rozdział 8

87 4 4
                                    

Zatłoczone ulice były dla całej grupy dość niecodziennym widokiem, bo tak naprawdę byli w takim miejscu po raz pierwszy. Jenna nieustannie szła przed siebie, starając nie pokazać po sobie, jak bardzo bała się o Thomasa i Brendę. Tuż koło niej szli Newt i Dave, którzy cały czas obserwowali, czy było z z nią w porządku.

- Co z Thomasem? Gdzie oni są? - spytał Newt, martwiąc się o przyjaciela. Idąca obok niego dziewczyna złapała go za dłoń, ściskając mocno.

- To się robi denerwujące, Newt. - mruknęła rozbawiona. Chłopak pytał o to samo kolejny już raz, a odpowiedź za każdym razem była taka sama. - Thomas da sobie radę.

- A Brenda wie, gdzie iść. - dodał Jorge, zerkając na nich przez ramię. Zaraz wrócił wzorkiem przed siebie, by nigdzie się nie zgubić.

- A chociaż my wiemy, gdzie zmierzamy? - odezwał się Minho, marszcząc brwi. Nie ufał Jorge, podobnie do całej reszty, i to, że w ogóle z nim szli, że dali mu się prowadzić, graniczyło z cudem.

- Chłopaki, przestańcie w końcu. - powiedziała Jenna, którą męczyło już to ciągłe pytanie. Sama miała wiele pytań w głowie, ale nie wypowiadała ich głośno, wiedząc, że prędzej czy później i tak wszystkiego się dowiedzą. - Ja też chciałabym wiedzieć, ale im częściej pytacie, tym mniej odpowiedzi uzyskujecie. To jest naprawdę denerwujące, gdy któryś z was znów się odzywa.

- Czy ona nas obraża? - spytał cicho Minho, nachylając się do swojego przyjaciela. Zaraz dostał za to w głowę, za którą się złapał. - Za co?

- Dlaczego ja się z wami zadaję w ogóle, co?

Jenna puściła dłoń Newta i zrównała kroku z Jorge. Wbrew pozorom, miała w planach dowiedzieć się czegokolwiek od mężczyzny, bo zdawała sobie sprawę, że wiedział więcej, niż oni wszyscy razem wzięci.

- To do kogo tak naprawdę zmierzamy? - spytała, zerkając na mężczyznę ukradkiem. Ten odwrócił się do niej, ale z jakąś obojętnością.

- Do największego szmatławca, jakiego widział ten świat. - odparł, zaciskając dłonie w pięści. W jego głosie można było wyczuć złowrogą nutę.

- Świetnie.

- Ale na szczęście ma dla nas kilka informacji, które mogą się nam przydać. - dodał już z jakąś radością, na co Jenna pokiwała głową na znak, że rozumiała. Skoro tak mówił, to musiało być to prawdą.

A bynajmniej chciała w to wierzyć.

~*~

Po jakże długich minutach wreszcie stanęli pod jakimś lokalem. Ale cały budynek nie wzbudzał za miłych skojarzeń. Był w kolorach zgniłej zieleni, a wokół niego kręcili się obrzydliwi uliczni mężczyźni, chwiejący się na nogach i ubrani w obskurne stroje. Patrzyli na całą grupę, uśmiechając się pogardliwie na zamianę warcząc na nich i sycząc groźnie.

- Pytajcie o Marcusa. - oznajmił Jorge, zatrzymując się tuż przed wejściem. Odwrócił się do pozostałych przodem, patrząc po nich wszystkich. - I pod żadnym pozorem nie bierzcie nic do ust. Kompletnie niczego. - dodał z naciskiem, na co zmarszczyli brwi. - Tutaj we wszystkim możecie znaleźć narkotyki. Nie zamierzam robić za waszą niańkę, więc nie pakujcie nic do jęzorów.

- Czyli Marcus, zakodowane. - powiedziała Jenna, podchodząc o krok do mężczyzny. Patrzyła na niego, a on, trochę zmieszany jej spojrzeniem, zerknął na Davida. - Idę z tobą. We dwójkę będzie raźniej. - dodała, uśmiechając się delikatnie, co nieco go przeraziło. Zaraz odwróciła się do swoich przyjaciół. - I wy też dobierzcie się w pary. Będzie bezpieczniej. A jeśli któryś z was się nachleje, to osobiście skopię wam tyłki.

Uciekaj, walcz, przeżyj Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz