Rozdział 55

40 5 0
                                    

Mia Darkness

Patrzyłam na chłopaka z pobłażaniem. Od kilku minut bezskutecznie szarpał się z krawatem. Ledwo hamowałam śmiech, gdy piąty raz w przeciągu kilku minut w złości odwiązał go i rzucił na podłogę. Oparłam się ramieniem o framugę drzwi do łazienki.

- Co ten biedny krawat ci zrobił?

- To nie jest zabawne.

- Trochę jest. Potrzebujesz pomocy?

Przytaknął, więc podeszłam do niego i podniosłam element garderoby, który sprawiał mu aż takie trudności. Zarzuciłam mu go na szyję i zrobiłam prawidłowy węzeł.

- Jakbyś był bardziej cierpliwy to sam byś to rozgryzł.

- Według mnie byłem wystarczająco długo cierpliwy. 

Posmutniał. Każdy z nas był zmęczony. Po stracie rodziców ludzie Azry zabrali nas na lotnisko. Ryanowi przez całą drogę było nie dobrze i kręciło mu się w głowie. Jak się okazało miał wstrząśnienie mózgu. O czym dowiedzieliśmy się dopiero na miejscu. Żadne z nas nie rozumiało zachowania Damona. Przez cały czas był cicho. Każdy z nas przeżywał stratę na swój sposób. U Ryana objawiało się to złością. Co tyczy się mnie nie mogłam w to uwierzyć. Nie czułam nawet smutku. Po prostu mój mózg nie był w stanie przetworzyć informacji, że oni nie żyją. Miałam wrażenie, że ich koniec był snem i nie wydarzył się naprawdę. Aż pewnej nocy, gdy obudziłam się, spojrzała w sufit i zaczęłam płakać. Morser przytulił mnie i tak spędziliśmy kilka godzin.

Straciłam możliwość odbudowania relacji z rodzicami. Być może nigdy by się nie to zmieniło i nasz kontakt urwał by się na lata. Jednak tego nigdy się nie dowiem. Odebrano mi tą możliwość. 

- Jeszcze trochę. Tyle wytrzymasz.

Pogładziłam go po twarzy czując pod palcami zarost. Przecież miał się ogolić. 

- Nie mam większego wyboru. Chociaż byłoby łatwiej, gdyby Damon powiedział czemu musieliśmy na to czekać prawie dwa lata.

Wzruszyłam ramionami. Sama tego nie rozumiałam. Mimo wszystko ufam kuzynowi i wiem, że musiał mieć istotny powód. Być może z zewnątrz wyglądał jakby wszystko co się stało go nie ruszyło, jednak wiedziałam od Mireya, jak bardzo go to dotknęło. Czuł się winny. Chociaż równie dobrze, to my mogliśmy się bardziej zaangażować w poszukiwanie Klottropa i walce z Treasons. Albo chociaż powiadomić o tym rodziców. Choć jestem pewna, że wiedzieli tylko chcieli pozwolić nam samym to załatwić. W końcu przekazali nam władzę, bo nam ufali. Nawet mi.

Po miesiącu dostałam list, który miał krótką aczkolwiek treściwą informacje. Rodzice brali pod uwagę swoją śmierć, dlatego przygotowali akt własności do klubu i przekazali wszystko mi swojej jedynej córce. Nawet dali dostęp do zagranicznych kont. Których do tej pory zawartości nie sprawdziłam. Nie miałam na to ochoty. Co do klubu zaznaczyli, że mogę go nawet zburzyć i w pełni to zrozumieją. To był też pierwszy raz kiedy powiedzieli mi, a bardziej napisali, że mnie kochają. 

Po takim wyznaniu ciężko mi było dojść do porządku. Nie mogłam przestać myśleć dlaczego nie zrobili tego wcześniej, na żywo. Aż zrozumiałam, że zawszę bardziej skupiali się na zadaniach. Okazywanie mi zaufania, gdy wyjeżdżałam do Nowego Jorku, troska o moje bezpieczeństwo. Dawanie wolnej ręki w decydowaniu co chcę robić w życiu. To było ich kochamy cię. Szkoda tylko, że ja tak tego nie odbierałam.

- Wszystko w porządku?

Wzdrygnęłam się, gdy położył mi rękę na ramieniu

- Tak. 

Dzieci Mafii 2 [18+] (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz