Rozdział 26

50 3 1
                                    


     Kiedy rano się obudziłam stwierdziłam, że faktycznie nie miałam koszmarów. Przespałam spokojnie całą noc (no dobra, prawie całą). Chrupki serowe to raczej niezbyt odpowiednie śniadanie, ale to było nasze jedyne jedzenie, więc jadłam je kruszące na tapicerkę starego pickupa z nogami na desce rozdzielczej. Po drodze słuchaliśmy radia i śpiewaliśmy piosenki.
     W pewnym momencie oboje usłyszeliśmy donośne wycie.
- Też to słyszałaś, prawda? - spytał Jack.
- Tak, i wygląda na to, że muszę się z nimi spotkać.
- Skoro nawet ja to słyszałem, to muszą być blisko - zatrzymał samochód.
- Zadzwoń jak dojedziesz do domu - pocałowałam go w policzek, rozebrałam się do bielizny i wyszłam z auta - później mi je oddasz.
Skoczyłam w las i zmieniłam się w wilka w mgnieniu oka. Pędziłam w kierunku stada. Za daleko nie musiałam biec, byli jakieś trzy mile od drogi. Wypadłam z pomiędzy drzew, wpadając na Maxa. Przeturlaliśmy się, bo z rozpędu nie zdążyłam wyhamować. Bardzo chciałam, żeby nie nabijali się z mojej randki z Jack'iem, ale oni nawet o niej nie wspomnieli, co było bardzo dziwne.
~ Przepraszam ~ bąknęłam do Maxa.
~ Uważaj jak łazisz! ~ warknął.
     Nie pozostawałam mu dłużna i też na niego nawarczałam, a ten rzucił się na mnie i zaczęliśmy się tarzać, przy okazji gryząc i drapiąc. Zrzuciłam go z siebie kopniakiem i wstałam nisko przy ziemi, gotowa do skoku.
~ Proszę, odłóżcie swoje kłótnie na później, bo mamy ważniejsze sprawy ~ powiedział Philip, już wszyscy zdążyli przybiec ~ Mieliśmy atak, niestety udany.
     Dopiero teraz zauważyłam rozkopaną ziemię nieopodal.
~ Kto?
~ Państwo Summers, emeryci, byli w lesie na grzybach.
~ Co teraz?
~ Możemy zaatakować wampiry?
~ Nie, nie wiemy kto to zrobił.
~ Może to Cullenowie? ~ napomknął Jade, który rzadko się pokazywał.
~ Odszczekaj to! ~ warknęłam na niego.
Rzucił się na mnie i przygwoździł do ziemi.
~ Nie powinnaś się tak do mnie zwracać, jestem Betą, a ty Omegą, zapomniałaś?
~ Moja rodzina nigdy by czegoś takiego nie zrobiła! Carlisle jest lekarzem, ratuje ludziom życie!
~ A co jeśli to tylko przykrywka?
~ Jak śmiesz! ~ warknęłam i ugryzłam go w łapę.
     Odskoczył ode mnie, ale jak tylko wstałam, rzucił się na mnie. Zaczęłam się bronić, ale nie miałam zbyt dużych szans. Jade faktycznie był Betą i był ogromny, do tego atakował bardzo agresywnie a każdy jego ruch był przemyślany i idealnie wycelowany.
~ Powinnaś znać swoje miejsce w stadzie! ~ pchnął mnie tak mocno, że uderzyłam głową w korzeń drzewa i znowu przygwoździł mnie do ziemi.
~ Nie powinieneś był tak mówić o mojej rodzinie!
~ To ich nazywasz rodziną? A my? To stado jest twoją rodziną a nie ci krwiopijcy!
~ Wystarczy Jade ~ odezwał się Philip ~ pokazałeś swoją pozycję, zostaw ją.
~ Powinna respektować hierarchię watahy.
~ Ty także ~ odpowiedział alfa i Jade mnie puścił ~ poza tym ona ma rację, Cullenowie to nasi sojusznicy, patrolują lasy razem z nami i są gotowi stanąć po naszej stronie w bitwie.
~ To wampiry, nigdy nie będą w stanie całkowicie się pozbyć żądzy krwi.
~ Nie są naszymi wrogami.
~ Poza tym ~ wtrąciłam ~ łatwo jest sprawdzić czy wampiry piją ludzką krew. Wystarczy spojrzeć im w oczy, jeśli się odważysz.
~ W takim razie dlaczego nie spotkamy się z nimi porozmawiać?
~ Możemy się spotkać, jeśli cię to uszczęśliwi.
~ Najlepiej na neutralnym gruncie. Proponuję polanę niedaleko drogi do miasta.
~ Zgoda, Diano, przekażesz im?
~ Oczywiście.
~ Uważam, że na chwilę obecną powinniśmy zwiększyć liczbę osób patrolujących lasy i obszar patroli.
~ Mogę iść teraz na patrol ~ zgłosiłam się ~ jest jeszcze wcześnie, więc pochodzę do wieczora, biorę teren dookoła miasta.
~ W porządku, Max i David, wy idźcie głębiej do lasu, czy ktoś pójdzie z Dianą?
~ Ja mogę ~ zgłosił się Kit.
     Patrole z Kitem były przyjemne, całkiem jak zwykły spacer, rozmawialiśmy i śmialiśmy się jak zwykli nastolatkowie. No nie do końca zwykli, bo byliśmy wilkołakami, ale to tylko szczegół. Właściwe całkiem dużo czasu ostatnio spędzałam z Kitem, w końcu chodził ze mną do szkoły. Stał się tym popularnym dzieciakiem przez swój niezwykły wygląd i dziewczyny się za nim uganiały, ale on nie zwracał na nie uwagi. Stwierdził, że nie chce jakiejś złamać serca przez to, że wpoi się w inną. Na pewno kiedyś wyrośnie z niego cudowny mężczyzna troszczący się o swoją dziewczynę.
     Las wyglądał teraz naprawdę pięknie. Był listopad i liście miały niesamowite kolory.
Biegaliśmy z Kitem, a wokół nas wirowały kolorowe liście spadające z drzew. Czasem się ścigaliśmy, ale dawałam mu fory, bo nie był taki szybki. Jednak miejsce w stadzie robi swoje i Kit był teraz ode mnie większy, przez co to on miał większe szanse w walce. Nie narzekałam na to, w końcu byłam omegą z własnego wyboru, a dzięki mnie Kit nie był już w stadzie tym ostatnim.

🐾

     Do domu wróciłam o zmroku i przywitała mnie Esme.
- Dobrze się bawiłaś? - spłatała.
- Chyba nawet bardzo dobrze - zaśmiał się Edward.
- Musisz mi grzebać w głowie? - spytałam.
- Twoje myśli aż o tym krzyczą.
- Jeśli chcesz mi dać pouczającą lekcje na temat randkowania to proszę - westchnęłam.
- Nie chcę, bo uważam, że Jack jest rozsądnym chłopakiem i ty też. Poza tym nie zamierzam próbować wejść w role twojego ojca, to byłoby odrobinę dziwne.
- Racja, traktuję was jak rodzinę, ale jakoś fakt, że jesteś moim dziadkiem jest dla mnie nie do przyjęcia. Poza tym jest sprawa, wilki chcą się z wami spotkać, bo wampiry znowu zaatakowały.
- O nie - przejęła się Esme - ktoś ucierpiał?
- Tak, jakaś dwójka staruszków.
- A gdzie się spotkamy?
- Na „neutralnym gruncie" gdzieś w lesie. Kiedy możemy się spotkać? - spytałam Carlisle.
- Myślę, że za jakieś trzy tygodnie, niestety.
- No nie, wtedy Jack ma urodziny.
- To jedyny dzień kiedy mogę się spotkać - westchnął doktor.
- No dobra, jakoś będę musiała to załatwić.

[Zmierzch] Zachód słońca Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz