VII

37 2 0
                                    

Sierpień. Za miesiąc wracam do szkoły. Wracamy. Ja, Synek i Wężyk. Z DingDong'a Wężyka dowiedziałam się, że chętnie zmieniłby profil i poszedł na gastronomię, żeby robić dobre kebaby z żuli. „Ale jestem chyba za stary". Tak powiedział. Dla mnie naprawdę mógł zmienić ten profil, bo nie wyobrażałam sobie ujrzeć go na żywo. Byłam niemal pewna, że, jeśli już miałby się pokazać, to tylko z brudnym ryjem i srebrnym papierkiem po kebabie przyklejonym do koszulki. Byłam wręcz przekonana, że uznałby to za niemałe wyróżnienie; niczym medal w postaci wylizanego pazłotka. Każdy jego uśmiech do kamery po pokonaniu góry kebabów śnił mi się po nocach. Miałam wrażenie, że już nawet nie chodziło o smak, ale o coś osobliwego w tym mięsie, co wprawiało człowieka w obłęd. Druga sprawa, że od trzech lat celowaliśmy w te same ławki, a zarówno na języku ojczystym, jak i robotyce, siedzieliśmy razem. Każdego roku odczuwałam stres związany z odrzuceniem, jakby jedna osoba z naszej skromnej grupy, miała zrezygnować z dzielenia ławki z kimś takim, jak ja. Z pewnością właśnie na to powinnam się szykować...

Wstyd nie będzie na tyle dotkliwy, odkąd Lusia zmarła. Gdyby żyła i miałaby być świadkiem tego, jak zarówno Wężyk i Synek, odrzucają mnie na bok, mogłoby być niezręcznie. Wmawiałam sobie, że te wszystkie myśli miały być próbą zatuszowania bólu po jej odejściu, ale czy tak rzeczywiście było? Czy bolało mnie to, że już jej nie ma? Jedyne, co było w tym wszystkim przykre to sposób, w jaki zmarła, ale samo jej odejście było niejako zdjęcie ze mnie ciężaru.

Ostatnio zdarzało mi się częściej „odwiedzać" dworzec. Wdychanie swądu mielonego mięsa, było relaksujące, zupełnie jakby w tych wszystkich drobnych budkach, miała mieścić się fabryka obróbki mięsa. Wszystko przez świadomość, że byłam jedną z niewielu, która nigdy nie posmakowała tej spaczonej kupy gówna.

Nie było nic bardziej żałosnego, niż widok mijających mnie dżentelmenów czy pań w czarnych garniturach i białych koszulach, którzy zatrzymywali się przy budkach z kebabami i zamawiali wypchane placki pełne soczystego mięcha. Słyszałam, jak dopytywali się sprzedawcy o składniki, gramaturę; „Może Pan powiedzieć, sprzed ilu dni te mięsko?", na co sprzedawca: „Ja sam obrabiałem mięso! Ten jest z dworca pod Krakowem, sprzed dwóch dni. Krakowscy żule mają wyjątkowo egzotyczny posmaczek". Czy miałam obsesje? Wyłapywałam każde słowo zamawiającego, a czasem zatrzymywałam się oparta o ścianę budki i nasłuchiwałam...

Kebab z żuli na Dworcu w WarszawieWhere stories live. Discover now