6. To dla Twojego dobra.

74 1 0
                                    

Niestety mój plan z zapasowym telefonem nie wypalił, ponieważ gdy byłam w szkole mama zabrała mi wszystkie ładowarki. Chyba się domyśliła, że zbyt dobrze zniosłam oddanie sprzętów.

-Chodź na obiad!- usłyszałam głos taty.

Wstałam z łóżka, odstawiłam książkę na biurko zaznaczając wcześniej stronę, na której byłam i wyszłam z pokoju. Usiadłam przy stole naprzeciwko ojca i w ciszy zaczęłam spożywać posiłek.

-Dalej jesteś na mnie zła? Minął już tydzień. - zapytała mama odkładając łyżkę do miski, w której była zupa.

-Ani trochę. Dziękuje Ci za to, że mnie zamknęłaś.- moja odpowiedź była wręcz przesiąknięta sarkazmem.

-To dla Twojego dobra.- mruknęła, a mnie zalewała krew.

-No tak. Zawsze ta sama wymówka. Idę zjeść do siebie. Dla MOJEGO dobra.- powiedziałam i podniosłam talerz.

-Siadaj.- powiedział tata, gdy już miałam wstawać z krzesła.- To ma być rodzinny obiad.

-Jak zwykle patrzycie tylko na siebie. Zapytaliście się mnie chociaż jak spędziłam czas z Adamem? Nie! Tylko go oskarżacie.- mówiłam głośniej niż powinnam

-Wypraszam to sobie. Nie oskarżyłem go o nic, a wręcz przeciwnie.- głos taty dalej był spokojny mimo tego co się działo.

-No ty może nie, ale mama to pojechała po całości tylko dlatego, że jest ode mnie starszy, a ja znalazłam w nim kolegę.- powiedziałam na jednym wdechu.

-Nie wiem co może Ci zrobić! Ty też go nie znasz! Wiesz chociaż jak ma na nazwisko!?- zaczęła krzyczeć i podniosła się z krzesła.

-Scott! Adam Scott!- również odpowiedziałam jej krzykiem. Jedno wypowiedziane przeze mnie zdanie sprawiło, że w pomieszczeniu zapanowała cisza.- Nawet nie waż się teraz traktować go jak księcia. Zaczęłaś być dla niego zła to leć dalej tą drogą. Co? Bogaty to nagle gadka się zmienia?

-Nie miałam zamiaru mu się przymilać ze względu na to kim jest.- mówiła oschle, jednak widać było, że kłamała. Żałosne.

-Tak? A wyglądało to inaczej.- powiedziałam wstając od stołu. Ubrałam buty, kurtkę i jak najszybciej wyszłam z mieszkania.

***

-Nie lubią Adama Scotta?- zaśmiał się Wojtek po tym jak opowiedziałam mu historie z moimi rodzicami. Mężczyzna położył herbatę na szklany stolik, który stał w kącie sklepu, a sam napił się czarnej kawy. W prawdzie był on dla klientów, ale skoro nikogo tu nie było to zrobiliśmy sobie małą kawiarenkę.

-Głównie mama. Nie wiem co ona ma do Ciebie i do Adama.- powiedziałam biorąc łyk gorącego napoju.

-Uważam, że po prostu boi się tego, że my albo Adam Cię jej zabierzemy.- podsumował poprawiając się na sofie.

-Czyli boi się, że będę miała chłopaka? Przecież kiedyś musi to nastąpić. Poza tym mam już 17 lat. Bez przesady. I tak na siebie uważam jak tylko mogę.- prychnęłam, przewracając oczami.

-Dla niej to nie wystarcza. Może Ci nie ufa do końca dlatego chce Cię kontrolować.- czy to w ogóle możliwe żeby mi nie ufała? Przecież to bez sensu. To tak jakby nie ufała temu jak mnie wychowała.

-Nie ufa samej sobie.- powiedziałam spuszczając wzrok. Czułam jak mężczyzna patrzy się na mnie z niezrozumieniem.

-Możliwe.- po tych słowach w sklepie zapanowała cisza. Za ladą nikogo nie było, bo na niedziele Wojtek daje dziewczynom wolne i sam staje za ladą, a Ricardio prawdopodobnie śpi. Wzięłam kubek z herbatą do dłoni i popijałam spokojnie napój.- Ma tylko Ciebie. Gdybym miał tylko jedno dziecko też bym się o nie martwił. Może spróbuj popatrzeć na tą sytuacje z jej perspektywy?

I'll dance in my own hellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz