Rozdział 5

47 7 0
                                    

Annika

- Ciociu, nic ci nie jest? - spytałam patrząc jak przykłada rękę do zaczerwienionego policzka, który już po chwili zrobił się fioletowy i powrócił do normalnej barwy.

- Nie nic mi nie jest, kochanie. - odpowiedziała dalej przyciskając dłoń do policzka. - Dziękuję. - zwróciła się do Thomasa, który ze wzrokiem wbitym w podłogę, chrząknął coś w stylu "nie ma za co" zdecydowanie zażenowany swoim czynem. Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby kogoś uderzył, a już na pewno nie mnie ani ciotkę. - Anniko, czy zdarzyło się jeszcze coś dziwnego w ostatnim czasie, przez co pojawiły ci się te tatuaże na rękach? Poza dzisiejszym przypadkiem w szkole i tym teraz. - zastanowiłam się.

Nie, raczej nie. Nie przypominam sobie, żebym widziała wcześniej canfige na rękach. - ciocia spojrzała na mnie podejrzliwie, ale zanim zdążyła zadać pytanie odezwał się Thomas.

- Ja jej powiedziałem.

- Tylko to?

- Tylko to.

- Dobrze.

- Ciociu, czy to coś złego, że zrobiłam to coś z wiatrem? Naprawdę nie chciałam, nawet nie wiem jak to zrobiłam. Naprawdę...

- Nic nie szkodzi Anniko. Nie wiem jeszcze czy to coś złego, że posiadasz dwa tak różne od siebie żywioły, ale obiecuję ci, że znajdę odpowiedź, jak tylko dotrzemy na miejsce. Thomasie - odwróciła się do niego. - mówiłeś, że już są prawda? - powiedziała miękko.

- Tak Margaretto. Przybyli. - odpowiedział wracając powoli do swojej zwykłej wyprostowanej postawy.

- Więc prowadź. Czas wracać do domu.

- Ciociu, przecież my jesteśmy w domu. Tu jest nasz dom. - odezwałam się.

- Anniko, nie zaprzeczę teraz, że to miejsce nie stanowi części ciebie. Wiem, że na zawsze zachowasz ten zakątek świata w swoim sercu i żadne moje słowa tego nie zmienią, ale twój dom jest gdzieś indziej. Czujesz to w głębi, że czegoś ci brakuję. Czujesz, że nie jesteś pełna, dopóki nie dotkniesz ziemi w miejscu, w którym się urodziłaś. Vita vi jest w tobie silna. Silniejsza niż we mnie, czy w innych znanych mi magach i czarodziejkach, ale poczujesz swoją moc prawdziwie dopiero, kiedy wrócimy do Magicznego Wymiaru. Proszę kochanie zaufaj mi.

- A dziewczyny? Co z Sophie i Blair?

- Obawiam się, że musisz je tu zostawić razem z tym domem.

- Czy będę je mogła kiedyś jeszcze zobaczyć? - spytałam czując jak moje serce rozdziera się na dwoje.

- Może za jakiś czas. Nie wiem jak dużo czasu minie, zanim opanujesz swoje zdolności, ani ile czasu zajmie ci to co będziesz musiała zrobić. Prędzej czy później.

- A co będę musiała zrobić? - mętlik w mojej głowie tylko się powiększał.

- To nie jest temat na rozmowę w tym momencie. Musimy iść Anniko. Czekają na nas. - ucięła Margaretta kierując się w stronę otwartych drzwi tarasowych.

- Statek i gwardziści, którzy zabiorą nas do Pałacu Królewskiego na Starlaxie.

- Gdzie? Nie mówiłaś przypadkiem, że jestem Księżniczką Celesty? To to samo?

- Nie. Oczywiście, że nie. Starlax jest Wymiarem Gwiezdnym, nasze Królestwo jest z kolei Wymiarem Centralnym.

- Więc nie powinniśmy się udać na Celestę, mówiłaś przecież o powrocie do domu.

- Cały Magiczny Wymiar jest naszym domem kochanie. Poza tym Król i Królowa Starlaxu na ciebie czekają. Twoi dziadkowie bardzo się za tobą stęsknili.

Kroniki Magii. AnnikaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz