rozdział 10

68 3 0
                                    

- Niech odjedzie! - zawołała Sonya, machając do kierowcy, żeby trochę odjechał z drogi. Ten od razu to zrobił, ukazując im tym samym dalszy przejazd.

Zaraz wszyscy dostrzegli kilka samochodów i kilkunastu ludzi z bronią. I choć nie wyglądali w tamtym momencie na zbyt przyjaznych, Jenna czuła, że mogła im w jakimś stopniu zaufać. Wyglądali przecież jak oni, jak nastolatkowie, którymi byli.

- Zabieramy ich do bazy. - powiedziała Harriet, idąc wraz ze swoją przyjaciółką i Arisem przed siebie, podczas gdy cała reszta podążała tuż za nimi, jak potulne pieski.

- Jak tu dotarłyście? - spytał chłopak, niezwykle tego wtedy ciekawy. Wciąż nie mógł uwierzyć, że nie był sam, że ktoś jeszcze z jego grupy żył i to nie w siedzibie DRESZCZu.

Jenna spojrzała na Thomasa, równając z nim kroku. Widziała pewne obawy w jego spojrzeniu, więc od razu złapała go za dłoń, chcąc dodać mu trochę otuchy. Zdawała sobie sprawę, że był tylko zagubionym nastolatkiem, na którego spadła cała odpowiedzialność za grupę, za dowodzenie...

- Wszystko będzie dobrze, Tommy. - mruknęła cicho, szturchając go łokciem w bok. Spojrzała na niego z szerokim uśmiechem, chcąc dodać mu trochę otuchy. - Uśmiechnij się.

- Dlaczego ty masz tyle wiary w sobie? - spytał, najzwyczajniej w świecie ciekawy, skąd brała tą całą odwagę, to całe zaufanie do ludzi... Nie mógł uwierzyć, że przychodziło jej to z taką łatwością.

- Bo czasami warto wierzyć.

- Odbiło nas Prawe Ramię. - oznajmiła Harriet nagle, podchodząc do jego ze samochodów. Thomas i Jenna natychmiast do niej podeszli, dopiero wtedy uświadamiając sobie, na kogo trafili.

- Co? - spytał zdezorientowany chłopak, stając a dziewczyną twarzą w twarz. - Prawe Ramię? Wiecie, gdzie są?

Harriet nie odpowiedziała, a zamiast tego uśmiechnęła się pod nosem, otwierając im drzwi do jednego ze samochodów.

- Wskakujcie.

~*~

Jenna siedziała wtulona w Davida przez całą drogę do obozu Prawego Ramienia. Czuła dziwną ekscytację, kiedy tam jechali, ale żadne z nich nawet nie odezwało się na ten temat. Chłopak jednak widział, że coś leżało na rzeczy i co chwilę głaskał ją po głowie, choć wcale nie było to potrzebne. Właściwie, sam chciał się uspokoić przed ponownym spotkaniem z pewną osobą.

Wreszcie samochody zatrzymały się, a oni w spokoju mogli wysiąść i przyjrzeć się wszystkim tym osobom, które się tam znajdowały. Delikatne uśmiechy pojawiły się na ich twarzach, kiedy zobaczyli, jak dużo ich tam było i jak wielki obóz w ogóle mieli.

- Planowali to od ponad roku. - oznajmiła Harriet, idąc na przedzie całej grupy. - To wszystko dla nas. - dodała, odwracając się na chwilę w ich stronę.

- Trafiliście w samą porę, bo o świcie ruszamy. - dodała Sonya, zerkając ukradkiem na Minho, który szedł najbliżej niej. - Gdzie jest Vince? - spytała, kiedy przechodzili koło jakichś ludzi. I to do nich też się zwróciła.

- Chyba tam. - odparł jeden z mężczyzn, wskazując w jakimś kierunku, gdzie ostatnim razem widział ów mężczyznę.

- Kim jest Vince? - spytał Thomas, podchodząc bliżej do blondynki, by się czegoś dowiedzieć.

- Od niego zależy, czy was zabierzemy. - odpowiedziała mu Harriet zgodnie z prawdą, gdzieś w głębi duszy wierząc, że jednak ich wezmą w swoje szeregi.

- Czyli może się nie zgodzić? - odezwała się Jenna, na co obie dziewczyny pokiwały tylko głowami. Nastolatka westchnęła ciężko, uświadamiając sobie, że przecież mogli ich wygonić stamtąd w każdej chwili.

Uciekaj, walcz, przeżyj Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz