Rozdział 20

52 6 1
                                        

Damon Marsson 

Próbowałem się skupić na pracy. Naprawdę się starałem. Mimo to co chwilę łapałem się na zupełnie innych myślach. Kiedy dziewczyna wczoraj zadzwoniła do mnie z informacją, że przyjedziesz do Nowego Jorku, z trudem panowałem nad pokazaniem jej jak bardzo się z tego cieszę. Jakimś cudem udało mi się zachować spokój. Być może Miri mogła zainterpretować to nawet, jako oziębłość. W stosunku do niej nie potrafię taki być. 

Mimo to jak bardzo dojrzałem, to jedno nie uległo zmianie. Przy niej się nie wywyższam. Miri jest jedyną osobą, którą traktuję na równi ze sobą. Zresztą nie łudzę się, że nagle rzuci mi się w ramiona i będzie chciał ze mną być. To jest nierealne. Nie zmienia to jednak tego, że nie ma mowy, żebym puścił ją samopas na poszukiwanie biologicznych rodziców. Przecież mogą być niebezpieczni.

Dopiero po chwili dotarło do mnie, jak niedorzecznie to brzmi. W końcu na mój widok wszyscy drżą. Oczywiście nie tak bardzo, jak na spotkanie z moim ojcem, ale zawszę coś. Chyba to zasługa koloru naszych oczu. W końcu są niemal czarne. 

Spojrzałem na zegarek, żeby z rozczarowaniem ujrzeć, że nadal jest wcześnie. Czemu kiedy czas ma płynąć szybko, ten na złość wlecze się jak starsza pani na pasach. 

- Przyniosłam dokumenty, które chciał pan przejrzeć.

- Zostaw je na biurku.

Nawet na nią nie spojrzałem. Miałem dużo ważniejsze sprawy na głowie. Na przykład znalezienie restauracji, która dowiózłaby mi do mieszkania, jakiś dobry obiad. W końcu Mireya pewnie będzie głodna po podróży. Sęk w tym, że jest tak spory wybór, iż nie mogę się zdecydować. Znam Mireyę bardzo dobrze. Mimo to, wybranie czegoś odpowiedniego nie jest takie proste. Musi być idealnie. 

- Mam coś jeszcze zrobić?

Podniosłem wzrok na Azre. Byłem pewny, że wyszła. Zazwyczaj robi to od razu po wykonaniu polecenia. Później siada przy biurku, wraca do wykonywania swoich obowiązków, aż nie zlecę jej kolejnego zadania. Oczywiście nie omieszka dodać, jakieś kąśliwej uwagi w moim kierunku.

- Nie. 

Stwierdziłem krótko i wróciłem do szukania. Ostatecznie za pomocą aplikacji zamówiłem kilka różnych dań z dwóch restauracji, a może trzech? Nie byłem do końca pewny. Najważniejsze jednak, że pamiętałem przy tym o deserze. 

Może kupiłbym jej jakiś prezent. Tylko jaki? Kwiaty odpadają, mogłaby to błędnie zinterpretować, albo się wycofać. Z czego ta druga opcja jest znacznie gorsza. Muszę sprawić, żeby czuła się w moim towarzystwie dobrze, tak jak było wcześniej. A następnie, żeby ujrzała we mnie mężczyzn a nie kuzyna, którym do kurwy nędzy nie jestem.

- Panie Damon. - spiąłem się, gdy kobieta dotknęła mojego ramienia. - Chciałam zapytać czy zrobić panu kawę?

Zmarszczyłem brwi. Teoretycznie miałem dużo pracy, zwłaszcza patrząc na to jak wczesna była pora. Z drugiej odczuwałem ogromną potrzebę, żeby stąd wyjść i kupić Mireyii coś odpowiedniego. Może farby? Tylko ona chyba już nie maluję. Pluszak byłby groteskowy. W końcu nie jest dzieckiem. Zresztą chyba nawet jako dziecko za nimi nie przepadała. Przynajmniej ja nie przypominam siebie, żeby jakiegoś miała. A może… Tak to będzie idealne. 

Wstałem gwałtownie, przez co zaskoczona kobieta zrobiła dwa kroki do tyłu. Po raz kolejny zapominając o jej obecności.

- Nie trzeba. - kiedy byłem przy drzwiach,  natychmiast zrozumiałem swój błąd. Przecież nie mogę jej zostawić w moim gabinecie, w którym znajduję się sporo dokumentacji, której nie powinna oglądać. W końcu nie mogę zapomnieć o tym, że już jedna z najszczęście byłych, pracowników mnie oszukała i przysporzyła kłopotów jednej z firm ojca. Nie mogę popełniać błędów. Błędy kosztują życie. - Wyjdź.

Dzieci Mafii 2 [18+] (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz