010

384 29 18
                                        

Minęło kilka dni od tamtego wydarzenia, ale nie poruszali dalej tematu, bo widocznie oboje jeszcze nie byli gotowi. Mimo wszystko ich normalność wróciła. Rozmawiali ze sobą, dogryzali sobie i jedli czasami wspólnie. Tak jak było wcześniej. Kaveh przez ostatnie branie dużo obowiązków na siebie został zmuszony do wzięcia wolnego na jakiś czas, bo wiedzieli, że się w końcu wypali - czego Kaveh nie chciał dać sobie powiedzieć. Jednak wkroczył wtedy Alhaitham i powiedział, że go przypilnuje żeby nie pracował. Nie miał co robić, nudził się niemiłosiernie. Wtedy Tighnari i Cyno spadli mu z nieba. No prawie. Myślał na początku, że może znajdą mu zajęcie jakieś, które go nie znudzi za pięć minut, ale już wiedział, że coś jest nie tak, gdy zauważył przy nich Collei. Po chwili rozmowy okazało się, że ta dwójka musi iść na pustynie załatwić swoje sprawy, a Tighnari nie chciał zostawiać Collei samej w lesie. Wciąż się uczyła, miał do niej zaufanie, ale był też nadopiekuńczy. Cyno nie był lepszy.

– To tylko kilka dni, okej? – Uśmiechnął się Tighnari, próbując przekonać Kaveha. – Poza tym- Poza tym przecież lubicie się z Collei, nie będzie wam tu raczej przeszkadzać. Masz wolne też!

Czyli informacja o jego "uziemieniu" w domu dotarła nawet do Cyno i Tighnariego. Spojrzał on na Alhaithama, który stał niedaleko. Wiedział, że on się zgodzi jeśli chodzi o pomoc przyjaciołom. Westchnął, ale po chwili lekko się uśmiechnął, krzyżując ręce na piersi.

– Okej, okej. Udostępnimy jej pokój na ten czas i jakoś powinniśmy się pomieścić.

– Super! Dziękuje, ratujesz nas. – Tighnari przytulił ciasno Kaveha, odsunął się i podszedł do Collei. – Nie sprawiaj kłopotów Kavehowi i Alhaithamowi, dobrze?

– Oczywiście! A-A przynajmniej postaram się.. – Uśmiechnęła się lekko niezręcznie i złączyła dłonie za swoimi plecami.

– Za kilka dni wrócimy i przyjdziemy prosto po ciebie. – Tym razem odezwał się Cyno, który lekko poczochrał włosy dziewczyny, na co ta burknęła coś pod nosem. Przywołało to lekki uśmiech u generała.

Gdy już mieli się zbierać do wyjścia, Collei jeszcze ich obu przyciągnęła do uścisku. Czego się nie spodziewali, znając stosunek Collei do kontaktu fizycznego. Jednak oboje równie ciasno go odwzajemnili. Kaveh patrzył na to z ciepłym uśmiechem. Nie wiedział czemu, ale przywołało to u niego wspomnienie jego rodziny, gdy jeszcze byli w komplecie. Nie wiedział nawet kiedy na wspomnienie o tym samotna, jak on, łza spłynęła po jego policzku. Szybko ją starł, myśląc, że nikt nie zauważył. Alhaitham mimo wszystko zauważył i po chwili jego dłoń była na ramieniu blondyna, który uśmiechnął się delikatnie do niego. Próbował zapewnić, że wszystko jest okej.

– Musimy już iść Collei, bądź grzeczna. – Odezwał się Tighnari znowu po dłuższej chwili ciszy i po krótkim pożegnaniu ruszyli w swoją stronę.

Collei jeszcze chwilę patrzyła na nich, po czym weszła do środka i z zaciekawieniem zaczęła rozglądać się w środku. Była kilka razy z Tighnarim w mieście Sumeru, ale większość czasu spędza w lesie. Nigdy też nie widziała jak wygląda tutaj w środku. Kaveh i Alhaitham dali jej czas oswoić się i poznać nowe miejsce, bo Collei.. no była specyficznym dzieckiem. Znali co nie co z jej przeszłości i szczerze jej współczuli. Chcieli żeby poczuła się tutaj bezpiecznie i znała każdy kąt.

– Wiesz, że gdy udostępnimy jej jeden z pokoi to ktoś z nas będzie musiał spać z drugim, prawda? – Odezwał się Alhaitham, gdy Collei dalej przeglądała pomieszczenia. Kaveh zdawał sobie z tego sprawę. Niestety lub może bardziej stety.

– Twój pokój jest większy, może damy jej mój? Myślę, że w trochę mniejszej przestrzeni, gdzie wszystko będzie miała na widoku, będzie czuła się bezpieczniej. – Zaproponował blondyn, spoglądając na współlokatora.

Sun and Moon || Kavetham (PRZENIESIONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz