prolog

220 8 0
                                    

Po śmierci Chucka, która przyszła tak niespodziewanie, nikt nie spodziewał się, że jeszcze coś miał się zdarzyć. A jednak, stojąc tam i patrząc na załamanego Thomasa, Jenna dostrzegła, że ktoś nagle wtargnął do całego budynku i skierował się w jej stronę. Chciała uciec, ale coś ją przed tym powstrzymało, nogi odmówiły jej posłuszeństwa. W głowie jej szumiało, gdy ktoś nagle złapał ją za nadgarstek. Zdezorientowana, spojrzała na niewiele starszego od siebie chłopaka, który zaczął ciągnąć ją w jakimś kierunku.

- Pomogę ci, tylko mi zaufaj.

Zaufała, tak po prostu, tak normalnie.

Spojrzała jeszcze na swoich przyjaciół, których zabierali inni, a potem dała się ciągnąć chłopakowi za sobą, w zupełnie odwrotną stronę do innych. Nie myślała wtedy zbyt racjonalnie, była za bardzo zdezorientowana, roztrzęsiona... Nie wiedziała, co robiła.

- Gdzie idziemy? Kim jesteś? - spytała nagle, zatrzymując się gwałtownie, co nieco go zdziwiło. Spojrzał w jej stronę trochę spanikowany.

- Wszystko ci powiem, ale nie teraz. Musimy stąd uciekać, natychmiast. Póki nas nie widzą. - powiedział pospiesznie, chcąc ponownie złapać ją za rękę. Ona się jednak odsunęła, uświadamiając sobie, że tak naprawdę nawet go nie znała. - Nie zrobię ci krzywdy, obiecuję, ale musisz ze mną współpracować.

- Chcę wiedzieć wszystko, bez wyjątków.

Pokiwał głową, po czym oboje schowali się w jakimś zaułku. Dziewczyna odnosiła wrażenie, że dobrze wiedział, gdzie był, gdzie co jest i co robić. Sama nie wiedziała, dlaczego dała mu się "porwać", zaczynała żałować, ale było już za późno.

Wreszcie odgłosy ucichły, helikopter odleciał, a oni wyszli z ukrycia. David, bo tak miał na imię ów chłopak, odetchnął z ulgą, ściągając z siebie maskę. Jenna prędko dostrzegła przystojną twarz chłopaka, jego kręcone, bujne, brązowe loki i zielone oczy.

- Dobra, kompletnie nie mam pojęcia, o co tu chodzi ani kim jesteś i dlaczego się zgodziłam z tobą pójść. Chcę tylko wiedzieć, gdzie jest reszta?

- Zabrali ich do siedziby DRESZCZu. - oznajmił od razu David, nie zamierzając kłamać w tamtej sprawie. Ona i tak by się o wszystkim dowiedziała prędzej, czy później.

- Okey, dobra. - przytaknęła, wzdychając głośno. Spojrzała w dół, próbując to wszystko do siebie przyswoić. - Czyli dla nich pracujesz?

- Już nie. - zaprzeczył od razu, nie chcąc, by go z nimi kojarzono. Fakt, przez pewien czas naprawdę dla nich pracował, ale nie mógł robić tego dłużej. - Opowiem ci jeszcze wszystko, Jenna, ale najpierw musimy się stąd zmywać.

- Skąd znasz...? - zaczęła, wskazując w jego kierunku. Zaraz jednak pokręciła głową sama do siebie, uświadamiając sobie, że przecież mógł ją znać. Mogła spodziewać się wszystkiego. - Dobra, mniejsza. Gdzie chcesz mnie zabrać? Masz jakiś plan? Pomożemy im? To moja rodzina.

David nie odpowiedział, ale to było wystarczającą odpowiedzią. Jenna złapała się za czoło, siadając na ziemi z emocji, które zaczęły się w niej kumulować. Już sama nie wiedziała, czy żałować decyzji pójścia z nim, czy tego, że mogła być teraz w siedzibie DRESZCZu, który wymyślił to wszystko.

~*~

Kilka tygodni później

Ciemność.

Jedyne, co widziała, to ciemność. A chwilę później przed jej oczami zaczęły mrugać czerwone i niebieskie światła. Serce zaczęło walić jej nagle w piersi, gdy zrozumiała, że kierowała się do góry. Rozejrzała się w panice po wnętrzu, stwierdzając, że była w jakiejś windzie, klatce.

Miała w głowie wiele pytań, a żadnej odpowiedzi. Oddech przyspieszył, plecy zderzyły się z jedną ze ścian. Bała się.

Coś nagle głośno chrumknęło około niej, a całą przestrzeń rozdarł krzyk. Odsunęła się, jak najbardziej w kąt i przyciągnęła nogi po samą brodę.

Co w ogóle tam robiła? Jak się tam znalazła? Gdzie ją wywozili? A przede wszystkim, jak miała na imię?

Cisza - przerywana przez jej szybki oddech - została przerwana przez nagły alarm. Winda zaczęła jeszcze szybciej jechać w górę, aż nagle...

Wszystko ucichło.

Dziewczyna otworzyła oczy i rozejrzała się ponownie po wnętrzu. Zaraz jednak poczuła świeże powietrze, a pierwsze promienie słońca otuliły jej twarz i resztę ciała. Spojrzała w górę, od razu zauważając kilku chłopaków stojących nad nią.

- To dziewczyna! - zawołał ktoś, a ona zmarszczyła brwi.

- Newt!

- Newt. - mruknęła Jenna, zrywając się do siadu po kolejnym tego typu śnie. To nie był pierwszy raz, kiedy śniła się jej strefa, wszyscy ci chłopcy, klatka...

- Kolejny koszmar? - spytał Dave, wchodząc do niewielkiego pomieszczeniu, gdzie spała dziewczyna. Postawił kubek z herbatą na stolik obok i usiadł na skraju łóżka, na którym wciąż leżała.

- Taa. - przytaknęła, biorąc kubek do rąk i upijając z niego łyk. - Moja ulubiona, dziękuję, Dave. - dodała ze szczerym uśmiechem, obejmując kubek dłońmi. - Co noc śni mi się to samo, mam tego dość. Najpierw winda, Newt i cała reszta, strefa... To naprawdę dobija człowieka, szczególnie że nie wiem, czy wciąż żyją. Zabrałeś mnie od nich i już ich nie widziałam.

- Wiem, że masz mi to za złe, ale wiedz, że zrobiłem to dla twojego dobra. - odezwał się, spuszczając nieco głowę w dół. Pamiętał z każdym detalem, kiedy zabrał ją od reszty, posiniaczoną, obolałą, brudną od krwi, przestraszoną.

Teraz to już nie była ta sama Jenna, którą wtedy poznał. Zmieniła się i sam uważał, że na lepsze. Wciąż jednak coś pozostawało bez zmian - świadomość, że gdzieś tam byli jej przyjaciele ze strefy.

- Ubierz się, to pójdziemy po jakieś jedzenie. Tu niedaleko jest centrum handlowe, coś tam powinno być.

- Daj mi dziesięć minut. - powiedziała, podnosząc się z łóżka, a on razem z nią. Uśmiechnęła się do niego ciepło, wzięła swoje rzeczy i poszła do łazienki, by się przebrać.

Co prawda, nie było tam za czysto, ale co lepszego mieli do oferty, skoro znaleźli się tam przez przypadek, kiedy uciekali przez poparzeńcami?

Uciekaj, walcz, przeżyj Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz