14. Rozpuszczone bachory. (18+)

71 3 3
                                    

Minęło już parę dni, odkąd powiedziałam Wojtkowi o tym, że nie ma powodu, abym nie przychodziła do pracy. W tym momencie jest ona jednym miejscem, gdzie za dużo nie rozmyślam o zielonookim. Na wiadomość o tym, że Wojtek chce mnie przenieść do drugiego sklepu zaczęłam się szczerzyć jak głupia. Nowe miejsce, w którym aktualnie przebywam nie kojarzy mi się z chłopakiem, gdyż ani razu tu się nie spotkaliśmy co mam nadzieję, że nigdy się nie zmieni.

-Dzień dobry.- usłyszałam męski głos na co moje serce zaczęło mocniej bić. Podniosłam głowę, znad kartki, na której notowałam ostateczne informacje co do stoika na świeczki, który jakiś czas temu został zamówiony w pierwszym sklepie. Ricardio zdecydował się wykonać jeden z moich projektów. Razem z Wojtkiem, doszli do wniosku, że tworzę genialne projekty i w przyszłości stworzą z nich album, który będzie dostępny dla każdego klienta jaki przyjdzie do sklepu. To z tego albumu kupujący będzie mógł wybrać wzór, który mu odpowiada danej rzeczy. Tak, nie będą to tylko stoiki. Gdy jednak jakiś wzór nie będzie idealny dla klienta będę go modyfikować lub tworzyć nowy. Podoba mi się ten pomysł, gdyż lubię rysować i mam też dużo pomysłów. Poza tym łatwo zarobić z tego dużo kasy.

Moje serce za każdym razem zaczyna szybciej bić, gdy słyszy jakikolwiek męski głos, do momentu, kiedy się nie zorientuję, że to nie głos tego mężczyzny, który uprzykrza mi życie swoją obecnością.

-Dzień dobry. Jeśli dobrze, pamiętam Pan przyszedł odebrać stoik na świeczki?- powiedziałam posyłając uśmiech starszemu, już mężczyźnie.

-Tak, dokładnie. Przepraszam, że dopiero teraz go odbieram, ale byłem poza miastem w święta.- tłumaczył się siwowłosy.

-Dla nas to nie problem, a raczej nawet lepiej, gdy klient odbiera później zamówioną rzecz, gdyż mamy czas żeby dokładnie ją zrobić oraz w razie jakichkolwiek błędów poprawić projekt na jeszcze lepszy czy lepiej wypolerować.- uśmiechnęłam się.

Polubiłam kontakt z klientami, mimo, że na początku strasznie się go bałam. Myślałam, że ludzie, którzy będą tu przychodzić będą wredni i oczywiście zdarzają się takie przypadki, ale większość klientów jest bardzo wyrozumiała.

-Jasne rozumiem.

-W takim razie ja pójdę po Pański stoik na zaplecze.

-Dobrze, ja w tym czasie rozglądnę się po sklepie może coś zwróci moją uwagę, do tego stopnia abym to kupił.- nie odpowiedziałam już na to nic, tylko się uśmiechnęłam i pognałam na zaplecze. Całe szczęście, nie ma tam żadnych zamówień oprócz tego jednego. W sumie nic dziwnego, skoro chłopcy wpadli na pomysł robienie częściej zamówień jakoś dwa dni temu.

Kiedy odnalazłam rzecz, po którą tutaj przyszłam, przyglądnęłam się jej jeszcze raz na szybko sprawdzając czy nie ma żadnych skaz. Na szczęście nic nie znalazłam.

-Proszę, oto pański stoik.- dałam go mężczyźnie do rąk. Nie słysząc nic, przestraszona zapytałam.- Podoba się Panu czy będziemy robić kolejny?

-Tak, to znaczy nie. Znaczy podoba mi się i to bardzo. Po prostu nie spodziewałem się, że będzie on aż tak piękny i idealny.- powiedział patrząc na mój wyrób trzymając go w rękach.- I ciężki.- zaśmiał się kładąc świecznik na blacie biurka.

-Dziękuję.- powiedziałam również się śmiejąc- Wszystko zostało ręcznie przeze mnie zrobione, pomysł również był mój, więc ma Pan stuprocentową pewność, że nie znajdzie Pan tańszego zamiennika- powiedziałam uśmiechając się szeroko. Byłam cholernie dumna z tego, że dokonałam tak ważnego zadania. W końcu to była pierwsza poważna rzecz, którą wykonałam sama bez pomocy innych.

I'll dance in my own hellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz