Rozdział 10

460 41 6
                                    

Otworzyłam oczy. Wszędzie ciemno, światła pogaszone. Chcę wstać, ale nie mogę się podnieść, bo ból głowy jest ogromny. Dopiero teraz dochodzi do mnie, że jestem u nas w domu, w naszym łóżku, a obok mnie śpi Mike. Wiem, że bardzo nabroiłam. 

-Mike, obudź się. -z trudnością usiadłam i szturcham go lekko w ramię, budzi się i patrzy na mnie już przytomnym wzrokiem

-Mała, prawie osiwiałem dzisiaj prze ciebie! -wstał i zaczął swoje kazanie -wiesz, jak się martwiłem?! Do cholery, dostałem prawie zawału jak zobaczyłem was leżące na ziemi! Masz zwichniętą i rękę i nogę, bo upadłaś na ręce. A i oczywiście Casey ma te same dolegliwości co ty, pamiętasz chociaż coś? -nic nie odpowiedziałam - no przecież, więc upiłaś się nie aż taką dużą ilością alkoholu i po twoim upadku zaliczyłaś kompletny zgon. Martwiłem się jak cholera!

-Mike, przymknij się! Głowa mi pęka

-no co ty nie powiesz! -zaczął się śmiać i usiadł obok mnie -przepraszam, nie powinnyście tak postąpić, wiesz?

-co z Casey? -mam nadzieję, że nic jej nie jest, nie chcę jej znowu stracić

-wszystko z nią okej, śpią w twojej dawnej sypialni. Przyniosę Ci coś do picia, chcesz coś jeszcze? 

-coś do jedzenia -kiwnął głową i wyszedł. 

Położyłam się z powrotem na plecach. Trzeba się w końcu ogarnąć. Wszystko jest nie tak, żadnego planowania od dziś. Miałam tyle pomysłów a nie zrobiłam nic. Jestem beznadziejna we wszystkim. Dosłownie. Moje myśli powędrowały do życia tych za ścianą. Ciekawe jak by zareagowali gdybyśmy opowiedzieli im o naszym wcześniejszym życiu. Nie wiem czy to był dobry pomysł aby zmienić wszystko o sto osiemdziesiąt stopni. 

-o czym tak myślisz? mogą być kanapki? -kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się na widok tacy ze stosem kanapek, sokiem pomarańczowym i tabletkami na ból głowy

-sama tego nie zjem -wzięłam tabletki i popiłam sokiem, nalałam sobie jeszcze jedną szklankę i wypiłam ją duszkiem, no niestety ale suszy jak cholera -dziękuję -pocałowałam go w policzek i zabrałam się za jedzenie kanapek -jedz ze mną! - powiedziałam z pełną buzią. Nic bardziej nie smakuje jak kanapki zrobione przez Mika

-wcinaj, mała. Mam nadzieję, że ci smakują

-są pyszne! -zjadłam trzy kanapki, popiłam sokiem i odłożyłam naczynia. 

-najedzona? 

-aż za bardzo, dziękuje. Chodźmy spać, widać jak jesteś zmęczony

-nie przespałem kilka godzin przez pewną nieposłuszną kobietę -mrugnął i uśmiechnął się ukazując dołeczki

-nie musiałeś się aż tak poświęcać, ale dziękuje -cmoknęłam go w policzek, lecz Mike w zamian delikatnie mnie do siebie przyciągnął i zaczął całować w szalonym tempie

Nasze ręce błądziły, rzucaliśmy się po całym łóżku. Gorące usta na mojej szyi, ręce wplątane we włosy Mika. Nie skończyło się na pocałunkach..


Obudziłam się, ponieważ okropni bolał mnie kark. Spałam na czymś bardzo twardym. Zaczęłam masować kark, kiedy zorientowałam się, że spałam na klatce Mika. 

