinkę i zaczął majstrować przy pniu - Weź daj ją niżej. Nie aż tak nisko!
     Warknęłam zirytowana.
- Teraz jest idealnie, nie ruszaj nią.
     Po jakimś czasie się udało i choinka stała stabilnie (przynajmniej taką miałam nadzieję).      Poszłam do pokoju się przebrać i wróciłam do salonu.
- Nienajgorzej nam poszło - podsumowałam.
- Stawialiśmy choinkę godzinę. To twoim zdaniem jest „nieźle"?
- Mogłam ją przecież upuścić i cię zgnieść - wyszczerzyłam się.
- Ha ha, bardzo śmieszne, ale obawiam się, że pobrudziłaś łapami ścianę - faktycznie na ścianie za choinką były moje odciski.
- Choinka je zakryje - wzruszyłam ramionami i zaczęliśmy dekorować.
     Najpierw wszędzie powiesiliśmy lampki i łańcuchy, później zabraliśmy się za choinkę. Ze świąteczną playlistą sprawnie wszystko nam poszło i wkrótce cały dom był ustrojony. Od środka. Zostały jeszcze lampki do powieszenia na werandzie.
- Super nienawidzę świąt - wycedziłam przez zęby, rozplątując łańcuch z lampek.
- Ej, spójrz na to z innej strony, ktoś mógłby ci w tym pomóc, na przykład wampiry, z którymi mieszkasz.
- Super nienawidzę mojej rodziny - poprawiłam się.
- A twoi rodzice - zaczął - będą na święta?
- Tak, przyjadą mnie odwiedzić, mama na pewno się mega stęskniła, bo codziennie do mnie wydzwania i pyta się co u mnie. A ojciec... pewnie chciałby mnie wypytać o nową watahę i bycie wilkołakiem, bo w końcu mam to po nim.
- Wiedzą, że się... No wiesz... wpoiłaś?
- Jeśli nikt im tego nie powiedział to nie, bo ja im nie mówiłam, ale szczerze wątpię w to żeby ta informacja do nich jeszcze nie dotarła. Uh, zaraz dostanę szału z tymi głupimi lampkami!
- Pokaż to - usiadł obok mnie na kanapie i wziął łańcuch, a ja patrzyłam jak jego palce precyzyjnie rozplątują lampki. W końcu mu się udało - Widzisz?
- Dzięki, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.
- Prawdopodobnie musiałabyś sama ustroić tak wielki dom i robiłabyś to do jutra.
- Chodźmy to zawiesić i miejmy to już z głowy.
- Masz drabinę?
- Po co nam drabina, skoro mam siebie? - wyskoczyłam na zewnątrz jako wilk i stanęłam na dwóch łapach, próbując zawiesić łańcuch, ale okazało się to zbyt trudne.
     Nie przemyślałam tego, że mogłyby mi się przydać przeciwstawne kciuki. Podeszłam do Jack'a i dotknęłam nosem jego dłoni.
- No tak, po co ci ręce, skoro możesz mieć łapy?
     Mruknęłam tylko w odpowiedzi i się położyłam, żeby mogł się wdrapać na mój grzbiet.
- Jesteś pewna. Nie zrobię ci czegoś, czy coś?
Zaśmiałam się.
- No dobra.
     Jack jakoś się wgramolił na mój grzbiet (ciągnąc mnie przy okazji za futro), a ja wstałam. Stanął mi na plecach i zaczął przywiązywać lampki.
- Skończone! - powiedział i ześlizgnął się na ziemię.
     Zbiliśmy piątki i weszliśmy do domu.
- Co byś powiedziała na gorącą czekoladę?      Wilki mogą pić gorącą czekoladę? Czy to nie jest szkodliwe? - spytał, a ja spojrzałam się na niego wzrokiem, mówiącym „serio?" - No dobra.
     Przygotował napój i usiedliśmy na werandzie. Jack siedział na schodach i jak zwykle coś szkicował, ale tym razem robił to szybko i niedbale, więc właśnie wpadł mu do głowy nowy pomysł i chciał jak najszybciej go przenieść na papier żeby nie wyleciał mu z głowy. Podniosłam się z ziemi i podeszłam, chcąc zobaczyć pracę, ale wtedy szybko zamknął szkicownik.
- Ej, co podglądasz?
     Mruknęłam niezadowolona i wróciłam do parującego kubka stojącego na ziemi.
- Nie, nie jest jeszcze skończony, więc ci go nie pokażę.
     Odwróciłam głowę w przeciwnym kierunku, żeby pokazać jaka jestem niezadowolona tym faktem.
- No weź, tylko się nie obrażaj.
     Spojrzałam na niego, ale po chwili znowu odwróciłam głowę, bo usłyszałam coś w krzakach. Nadstawiłam uszy nasłuchując. Wstałam i podeszłam bliżej Jack'a z położonymi uszami i zaczęłam warczeć.
- Co jest?
     Zza drzew wyszli Esme i Carlisle, więc odetchnęłam z ulgą i przysiadłam na zadzie.
- Cześć Jack - przywitała go przyjaźnie wampirzyca.
- Dobry wieczór - uśmiechnął się.
- Odwaliłaś kawał dobrej roboty - pochwalił doktor.
     Ja tylko nawarczałam na niego oskarżycielsko.
- Przepraszam, ale wiesz, że nie umiem ci czytać w myślach.
- Chyba ma na myśli to, że zostawiliście ją samą z dekorowaniem całego domu - wtrącił Jack, ale po chwili dodał - jej słowa, nie moje.
     Esme i Carlisle spojrzeli na niego zdziwieni, jakby co najmniej zaczął im tłumaczyć chiński. Potem spojrzeli na mnie, a ja pokiwałam głową.
- Przepraszam słońce, wiesz, że musieliśmy odwiedzić rodzinę z Denali, myślałam, że Alice ci pomoże.
     Przewróciłam oczami.
- To ja już będę spadać, bo moja mama zacznie się martwić - Jack wstał, zabrał plecak i pogłaskał mnie po głowie - Do zobaczenia.

[Zmierzch] Zachód słońca Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz