000

814 36 23
                                    

Kaveh opadł na kanapie zmęczony i rozejrzał się po swoim domu rodzinnym. Widniały już tylko kartony piętrzące się na kolejnych, które niedługo będzie musiał zacząć wynosić z domu. W końcu nowy właściciel domu nie będzie potrzebował jego rzeczy osobistych, a on tak.

Z bólem serca opuszczał to miejsce, ale nie potrafił dłużej nazywać go już domem. Dom jest tam gdzie jest rodzina, a jego rodzina była rozbita.

Matka ożeniła się niedawno z innym mężczyzną w Fontaine.

Ojciec.. no cóż.

Kaveh obwinia się każdego dnia za śmierć jego ojca. Przecież gdyby nie on to by nie wyszedł tego dnia z domu i by nie zaginął, a następnie zginął w ruchomych piaskach.

Wtedy też jego matka by nie zostawiła go samego w Sumeru.

Jednak on chciał jej szczęścia, chciał ją zobaczyć uśmiechniętą i dlatego przybył na jej ślub w Fontaine. Dawno nie widział jej tak szczęśliwej. Cieszył się jej szczęściem i dlatego nie chciał jej się przyznawać do tego jak samotny się czuje w Sumeru.

Gdy wrócił do szarej rzeczywistości to postanowił sprzedać dom i szukać innego miejsca. Jednak potrzebował go sprzedać jak najszybciej by mieć pieniądze a on.. na razie zapowiadało się na to, że będzie włóczył się ze swoimi rzeczami po ulicach Sumeru. Czy tego chciał czy nie.

Usłyszał nagle pukanie do drzwi, ociężale więc się podniósł i ruszył w kierunku drzwi. Nie miał ochoty na żadnych gości, ale nie wiedział kto mógł przyjść o tej porze. Gdy otworzył drzwi to miał nie małą niespodziankę.

– A-Alhaitham? Co ty tu robisz, nie masz czasami zajęć?

– Ty też i jakoś ciebie nie ma w Akademiyi. – Wzruszył ramionami i wprosił się do środka.

Działało to blondynowi czasami na nerwy. Alhaitham robił co chciał i jak chciał byle wyszło na jego. No, ale jednak ma najwyższe stopnie na Haravatat nie bez powodu. Zamknął on za nim drzwi i oparł się o nie bezsilnie. Wiedział, że szybko się go nie pozbędzie teraz.

– Wyprowadzasz się? – Zapytał głupio Alhaitham ze swoją stoicką postawą, tak jakby tego nie było widać.

– A nie widać? – Skrzyżował Kaveh ręce na swojej piersi i westchnął. – Powiedz po co tu przyszedłeś, bo muszę pakować rzeczy. Jeszcze dzisiaj wieczorem przyjdzie nowy właściciel.

Alhaitham rozejrzał się jeszcze trochę po domu i westchnął, on sam skrzyżował ręce na swojej piersi i spojrzał na młodszego.

– A masz w ogóle dokąd pójść?

Oczy Kaveh'a od razu zrobiły się większe, bo teraz nie wiedział co ma mu powiedzieć. Gdy powie prawdę to pewnie będzie słuchał reprymendy ze strony Alhaitham'a, a gdy skłamie to raczej srebrnowłosemu nie zajmie długo odkrycie prawdy.

Wychodziło to w zasadzie na jedno.

Westchnął ciężko i starał się zachować w miarę spokojną postawę.

– Nie, ale coś wymyśle. O mnie się nie martw. – Odsunął się od drzwi i poszedł do kuchni. Postanowił zrobić herbatę i wiedział, że Alhaitham nie odmówi jej sobie.

Tyle, że on pewnie się wcale nie martwi.. – Pomyślał sobie podczas nalewania wody do zagotowania.

Nie zdążył wrócić jeszcze z herbatą, a zielonooki przyszedł za blondynem do kuchni. Kaveh to zauważył kątem oka, ale postanowił nic nie mówić. Podał po chwili mu kubek z ciepłą herbatą i pili powoli dalej będąc w tej ciszy, która zaczynała wiercić dziurę w głowie Kaveh'a.

– Tighnari już ostatnio mi powiedział o tym co się działo. – Powiedział Alhaitham zapatrzony w swój kubek z herbatą, Kaveh jedynie bez słowa na niego spojrzał. – Nie mamy super relacji, ale zawsze Ci pomogę jeśli tego potrzebujesz.

– Nie trzeba, naprawdę. Ja-

– Kaveh. – Wtedy się blondyn zatrzymał. Stanowczy głos Alhaitham'a nigdy nie pozwalał mieć pola do popisu w gadce. – Gdyby było jak zawsze mówiłeś to raczej byś nie sprzedawał domu, prawda?

Kaveh opuścił głowę i westchnął. Poniekąd miał rację. Nie potrafił przyznawać innym racji, gdy chodziło o niego. Po prostu żył w swojej innej wizji świata. Przy innych wmawiał, że jest inaczej, że sobie radzi i nie dokucza mu samotność.

A w rzeczywistości wciąż czuje się jak ten mały chłopiec w momencie kiedy dowiedział się że jego ojciec nie żyje a jego matka popadła w paranoję i depresję. A gdy ta znalazła szczęście w Fontaine to nie potrafił się już przyznać nawet jej do samotności.

– Nie czuję się już tu dobrze. Nie czuję jakby to był mój dom, okej? Nie ma w nim tej samej rodziny, która mieszkała tu przez lata, gdy się rozbiła to i ten dom.. został po prostu budynkiem dla mnie. – Po powiedzeniu tego wszystkiego poczuł jak jakiś ciężar schodzi z niego.

Był szczery.

W końcu był szczery.

Dziwił się że wykazał tą szczerość w rozmowie z Alhaitham'em, a nie z Tighnari'm.

Alhaitham podniósł swoje spojrzenie na niego i z cichym westchnięciem położył delikatnie dłoń na blond włosach.

– Mam wolny pokój u siebie, jeśli chcesz to możesz tam zostać.

Te słowa zdziwiły Kaveh'a. Alhaitham zaproponował mu mieszkanie z nim? Przecież nie dogadują się zbyt dobrze. Dlaczego on mu pomaga? Mętlik takich pytań zasypał już i tak zakłopotanego blondyna. Alhaitham chyba to zauważył, bo odłożył kubek na blat kuchenny i stanął bardziej przodem do Kaveh'a.

– Mówię poważnie. Z czynszem jakoś się dogadamy a ty nie będziesz chociaż żył na ulicy.

Kaveh nie wiedział przez dłuższy moment co nawet powiedzieć, patrzył na zielonookiego zszokowany i zaniemówił totalnie. Odłożył tak samo kubek i po chwili był przytulony do starszego. Nie do końca panował nad sobą, ale.. czuł, że poniekąd tak musiał zrobić. Przynajmniej to mu mózg podpowiadał. Tym razem to Alhaitham się zszokował jego nagłych ruchem, ale niepewnie odwzajemnił uścisk.

– Dziękuje...

Sun and Moon || Kavetham (PRZENIESIONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz