Od wojny z Ludźmi Nieba minął spory szmat czasu, a dokładniej mówiąc 15 lat. Cały klan Omaticaya żył w spokoju, bez obaw o następne wojny na którzych mogliby stracić rodzinę lub swoich bliskich.
Cały lud tylko śnił o tym, aby nigdy więcej nie przyszło im mierzyć się z tymi demonami, gdyż jednak w końcu...
Trzeba się obudzić.POV. NETEYAM
Wstałem dzisiaj wyjątkowo późno jak na mnie,
było już po śniadaniu.~No to faktycznie sobie zjadłem-pomyślałem lekko zdenerwowany na samego siebie.
Jednak wczorajszy dzień był ciężki i wciąż jeszcze nie do końca się po nim pozbierałem, chodź nie ukrywam taki odpoczynek mi się przydał.
DZIEŃ WCZEŚNIEJ
-Dawaj lecimy do nich na dół!!- wykrzyczał w stronę Neteyama, Lo'ak który leciał na swojej Zmorze.
-Nie ma mowy! Ojciec nas zabije!- odkrzyknął Neteyam do brata.
-No dawaj stary, nie bądź mięczak!- krzyknął po czym poleciał na pole bitwy.Neteyam niedowierzając w to jak głupiego ma brata odrazu udał się za nim, aby go powstrzymać, jednak na nic się to zdało.
Neteyam jest najstarszy z całego rodzeństwa przez co czuje się za wszystkich odpowiedzialny. Zawsze kiedy młodsze rodzeństwo, a w szczególności Lo'ak coś odwali, ten bierze na siebie cała winę. Czasem go już to przytłacza, jednak wie, że musi tak postępować bo jest najstarszy.Obaj Na'vi wylądowali, Neteyam odrazu udał się w kierunku Lo'aka, który już trzymał w rękach broń. Brat podbiegł do niego i odrazu powiedział:
-I tak z tego nie strzelisz jełopie.- przewrócił oczami.
-A właśnie, że tak! Tata mnie uczył- chłopiec przeładował broń z uśmiechem na twarzy i zaczął celować w pustą przestrzeń.
-Lo'ak spadajmy stąd, będą problemy.- powiedział starszy z wyraźnie słyszalnym zrezygnowaniem w głosie.Lo'ak natomiast nie przejął się słowami brata, po czym zauważył tylko jak prosto na nich leci helikopter.
Jeden ze starszych Na'vi z klanu rozwalił helikopter, jednak mimo to chłopcy mocno się poobijali.
Toruk Macto znalazł synów i w pośpiechu wrócił do bazy w podniebnych górach Alleluja.TERAŹNIEJSZOŚĆ
Neteyam powoli wstał i udał się już dość długo spóźniony na śniadanie. Ku jego zdziwieniu garstka rodziny siedziała jeszcze przy stole, oprócz Lo'aka, Pająka i Kiri.
Neteyam usiadł i jedyne co wpadło mu w oczy, to cały talerz Teylu spejalnie dla niego. (coś na styl larwy)
Chłopiec zjadł po czym udał się z rodzicami na patrol po górach, aby sprawdzić czy wokół nie ma żadnego zagrożenia.
Latali tak już pewien czas, kiedy jego brat poinformował, że on wraz z Kiri, Pająkiem i Tuk są w niebiezpieczeństwie.POV.NETEYAM
Kiedy usłyszałem, że moja rodzina jest w tarapatach odrazu wraz z moją rodzicielką oraz ojcem polecieliśmy do nich najszybszym skrótem jaki znałem.
Kiedy w końcu dotraliśmy ojciec powiedział:-Neteyam, ty zostajesz i pilnujesz Ikranów.- powiedział to dość poważnym tonem.
-Ale tato jestem wojownikiem jak ty! Muszę walczyć!- lekko podniosłem swój ton.
-Dwa razy nie powtórzę.- powiedział Jake przez zaciśnięte zęby, było widać, że jest poddenerwowany. W końcu ktoś miał jego dzieci a ja chciałem znów udać się na niebiezpieczną misję.
Nie wytrzymałem długo i mimo zakazu ojca udałem się w strone rodzeństwa aby im pomóc, jak się z resztą okazało słusznie.
Kiedy zauważyłem, że moje siostry i brat wraz z Pająkiem uciekają w bezpieczne miejsce, odetchnąłem z ulgą. Jednak kryjąc się w krzakach zauważyłem jak jakiś Avatar celuję w moją mamę. Odrazu sięgnąłem po strzałe i wystrzeliłem, a ta przebiła łysego chłopa na wylot. Ładnie trafiony.
Jednak kolejni dwaj zaczeli strzelać do mnie z broni palnej, ale mój ojciec w pore mnie uratował.
Biegnąc do wszystkich razem z ojcem, kątem oka zauważyłem jak Pająk spada w jakąś przepaść a tamte Avatary go zabierają. Zdenerwowałem się. Pająk jest jak rodzina.
Ale wtedy nic już nie mogłem zrobić. Biegliśmy tylko przed siebie spotykając się wszyscy w jednym miejscu, oczywiście z wyjątkiem Pająka. Tamci w końcu odlecieli a my wróciliśmy do siebie.Jakiś czas później usłyszałem z naszego namiotu krzyki, a konkretnie krzyki moich rodziców. Razem z całym rodzeństwem podsłuchaliśmy kawałek rozmowy:
-Oni mają Pająka! On wie o nas wszystko!-wykrzyczał zdenerwowany ale też rozstrzęsiony Jake.
-Mój ojciec dał mi ten łuk chwilę przed śmiercią! Powiedział ,,Chroń nasz lud"! Jesteś Toruk Macto!-wykrzyczała Neytiri niechcąc zgodzić się na pomyśl o opuszczeniu klanu Jake'a.
-I tak ochronię lud? Mogą zaatakować w każdej chwili, wyślą tu wszystko co mają! A ci którzy nas ukryją, zginął. Rozumiesz?- drugą połowę zdania powiedział z większym spokojem niż dotychczas.- Jedno jest pewne. Gdziekolwiek trafimy, rodzina to nasza forteca.- dopowiedział już zupełnie spokojny mężczyzna.SKIP TIME-> 1 DAY
POV. JAKETóż przed naszym wylotem, odbyła się ceremonia. Ceremonia, na której Tarsem obejmie dowództwo i zostanie nowym nieugiętym Olo'eyktanem.
Kiedy było po wszystkim, odrazu ruszyliśmy w zupełnie inne nie znane nam jeszcze tereny klanów morskich.
Toruk Macto zniknie, lud będzię bezpieczny...
Niestety w życiu zawsze-COŚ SIĘ KOŃCZY, A COŚ SIĘ ZACZYNA.
————————————————————————
HEJKA WSZYSTKIM!!
Jacie nie wierze, że zaczynam pisać haha
Wybaczcie, że tak nudny początek, ale jakoś trzeba zacząć!
Mój plan jest taki, że chcę zrobić z tej książki naprawdę potężną książkę na zasadzie minimum 50 rozdziałów więc jeśli ktoś to czyta to zachęcam żeby zostać!!
Inspirowałam się oczywiście filmem ,,Avatar: The way of water", ale także wieloma takimi książkami z wattpada.
Po prostu omaga no kto nie kocha Neteyama?! Zaliczyłam chyba każdą książkę o nim haha.MIŁEGO DNIA/NOCY!!💙
CZYTASZ
Ten Jedyny. ~ NeteyamxVineya
FanfictionPierworodny syn najpotężniejszego w klanie wojownika zwanego Toruk Macto, którego poczynania znają wszyscy Na'vi, wylatuję wraz z rodziną w zupełnie nowe, nieznane im wcześniej tereny. Finalnie trafiają do klanu Metkayina, gdzie główny bohater pozna...