-jesteś za twardy -odwróciłam się twarzą i zobaczyłam Mika całego w skowronkach

-to chyba dobrze -zaczęłam się śmiać ze swoich słów, kiedy wpadłam w histeryczny śmiech, ponieważ ten cholerny idiota zaczął mnie gilgotać

-Mike! przestań-mój śmiech zaczął mieszać się z płaczem -Mike! boli! -wyrwałam się z jego objęć i zaczęłam masować żebra

-o cholera! przepraszam! jezu zapomniałem ! Mała, nic ci nie jest? -powiedział z przerażeniem i szybko do mnie podszedł

-jesteś cholernym idiotą! Idę na kawę, wrócę za niedługo -wyszłam z sypialni trzaskając drzwiami.

Ciepła kąpiel, czyste ubrania. delikatny make up, ładne włosy. To czego potrzebowałam. Wyszłam z łazienki , założyłam trampki uważając za opuchniętą nogę, zabrałam torebkę z komody i wyszłam. Tak naprawdę, to nie musiałam krzyczeć na Mika. Potrzebuję chwili spokoju, bo pewnie będę teraz obiektem chronionym w całej rodzinie i wśród znajomych.. Muszę pomyśleć nad tym co robić dalej, jak mam to wszystko poukładać. Najbliższa kawiarnia znajdowała się kawałek od domu, normalnie doszłabym w jakieś pięć minut, ale ze skręconą kostką chyba jakieś piętnaście. 

-dzień dobry, co podać? -zapytała miła czarnowłosa

-poproszę waniliową kawę z bitą śmietaną i tartę z malinami

-oczywiście, proszę chwilkę poczekać. 

Dostałam swoją kawę i ciasto, zapłaciłam i szłam do najintymniejszego stoika w rogu sali. Ciepła kawa zawsze pomaga. Co ja mam robić? Czy nasz aktualny związek z Mikiem,to taki układ na chwilę czy jak? Miał być ślub, przepisanie po połowie firmy i rozwód z winy dwóch stron. Teraz też mamy takie plany? Ogarniemy firmę i rozejdziemy się w swoje strony? Najważniejsze są uczucia, a ja nie wiem co czuje.. Kocham Mika, nie wiem czy to z przyzwyczajenia czy z miłości. Nie wyobrażam sobie życia bez niego, lecz czuje wewnętrzny niepokój, że może nam się nie udać. W sumie, to dlaczego miałoby nam się nie udać, do cholery?! Nie wiem co mi się dzieje dzisiaj. Powinnam wracać do domu i pogadać z Casey. Nie mam siły na powrót do domu na nogach, zamówię taksówkę. Tak... taksówka na kilka metrów- genialne! Wybrałam numer do Mika. Zapewnił mnie, że za chwilę. Zamówiłam jeszcze cztery kawy i słodkości na wynos i wyszłam na zewnątrz, lecz nigdzie nie widziałam naszego auta. Zaczęłam więc iść w stronę domu. 

-Ej, mała! Może potrzebujesz podwózki? -Już się cieszyłam, że to Mike, gdy okazało się, że to Chris.

-Nie, dzięki. Mike już po mnie przyjedzie -uśmiechnęłam się i wyszukiwałam oczami Mika

-Nic nie mówił, że jedzie po ciebie. Miał jechać załatwić jakąś sprawę, ale skoro nie, to nie. -mrugnął oczkiem i odjechał z piskiem opon. Swoją drogo to ciekawe gdzie był o tak wczesnej porze. 

-Kate! -usłyszałam za sobą, odwróciłam się i zobaczyłam Mika biegnącego z bukietem czerwonych róż- Mała, tak bardzo cie przepraszam. Jestem taki głupi! Idiota ze mnie! 

-Jezu, przecież nic się nie stało. Nie sraj! -zaczęłam się z niego nabijać, i wtuliłam się w niego, uważając na kwiaty i kawę

-kobieto! nie zostawiaj mnie tak więcej! Dość, że napalony, to jeszcze wkurwiony na siebie

-zróbmy coś z tym -mrugnęłam porozumiewawczo i pociągnęłam Mika do auta. 


JUST MARRIEDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz