Rozdział 8

757 56 7
                                    

Cassey to blondynka mojego wzrostu a Colin to brunet wzrostu Mika. Ta para to takie odzwierciedlenie nas. Po przywitaniu, usiedliśmy przy stoliku i zaczęliśmy wybierać dania, lecz ja miałam lepszy pomysł, aby spędzić ten czas.

-Mam świetny pomysł! -kolejny świetny pomysł naszej Kate? -powiedział Colin, a mi wróciły wspomnienia naszej paczki

-nie.. znaczy tak! Chodźmy na jakąś pizze, piwo, tak jak za dawnych lat

-to lepszy pomysł niż siedzenie w tej ekskluzywnej restauracji -Cassey zaakcentowała dwa ostatnie słowa i wywinęła język w obrzydzeniu

-sama chciałaś taki lokal! -odgryzł się Colin, zapewne to on wybierał miejscówkę

-dobra, dobra! koniec już, zbierajmy się. Znam świetne miejsce z najlepsza pizzą w mieście -Mike uspokoił naszą dwójkę, zebraliśmy nasze rzeczy, podziękowaliśmy i wyszliśmy. Tak ja mówił, zabrał nas do najlepszej pizzerii w mieście, zamówiliśmy pizze i kupiliśmy piwo na wynos. Stwierdziliśmy, że pójdziemy do parku, aby móc spokojnie pogadać. Na środku parku jest wielka podświetlana fontanna, w tle słychać jakąś spokojną muzykę, idealne miejsce. 

-Jak to się w ogóle stało, że będziemy razem pracować? -zapytałam, jedząc pizze 

-mój tata kupił te udziały dla swojej działalności, ale zachorował i teraz ja mam te udziały -odpowiedział Colin -nie mogłem być na spotkaniu w sprawie wpisania mi udziałów, więc Cassey poszła za mnie i tak oto, to ona jest waszym współudziałowcem

-nadal nie mogę uwierzyć w to, że będziemy pracować ze swoimi byłymi! -naśmiewał się Mike, za co spiorunowałam go wzrokiem -no co?! przecież kiedyś tak jakby tworzyliśmy taki jakby czworokącik 

-nie tak jakby, tylko tworzyliśmy -dopowiedział Colin -pamiętacie zabawy z kostkami lodu?

Zabawa z kostkami lodu polegała na tym, aby podawać sobie kostkę lodu z ust do ust, przy okazji sie całując

-pewnie, to było coś! -Cassey skomentowała. 

-taka masowa orgia -naśmiewałam się -dobrze, że nasi rodzice pozwalali nam jeździć razem ze sobą na wakacje w liceum

-liceum, to było coś.

Z Cassey i Colinem poznaliśmy się w liceum. Oni byli tak jakby przyjaciółmi, ale też trochę parą -tak samo jak my z Mikiem. Cassey i ja jesteśmy z tego samego wieku, dlatego chodziliśmy do tej samej klasy, tak samo jak chłopcy. Robiliśmy wszystko razem, dlatego w pewnym czasie "bawiliśmy" się w takie i inne rzeczy. Były podwójne randki, całowanie w czworokącie, macanki i tego typu rzeczy. 

-fajnie byłoby tam wrócić, tamte czasy były takie szalone, wtedy najważniejszą rzeczą było czy forsę wydać na fajki czy wódę, nie to co teraz -zwierzyła się blondynka

-w sumie, to możemy jeszcze poimprezować wspólnie, w tygodniu praca a w weekendy spoko imprezy, co wy na to? -zaproponował Colin

-super byłoby wrócić chociaż trochę do tamtych czasów

-zgadzam się z Kate, na początku zacznijmy może od wspólnej kolacji a potem będziemy myśleć nad imprezami -Mike jak zawsze rozsądny 

-zapraszamy do nas, przyjdźcie w sobotę, albo w piątek i zostańcie u nas do niedzieli, co? -zaproponowałam, ponieważ to świetny pomysł

-pewnie! teraz już musimy się zbierać, spotkajmy się jutro na obiedzie, dogadamy, to czego dzisiaj nie dogadaliśmy -Cassey zeszła z ławki, Colin poszedł w jej ślady, stanął za nią i mocno ją przytulił 

-to do zobaczenia jutro, miło was widzieć tak siebie kochających -Mike mocno mnie przytulił i pocałował ukradkiem -Mike! jak my teraz wrócimy do domu? piłeś te piwo?

-spokojnie, mała. Nie piłem, podwieziemy was. Auto jest niedaleko, chodźmy. 

Wszyscy pomaszerowaliśmy do auta. Znaczy.. wcale nie maszerowaliśmy. Ja i Cassey miałyśmy tak wysokie szpilki, że nawet kilka kroków po piwach nie było łatwe. Nasi kochani mężowie przerzucili sobie nas przez ramię i nieśli tak przez spory kawał drogi. Co chwila coś sobie przypominaliśmy i śmialiśmy się z siebie, co chwila Mike i Colin nas klepali po tyłkach- oczywiście każdy swoją żonę. Potem, Mike podwiózł naszą parę na jakiś przystanek autobusowy, ponieważ chcieli się jeszcze przejść-zapewne mają ochotę na jakiś numerek w krzakach. Pożegnaliśmy się i odjechaliśmy. Byłam tak zmęczona, że usnęłam i przebudziłam się dopiero, gdy Mike trzasnął drzwiami od swojej strony. Nie chciałam się ujawniać z tym, że już nie śpię, wiec udawałam, aby sprawdzić co zrobi Mike. Otworzył drzwi, delikatnie odpiął mój pas, dwoma rękoma wyciągnął mnie z auta , nie wiem jakim cudem ze mną na rękach zdołał jeszcze zamknąć auto i otworzyć dom. Weszliśmy do domu, oczywiście cały czas udawałam, że śpię. Mój kochany księciunio wszedł do sypialni, bardzo delikatnie mnie położył, w ciszy rozebrał siebie i mnie, potem ułożył się na moich piersiach, mocno przytulił, pocałował w czoło i szepnął:

-kocham cię mała, kolorowych -jeszcze raz nachylił się i cmoknął mnie w czoło

-ja ciebie też, mój rycerzu- odszepnęłam i jeszcze mocniej go przytuliłam. Tak wtuleni w siebie spaliśmy aż do momentu kiedy odezwał się mój telefon, nieznany numer, czwarta nad ranem

-halo?

-halo! tu.. Cas! Colin przestań! -słyszałam śmiech Colina i w sumie nie wiedziałam czy mi się to śni czy nie

-Cassey, po co dzwonisz do mnie o czwartej? 

-przepraszam cię, ale nie wiemy gdzie jesteśmy, Colin zgubił portfel i mamy tylko telefon 

-pojadę po nich,  niech przyślą jakiś opis tego co się tam znajduje -Mike usłyszał naszą rozmowę 

-dzięki Mike! zaraz przyśle zdjęcia -krzyknęła Cas i rozłączyła się

-Boże, czy oni coś brali? Za niedługo będę, śpij. 

-czekam na ciebie. 

Usłyszałam trzaśnięcie drzwi i głos silnika. Nie mogłam usnąć, więc poszłam do łazienki a potem po herbatę dla mnie i Mika. Włączyłam telewizję na kanale muzycznym i postanowiłam czekać. Niestety zmęczenie było silniejsze. Czułam tylko jak Mike kładzie mnie na łóżko, całuje, mówiąc "dziękuje za herbatę, mała, kolorowych" 


Jest i kolejny! :D Na początku przepraszam za błędy! dziękuje wam za gwiazdki i komentarze <3 Miło by było gdybyście podzielili się ze mną  opinią <-więc do dzieła! -> Komentujcie <3 :D do następnego ;**

JUST MARRIEDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz