Kate:
-mamo, co z Marckiem?
-już dobrze, kochanie. Na szczęście to nie był zawał, Marck był przemęczony i zasłabł. Zaraz będziemy mogli go zabrać do domu. Gdzie jest Mike?
-Poszedł do lekarza, aby zapytać o stan jego ojca. Mamo, czy wy nie macie jakiś problemów w firmie? -coś jest tutaj nie tak, od niedawna nikt nam nic nie mówi co się tam dzieje
-nie, nie córeczko. Pójdę po nich i już będziemy się zbierać -wiem, że coś jest nie tak, widać to w tym jak mama ucieka od wypowiedzi.
Po kilku minutach mama wraz z Mikiem i jego rodzicami wyszli z sali. Przywitałam się z nimi i zaprowadziłam do auta. Ustaliliśmy, że Jacob odwiezie rodziców swoim autem a my pojedziemy taksówką. Chciałam jechać osobno, aby móc porozmawiać o planie na to jak wyciągnąć z rodziców jak najwięcej. Jednak nic nie musieliśmy omawiać, bo w taksówce wykonaliśmy kilka telefonów do znajomych z firmy i już wiedzieliśmy co było grane.
-Jakiś bogaty biznesmen kupił trochę udziałów od tego durnia Vincentego i teraz robi wszystko, abyśmy zostali bez niczego.
-Vincent to ten którego chcieliśmy wyrzucić z firmy za korupcje?
-to ten, on nie chce zniszczyć naszych rodziców ale nas Kate. Bóg mi świadkiem, jeśli ci spadnie włos z głowy to go zamorduję. -nie wiedziałam, że może nam grozić jakieś niebezpieczeństwo. Wydaje mi się, że Mike przesadza i to nie jest nikt tak wpływowy.
-przestań, zapewne to jakiś kolejny koleś, który myśli, że może mieć cały świat. Teraz musimy się dowiedzieć wszystkiego. Przejmijmy firmę na jakiś czas, dopóki wszystko nie stanie na nogi. Ja jestem już na końcu drogi w nauce, więc razem damy radę, co?
-myślę, że to dobry pomysł. Tylko, że musimy ich namówić, aby się zgodzili nie wtykać nosa w sprawy firmy, przynajmniej na jakiś czas
Taksówka zatrzymała się przed willami, zapłaciliśmy taksówkarzowi a teraz szliśmy chodniczkiem wokół, którego było mnóstwo zieleni, kwiatów i drzew. Przed naszymi wyprowadzkami, mieszkaliśmy tutaj z rodzicami. Od dziecka byliśmy sąsiadami z Mikiem. Nasi rodzice byli dla siebie bardzo ważni. Gdy już byliśmy w wieku przedszkolnym, ojcowie pozbyli się ogrodzeń między domami, stworzyli jedną bramę, jedno wielkie podwórze. W miejsce dawnych dużych płotów postawili nam letni domek. Z Mikiem przesiadywaliśmy tam mnóstwo godzin, aż do momentu kiedy już byliśmy nastolatkami i nie mieliśmy czasu na nic. Rodzice przesiadywali tam przez dnie, potem kupili wielkie kino domowe i już nie można było ich stamtąd wyciągnąć, więc nasze schadzki odbywały się w moim domu. Mike wchodził przez okna, niczym rodem z romansideł. No cóż, taka miłość. Po wypadku, rodzice więcej czasu przesiadywali w moim domu. Ojciec nie chciał pozwolić na to, aby jego kochany domek stał sam. Pracownicy przenieśli rzeczy teściów do nas i tak oto mamy naszych opiekunów w jednym domu. Drzwi otworzyła nam nasza kochana gosposia.
-Katie! Dziecko moje, jak dawno cię nie widziałam! Mike, chłoptasiu jak mogłeś pozwolić na to aby ona tak schudła! -gosposia przytuliła nas oboje uściskiem misia. -czekają na was w ogrodzie, macie sobie do pogadania, co? Nie kłóćcie się, oni już nie mają tych samych nerwów co kiedyś do was. Przyniosę wam coś do jedzenia
-Dobrze cię widzieć, Maria. Możesz ze sobą zabrać całą lodówkę, moja żona ostatnio jest trochę leniwa i jem wyłącznie pizze.
-Ej! nieprawda! -walnęłam mu w żebro, a on tylko zaczął się śmiać- jeszcze raz a dostaniesz mocniej i niżej -pogroziłam mu palcem i poszłam do ogrodu.