Annika
- Kto wygrał? - lekko zdyszany głos Cala wyrwał mnie z transu, w jaki wciągnął mnie wyścig. Kto wygrał? Boże, totalnie zapomniałam o tym aspekcie. Spojrzałam skonsternowana na twarze reszty zgromadzonych.
- Nikt. - odezwała się Dorana.
- Jak to nikt. - oburzył się mój kuzyn.
- Byliście na mecie jednocześnie.
- Co!!? - szok i niezadowolenie, na twarzy Cala były niesamowicie wyraźne. Miałam wrażenie, że jego oczy zaraz wyskoczą z pod powiek. Nie mogłam na niego patrzeć, bo automatycznie chciało mi się śmiać, starałam się ukryć chichot mocno zagryzając wargi w cienką linię. Kątem oka zauważyłam, że nie tylko ja tamuje fale rozbawienia, niedaleko mnie ojciec Cala, Bruce, także z całej siły starał się nie roześmiać.
- Idealnie w tej samej nanosekundzie. - dopowiedziała babcia przesuwając coś na swojej bransolecie. Pewnie to urządzenie, które pokazywał mi Cal. Po chwili przed nami wyświetlił się mały półprzezroczysty ekran z filmem. Na nagraniu była bardzo dobrze widziana meta, na którą w zwolnionym tempie wlatują Cal i Orion. Kadr zatrzymuje się idealnie w momencie przekraczania mety przez oba smoki. Komputer rysuje grubą czerwoną linię mety, o równocześnie dotykają czubki pysków ich Smoków. Gdzieś za mną słyszę rechot Thomasa, próbującego ukryć go kaszlem. Nie do końca mu się to udało.
- Żądam rewanżu!
- Nie ma rewanżu młody.
- Jak to nie? Czyżbyś się bał, że za drugim razem przegrasz?
- Nie, ale jeszcze przed kolacją mam ważną naradę, na którą chcąc nie chcąc muszę przyjść.
- Jutro? - Orion uśmiechnął się pod nosem i pokiwał przecząco głową.
- Może kiedyś, Caelu. Może kiedyś. A teraz przepraszam kochani, ale muszę już wracać do swoich obowiązków. Aspenie miło było cię znów gościć. - obaj mężczyźni skinęli sobie z szacunkiem głowami. - Miłej zabawy Anniko. - mrugnął do mnie i odleciał z powrotem w stronę pałacu, do którego tłumnie powracała reszta pałacowego personelu.
- Może ty chcesz się pościgać? - Cal podleciał bliżej mnie. - Chcesz czy nie? - wpatrywał się we mnie.
- Do mnie mówisz? - spytałam zdziwiona.
- Synu wystarczy. - Do Dorany podleciał na dziwnym, ciemnym motocyklu jeden ze strażników i przekazał coś na ucho. Babcia zmarszczyła brwi, wszyscy wpatrywaliśmy się w nią w cieszy.
- Myślę, że jeden wyścig dzisiaj w zupełności ci wystarczy chłopcze. - odchrząknęła i zwróciła się do nas. Strażnik schylił głowę i zawrócił maszynę w stronę pałacu. - Czas wracać do obowiązków, moi drodzy. Anniko, to dobry czas na zadomowienie się w swojej komnacie nie sądzisz? Wiem, że jeszcze wszystkiego nie zobaczyłaś. Możecie z Calem kontynuować zwiedzanie po kolacji. - skinęłam głową na znak, że rozumiem. - Thomasie?
- Tak Wasza Wysokość? - odezwał się zza moich pleców.
- Odprowadzisz Annikę i Caela do ich komnat i dołączysz do nas.
- Oczywiście.
- Caeliusie, ty także wróć do swoich obowiązków. Niech żadne z was nie wychodzi ze swoich komnat, dopóki ktoś po was nie przyjdzie. - tylko powaga w głosie Dorany powstrzymała mnie teraz od roześmiania się. Caelius? Zwróciłam głowę lekko ku Calowi, ale on zacisnął tylko zęby i skinął sztywno głową.
- Do zobaczenia wszystkim. - powiedziałam i skierowałam Goldiego za Mataharii.
Bez słowa wylądowaliśmy na ziemi, co przyznam przy małych prędkościach wychodziło mi nawet zgrabnie, odprowadziliśmy nasze Smoki do boksów i poczęstowaliśmy giga ciasteczkami. Widziałam, że Cal jest spięty i zły, ale jak mam do niego zagadać? Może nie lubi się uzewnętrzniać, właściwie to niewiele o nim wiem. O nich wszystkich. Nawet nie zdradził mi swojego pełnego imienia, chociaż na jego miejscu nie wiem czy zrobiłabym to samo. Dzięki niech będą, że moi rodzice nazwali mnie na tyle normalnie. Wzięłam głęboki oddech.
![](https://img.wattpad.com/cover/346326809-288-k955736.jpg)
CZYTASZ
Kroniki Magii. Annika
FantasyHistoria o dawnych tajemnicach, kłamstwach i magii głęboko ukrytej przed naszym światem. Annika zawsze sądziła, że jest zwyczajną dziewczyną, żyjącą na obrzeżach małego spokojnego miasteczka. Nigdy nie wierzyła w magię, ani w stare podania, do czasu...