11.

57 2 0
                                    

Kolejne tygodnie mieszkania z Aidenem, mijały dość szybko mało co się obróciłam a zbliżaliśmy się coraz bardziej do siebie, nie miałam pojęcia czy jestem na to gotowa, ale chłopak sprawiał że czułam się bezpiecznie, uwielbiałam jego zapach wody kolońskiej z lawendą, dosłownie uzależniłam się od tego zapachu. Po każdym spotkaniu z naszymi przyjaciółmi w moim domu czuć było tylko jego, przynajmniej ja go czułam tylko ja.

Ten dzień zaczęłam w biegu, ponieważ kilka dni temu znalazłam ogłoszenie o pracę w małej kawiarence, stwierdziłam że wyjdzie mi na dobre trochę popracować bo przez kilka tygodni tylko spałam i spotykałam się z przyjaciółmi co zle na mnie wplyneło, gdy tylko się przebudziłam nie mogłam ogarnąć co się dzieje, wiec jak codziennie chwyciłam telefon aby sprawdzić godzinę.
— kurwa, zaraz się spóźnię!. — natychmiast podniosłam się z łóżka, aby chwycić jakiekolwiek ubrania, nie przejmując się jak wyglądam, wybiegłam z domu wsiadając do auta. odjechałam z piskiem opon jak zwykle igram z czasem ale uwielbiam to a jednocześnie nienawidzę.
Gdy dojechałam na miejsce, ujrzałam mały kremowy budynek z napisem ,,Villianas", nigdy nie byłam w tej części miasta, więc trochę się stresowałam jacy ludzie tutaj będą ale już nie mogłam się wycofać, dlatego wzięłam się w garść i weszłam do budynku, gdzie zobaczyłam starszego Pana, tak na oko był po 60-siątce ale wdawał się sympatyczny, spoglądałam na niego jeszcze przez chwile, mężczyzna nie zauważył mnie co mnie zdziwiło, ewidentnie czegoś szukał, bardzo kochałam starszych ludzi dlatego stwierdziłam że czas podejść i może pomóc.
— Dzień Dobry. — przywitałam się, lekko się uśmiechając. — Pomóc Panu w czymś?.
— Witam, Panienko. — odpowiedział, spokojnie po czym dodał rozglądając się, jakby szukał gdzie dokładnie stoje. — Właściwie tak, zgubiłem swoje okulary, za niedługo mam otworzyć kawiarnie a nie mam pojęcia gdzie je odłożyłem. — podrapał się po brodzie, po czym wskazał na sufit. — byłbym wdzięczny gdybyś mi pomogła.
bez zastanowienia odpowiedziałam mężczyźnie.
— Jasne, już się rozglądam. — spojrzałam na biurko gdzie, prawdopodobnie ludzie byli obsługiwani, ale nie widziałam tam nigdzie okularów, dlatego schyliłam się i zaczęłam szukać pod szafkami bo bardzo często takie rzeczy spadają, i miałam racje leżały tam stare zakurzone okulary, nie wiem ile miały lat ale napewno więcej ode mnie.
— Znalazłaś Panienko?. — nagle odezwał się staruszek.
— Chyba tak. — odpowiedziałam, drapiąc się po policzku. — Nie jestem pewna czy to one, bo wyglądają na dość stare.
— Tak to one, są trochę słabe i nie wyglądają jak do użytku ale jestem do nich przywiązany dlatego nie chce ich zmieniać. — westchnął, a ja podałam mu okulary, a on gdy tylko je założył dodał. — Chyba Panienka nie jest z tej okolicy. — przyglądał się mi z każdej strony.
— Nie, nie jestem, przyjechałam w sprawie ogłoszenia o prace. — spokojnie odpowiedziałam, miałam nadzieję że praca w kawiarni dużo nie oczekuje bo cóż jestem dość leniwa. Nagle mój odpływ myśli przerwał głos staruszka.
— Właściwie, nie mam czasu aby cię sprawdzić ponieważ jedyny mój pomocnik dziś nie mógł przyjechać. — westchnął, rozglądając się po kawiarni po czym dodał. — Muszę się brać za robotę, dlatego może Panienka przyjechać w inny dzień. — powiedział po czym odwrócił się plecami na zaplecze.

Było mi go coraz bardziej żal, nie chciałam żeby w takim wieku się przemęczał, bo sama wiem jak to jest ile mama ode mnie oczekiwała bo miałam być ,,idealna" żeby nie przynosić wstydu chociaż sam jej alkoholizm przyniósł jej wstyd. Chwyciłam pod pachę torebkę i podeszłam do staruszka na zaplecze, a gdy tylko przekroczyłam małe wejście zobaczyłam pełno kartonów z ciastami oraz z różnymi innymi rzeczami leżały na podłodze, wtedy byłam pewna że nie mogę tak z siebie odejść, dlatego zdecydowałam się pomóc.
— Wiem że nie powinnam tutaj wchodzić, ale chcę zostać i panu pomóc. — powiedziałam odkładając torebkę na krzesło które znajdowało się przy wejściu do kantorka. — Lepiej we dwóch niż samemu. — dodałam, uśmiechając się.
— Ma Panienka racje. — westchnął opierając się o szafę. — Możesz zostać, ale powinienem znać imię takiej dobrej duszy.
— Victoria. — powiedziałam szczerząc się. — Victoria Soreen.
— Dobrze więc Victorio, proszę cię abyś pomogła przenieś mi te pudła do środka, powinniśmy dać radę do otwarcia. — Powiedział podnosząc pierwsze dwa pudła.
— Już się robi Proszę pana!. — podeszłam odbierając od niego pudła, odwracając się usłyszałam znów zachrypnięty głos.
— Mów mi Charlie. — poprosił.
— Okej, bierzmy się do pracy Charlie.

Po godzinie układania ciast i noszenia pudełek właśnie skończyliśmy, włosy przyklejały mi się od potu, nigdy nie byłam fanką prac wolałabym spędzać całe życie w domu słuchając Lany Del Rey popijając sok pomarańczowy, tylko to mi się marzy jak wrócę do moich 4 ścian.

W końcu odezwał się Charlie mówiąc że przed otwarciem mogę zrobić sobie chwilową przerwę, co mnie ucieszyło bo naprawdę nienawidzę żadnego wysiłku, pierwsze co zrobiłam gdy dotarłam do kantorku było wejście w wiadomości czy może Aiden się odezwał ale nic nie dostałam, trochę się zdziwiłam lecz stwierdziłam że chłopak może śpi, nie chciałam sobie wmawiać różnych rzeczy a tym bardziej aż tak się do niego przywiązać bo nadal nie wiedziałam co on o mnie myśli. Dlatego napisałam do Mayi która jedyna odezwała się o moją pierwszą pracę.

M: jak ci poszło Vic?

V: zostalam pomoc, starszy mezczynza potrzebowal pomocy, dzieki ze pytasz kocham cie!. odezwe sie po.

Wysłałam krótką wiadomość, po czym udałam się do Charliego, stojącego przy drzwiach przekręcając napis zamknięte na otwarte, wiedziałam że zaczyna się stres większy niż brak soku pomarańczowego w lodówce, ale nie to tylko przeszłam więc wiedziałam że dam radę.
Po pierwszych 30 minutach, pierwszy raz zadzwonił dzwonek, gdy ktoś odwiedził kawiarnię, była to młoda kobieta z dwójką dzieci, poprosiła o 2 ciasta, na szczęście wiedziałam które bo często sama je jadłam. Następni klienci poszli jak z górki, Charlie chodził uśmiechnięty, mam nadzieję że to jedynie przez pomoc, mało rozmawialiśmy w trakcie pracy, bo cóż jednak to bardzo popularna kawiarnia. Po godzinie 16 gdy niedługo miałam zbierać się do domu, usłyszałam dzwonek, natychmiast zebrałam się z kantorku, nie chciałam nawet wiedzieć jak wyglądam bo chyba bym się przeraziła, po południu przypomniałam sobie że jestem tu bez makijażu w losowych ubraniach, ale teraz już nic nie mogłam z tym zrobić, dlatego gdy stawiłam się nad blatem, czekałam aż klient się odezwie dopóki nie usłyszałam tych dwóch głupich głosów do których należał Will i Maya.
Hejka Księżniczko, jak w pracy?. — odezwał się pierwszy William, a po chwili Maya dodała.
Martwiliśmy się bo nie odpisywałaś.

Myślałam że nie wytrzymam psychicznie z nimi, chwyciłam się za głowę po słowach blondynki.
Geniuszu w pracy nie mogę używać telefonu. — zastanawiałam się czasami kto jest głupszy ona czy Will. — wracając, w pracy jest dobrze właśnie ją kończę. — powiedziałam spokojnym głosem.
Ooo to świetnie nam się udało. — wesołym tonem głosu powiedział Will, skanując kawiarnie wzrokiem. — Zabierzesz nas do domku?. — zapytał.
A czym wy do cholery przyjechaliście?. — westchnęłam. — albo nie, nie mów. — Teraz wiem ze są na tym samym poziomie głupoty.
Pociągiem. — cicho powiedziała Maya.
Masakra. — złapałam się za głowę. — Nie mam nic innego do wyboru więc was odwiozę, usiądźcie pójdę pożegnać się z szefem.

Natychmiast skierowałam się do kantorka w którym znajdowała się również kanapa na której Charlie odpoczywał, gdy tylko mnie zauważył po mału się podniósł aby dokładnie mnie widzieć.
Będę się już zbierać Charlie, dziękuję za dziś. — skinęłam głową jako podziękowania, gdy ubierałam na siebie bluzę, mężczyzna podniósł się i powiedział.
Ja też dziękuję Victorio, doceniam twoją pomoc i widzę że jesteś dobrym człowiekiem dlatego masz tą pracę, a następny dzień pracy masz jutro o 12 z moim pracownikiem Jackiem.- Nie myślałam że zdobycie pracy będzie takie szybkie, bardzo się ucieszyłam nie kontrolując swoich emocji, rzuciłam się na szyje staruszka. — Tak się cieszę! Dziękuje!. — gdy zdałam sobie co zrobiłam odsunęłam się i zobaczyłam spokojny uśmiech Charliego.
To ja dziękuje, a teraz leć Panienko. — skinął głową po czym usiadł na kanapie, a ja wyszłam do moich przyjaciół, którzy rozmawiali przy stoliku.
Chodźmy — Powiedziałam smutno, chciałam ich trochę nabrać.
Coś się stało Vic? — Zapytała Blondynka, która natychmiast za mną wyszła na dwór, a za nią William.
Nic, muszę wam coś powiedzieć. — westchnęłam, udając bardziej smutna.
No mów, wyrzuć to z siebie. — odezwał się William.
Dostałam tą prace! — Wydarłam się jak tylko oddaliliśmy się od kawiarni Charliego.
Nikt nic nie powiedział, tylko usłyszałam pisk i natychmiast silne ręce które podniosły mnie do góry.

Wtedy nie wiedziałam że ta praca będzie najgorszym co mnie spotkało.

This is about youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz